Manifestacja PiS w Warszawie. "To potrafi tylko Jarosław Kaczyński"
Na sobotę w Warszawie PiS zaplanował marsz przeciwko polityce migracyjnej rządu, oskarżając przy tym o przyzwolenie na nielegalną migrację. Przedsięwzięcie w mediach społecznościowych skomentował Donald Tusk.
Początek manifestacji PiS "STOP nielegalnej migracji! NIE dla umowy z Mercosur!" zaplanowano na placu Zamkowym w sobotnie popołudnie. W mediach społecznościowych od rana publikowane były zdjęcia osób, które wybierały się na marsz. Jarosław Kaczyński już wcześniej wzywał "wszystkie siły patriotyczne" do wzięcia w nim udziału.
Sprawę w sobotę przed rozpoczęciem manifestacji skomentował premier. "Ściągnąć do Polski rekordową liczbę migrantów, a następnie wezwać do protestu przeciw migracji, potrafi tylko Jarosław Kaczyński" - napisał Donald Tusk w mediach społecznościowych.
Sankcje na Rosję. Ekspert dosadnie o ciosach w Putina: miały ograniczony charakter
W Prawie i Sprawiedliwości sceptyczni ws. manifestacji
Po raz pierwszy temat dużej, jesiennej manifestacji przeciwko migracji pojawił się w PiS pod koniec lipca. Wtedy Jarosław Kaczyński na konferencji prasowej wezwał "wszystkie siły patriotyczne do tego, żeby w tym uczestniczyły".
- To manifestacja przeciwko nielegalnej imigracji, przeciwko paktowi migracyjnemu, przeciwko tym wszystkim działaniom, które mają przynieść Polsce nieszczęście i to ciężkie nieszczęście - oświadczył prezes Prawa i Sprawiedliwości.
W tym czasie opinia publiczna żyła tym, co się dzieje na zachodniej granicy, gdzie Robert Bąkiewicz organizował samozwańcze patrole, dla "ochrony granic". Temat nielegalnej migracji był jednym z najczęściej przewijających się w mediach i debacie publicznej. Teraz sobotnia demonstracja nie budzi entuzjazmu wśród części posłów PiS.
To PiS wynegocjował pakt migracyjny
Przypomnijmy, że w imieniu Polski, pakt migracyjny negocjował rząd Prawa i Sprawiedliwości, a jego ostateczny kształt, zatwierdzony przez ministrów UE w maju tego roku, spotkał się ze sprzeciwem Polski, Słowacji i Węgier.
Obecny rząd Donalda Tuska podkreśla, że negocjacje nad paktem zakończyły się tydzień po ich zaprzysiężeniu i krytykuje ich rezultaty. Pakt migracyjny to zestaw unijnych przepisów, mających na celu uregulowanie polityki migracyjnej i azylowej, wprowadzając m.in. mechanizm obowiązkowej solidarności, czyli roczną relokację migrantów lub opłatę 20 tys. euro za każdą nieprzyjętą osobę.
Ponadto za czasów rządów PiS wybuchła tzw. afera wizowa, która dotyczyła korupcji przy wydawaniu wiz do Polski przez urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych i służby konsularne. Według raportu NIK, w latach 2018-2022 wydano 6,5 miliona wiz, w tym ponad 366 tysięcy obywatelom krajów muzułmańskich i afrykańskich, często bez odpowiedniej kontroli, a wiceminister Piotr Wawrzyk był zamieszany w nieprawidłowości, polegające m.in. na forsowaniu list nazwisk osób do przyspieszonego trybu wizowego. NIK wskazało na istnienie "nietransparentnego i korupcjogennego mechanizmu" wpływania na decyzje konsulów.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Poparcie Tuska to "efekt flagi"? Mamy najnowszy sondaż
Politycy Prawa i Sprawiedliwości, zapowiadając manifestację, podkreślali, że jej celem jest wyrażenie sprzeciwu "wobec decyzji oligarchów unijnych". Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak stwierdził podczas konferencji prasowej, że wprowadzenie paktu migracyjnego stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego Polski. Jego zdaniem należy przeprowadzić referendum w tej sprawie, które zapewniłoby gwarancję bezpieczeństwa. Polityk PiS podkreślił też, że umowa z Mercosur to jeden z elementów "tragedii polskiego rolnictwa".
Radio RMF FM poinformowało w sobotę rano, powołując się na nieoficjalne informacje, że Polska - ze względu na ogromną liczbę przyjętych uchodźców z Ukrainy - ma zostać wyłączona z relokacji migrantów i kontrybucji finansowych unijnego paktu migracyjnego.
Później te informacje potwierdził premier. "Mówiłem, że nie będzie w Polsce relokacji migrantów i nie będzie! Załatwione" - napisał Donald Tusk w serwisie X. Nie podał jednak żadnych szczegółów.