"Ci, co rozpylali mgłę w Rosji, uruchomili wulkan"
Już w dzień tragedii pod Smoleńskiem w internecie pojawiło się wiele teorii spiskowych na temat przyczyn katastrofy. Bogusław Wołoszański, autor m.in. programów „Sensacje XX wieku” mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że tragedia została wykorzystana do zbijania kapitału politycznego. Dziennikarz twierdzi też, że dochodzenie do prawdziwych przyczyn katastrofy może potrwać miesiące, a nawet lata.
26.04.2010 | aktual.: 26.04.2010 14:11
"Po tragedii zawsze pojawiają się teorie spiskowe" - wywiad WP.
WP: Agnieszka Niesłuchowska: Po tragedii pod Smoleńskiem niektórzy politycy straszyli, że będziemy mieli do czynienia z chaosem. Krótko po katastrofie poseł PiS Antoni Macierewicz określił sytuację jako stan zagrożenia państwa. Czy ta opinia była uzasadniona? Mieliśmy się czego bać?
Bogusław Wołoszański: W każdym państwie zawsze wydarzenie tak tragiczne i głośne staje się tematem rozgrywek politycznych i propagandowych. To obrzydliwe, bo w tym czasie należy milczeć. A tak dochodzimy do absurdu, gdyż można uznać, że ci sami, którzy rozpylili mgłę nad Smoleńskiem, tuż potem rozpylili pył z islandzkiego wulkanu nad Europą, żeby prezydent USA nie mógł przylecieć na pogrzeb.
WP: Na temat przyczyn tragedii pod Smoleńskiem pojawiło się jednak wiele teorii spiskowych. Jedną z nich jest to, że za zamachem stoi Rosja, która chciała pozbyć się niewygodnych Polaków, którzy upominali się o Katyń. Jak pan ocenia takie pogłoski?
- Staram się ich nie słuchać. Zawsze gdy dochodzi do tragedii na taką skalę pojawiają się bardziej, mniej lub całkowicie bezsensowne teorie. Aby dojść do prawdy musi upłynąć wiele czasu ale ludzie są niecierpliwi, dlatego wymyślają takie historie. Robią to również politycy, którzy płacząc nad trumnami, starają się równocześnie zebrać polityczne zyski.
WP: Ale są również bardziej wiarygodnych hipotezy o tym, że mógł zawieść system naprowadzania, że były naciski na pilota, że warunki geograficzne i atmosferyczne się do tego przyczyniły. Czy kiedyś poznamy prawdziwe przyczyny katastrofy?
- Jesteśmy na tym etapie rozwoju techniki, że możemy liczyć na całkowite odtworzenie przebiegu tej tragedii. Rejestrowane są rozmowy między wieżą a samolotem, czarne skrzynki i rejestratory głosu nagrywają rozmowy pilotów i pasażerów (choć podobno nagrania w kabinie pasażerskiej prezydenckiego samolotu nie było), zapisują dokładne parametry lotu i informacje o działaniu głównych zespołów samolotu. To tam jest zarejestrowana prawda. Nad poznaniem szczegółów pracują polscy i rosyjscy specjaliści, więc nie sądzę, abyśmy mieli do czynienia z próbami manipulacji zapisami. Zaczekajmy więc na głos ekspertów.
WP: Jak długo możemy na to czekać?
- Miesiącami a nawet latami, bo chodzi nie tylko o odsłuchanie nagrań z czarnych skrzynek, ale również szczegółowe badanie wraku. Trzeba będzie wykluczyć awarię mechanizmu, która np. mogła prowadzić do zablokowania sterów, a więc odnaleźć tysiące części, na jakie rozpadł się samolot i zbadać je szukając uszkodzeń. Nie ma innego wyjścia.
WP: Jakie wnioski należałoby wyciągnąć z tej tragedii?
- Wnioski będziemy mogli wyciągnąć dopiero po poznaniu prawdy, bo na razie nie wiemy, czy pilot nie został skłoniony do lądowania, czy nie doszło do awarii któregoś z zespołów samolotu.
WP: W kontekście tragedii smoleńskiej często przywoływana jest katastrofa lotnicza, w której zginął premier polskiego rządu na uchodźstwie i naczelny wódz - generał Władysław Sikorski. Jakie piętno odcisnęła na Polakach tragedia z 4 lipca 1943 r.?
- Śmierć generała Sikorskiego zmieniła historię Polski. Utrata przywódcy tej rangi, charyzmy, szacunku, jakim był darzony, polityka, który tak dobrze znał najważniejszych ludzi tamtego świata: Roosevelta i Churchilla, musiała się przełożyć na naszą historię. Ułatwiła bowiem zadanie Stalinowi, który chciał podporządkować sobie Polskę. Gdyby nie doszło do tej tragedii z pewnością historia naszego kraju potoczyłaby się inaczej.
WP: Od czasu katastrofy liberatora, w którym zginął generał do czasu Smoleńska wydarzyło się wiele innych katastrof, w których ginęli czołowi politycy, jak choćby prezydent Pakistanu (1988 r.), prezydenci Ruandy i Burundii (1994 r.) czy Macedonii (2004 r.).
- To prawda. Warto też wspomnieć o katastrofie 17 września 1961 r., w której zginął sekretarz generalny ONZ Dag Hammarskjöld. To on doprowadził do usunięcia z Konga wojsk belgijskich, które przez dłuższy czas rabowały afrykańskie państwo. Czy to było powodem jego śmierci? Nie wiemy, gdyż wtedy czarne skrzynki dopiero instalowano w samolotach pasażerskich.
WP: Jak takie katastrofy wpływają na późniejsze losy osieroconych narodów?
- Wszystko zależy od państwa i jego stopnia zorganizowania. W państwach młodych, jak Macedonia, tego rodzaju wypadek ma większe przełożenie na życie państwa. W innych, bardziej dojrzałych państwach demokratycznych zagrożenie chaosem nie istnieje. Łatwiej z taką tragedią radzą sobie jednak kraje, w których funkcjonuje system parlamentarny, trudniej w krajach takich jak USA, gdzie prezydent odgrywa dominującą rolę. Trzeba jednak podkreślić, że śmierć przywódcy nie zmienia nagle losów kraju, to kwestia dłuższego procesu.
WP: No właśnie, jak zatem śmierć prezydenta Johna F. Kennedy'ego odbiła się na losach Ameryki?
- Za życia Kennedy, w sposób nieuzasadniony, zyskał sławę i sympatię, choć był najgorszym politykiem w historii USA. Czego się nie dotknął to spaprał. Miał na swoim koncie porażające klęski – jak np. inwazję w Zatoce Świń na Kubie, próby zabicia Castro, rozmowy z Chruszczowem w Wiedniu, budowę muru berlińskiego przez Rosjan i enerdowców. Był jednak lubiany ze względu na żonę, rodzinę, urodę. Ludzie kierowali się sympatią, a nie oceną polityki. Kennedy był jednak schorowany, wplątał się w niezliczone miłostki z prostytutkami podstawianymi przez KGB. Prawda o nim zaczęła jednak wychodzić wiele lat po jego śmierci. Następca Kennedy'ego, Lyndon Johnson, był nieudany - wplątał Amerykę w wojnę w Wietnamie.
WP: Mówił pan, że śmierć polityka zmienia sposób postrzegania go. Tak też dzieje się w przypadku Lecha Kaczyńskiego. Czy będziemy świadkami dalszej mitologizacji prezydenta?
- W polskiej kulturze, ze względu na naszą tragiczną historię, głęboko zapisany jest szacunek dla zmarłych. Stąd zasada, że o zmarłych mówi się dobrze, albo wcale. W przypadku prezydenta Kaczyńskiego sądzę, że raczej wcale.
Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska