"Bóg płacze z matkami, które utraciły własne dzieci". Wielkanoc w cieniu wojny w Ukrainie
- Bóg jest z tymi, którzy zginęli w Buczy, Mariupolu czy Borodziance - mówi Wirtualnej Polsce ks. prof. Andrzej Kobyliński, filozof, kierownik Katedry Etyki UKSW w Warszawie. - Pamiętając o minionym stuleciu, nie można udzielać banalnych odpowiedzi dotyczących tajemnicy zła. Uważam, że trzeba na nowo przemyśleć filozoficzną i teologiczną koncepcję Boga i jego relacji do świata. Auschwitz i Kołyma w pewnym sensie wywróciły do góry nogami to wszystko, co wiedzieliśmy o Bogu przez tysiąclecia.
Czuje się ksiądz odpowiedzialny za zbrodnię w Buczy?
Nie, bo odpowiedzialni za tę masakrę są rosyjscy politycy, rosyjskie społeczeństwo i rosyjscy żołnierze. Nie ma więc w tym mojej winy jako osoby, jako konkretnej jednostki ludzkiej. Oczywiście można snuć dywagacje filozoficzne dotyczące odpowiedzialności mnie jako części ludzkości. Uważam jednak, że w obecnym momencie takie rozważania mogą być bardzo bolesne i raniące dla osób, które w Buczy straciły swoich bliskich. Matki opłakujące swoje zabite dzieci dobrze wiedzą, kto jest ich mordercą.
Pytam w kontekście niedawnej wypowiedzi papieża Franciszka. Potępia on wojnę i jej konsekwencje, ale nie wskazuje agresora. Skąd się bierze ta nieumiejętność nazwania po imieniu sprawców zła, które widzimy w Ukrainie?
Są dwie przyczyny tej niejasności papieża Franciszka. Pierwsza to rola, w jakiej on obecnie występuje. W kontekście obecnej wojny Franciszek jest bardziej politykiem i dyplomatą niż prorokiem i liderem religijnym. W ten sposób kontynuuje tradycje dyplomacji watykańskiej. Warto pamiętać o tym, że Watykan w obecnym kształcie, po 1929 roku, ma charakter państwa neutralnego. W ciągu tych blisko stu lat wszyscy papieże zachowywali się tak, jak obecnie zachowuje się Franciszek. W różnych konfliktach zbrojnych, również podczas II wojny światowej, przyjmowali postawę neutralności, respektując status Państwa Watykańskiego na poziomie prawa międzynarodowego. Nie wskazywali żadnego z agresorów po imieniu. Nie potępiali liderów państw, które były agresorami. Stawali w obronie ofiar, potępiali piekło wojny, ale nie wskazywali bezpośrednio nazw państw napadających na inne kraje.
Z kolei druga przyczyna jest bardziej ideowa. Franciszkowi bliski jest pacyfizm. Świadczy o tym chociażby to, że w 2020 roku zanegował koncepcję wojny sprawiedliwej.
Wojna może być w ogóle etyczna?
Przede wszystkim potrzebujemy etyki wojny, etyki wojskowej czy różnych kodeksów wojennych. Świat nigdy nie był doskonały, nie jest i taki nie będzie. W związku z tym wojny były, są i będą. Jednak musimy stawać na głowie, żeby do nich nie dochodziło.
Jeśli już dochodzi do wojny, trzeba tak działać, aby maksymalnie ograniczać barbarzyństwo i okrucieństwo. Kluczem do tego może być przyjęcie norm etycznych dotyczących prowadzenia wojny.
Moim zdaniem spór o to, czy wojna jest sprawiedliwa, jest sporem zastępczym. To spór o słowa, o semantyczne nazwanie rzeczywistości. Kwestią dużo poważniejszą jest natomiast normowanie etyczne konfliktów zbrojnych, które są częścią świata, w którym żyjemy.
Jest to możliwe? Patrząc na dowody rosyjskich zbrodni w Ukrainie raczej trudno dopatrywać się w nich postępowania etycznego.
Wychowanie jest trudną rzeczą, a już wychowanie moralne może być najtrudniejszą częścią każdego procesu edukacyjnego. Nie można się jednak poddawać. Trzeba każdego dnia pracować, by podwyższać poziom moralny naszego świata.
Przeraża nas barbarzyństwo wojny w Ukrainie, ale to nie jest tak, że jest to największe okrucieństwo, z jakim mamy do czynienia. Obecnie toczy się wiele innych wojen, o których za bardzo nie chcemy pamiętać. Każdego dnia giną na świecie tysiące ludzi.
Oczywiście, bolą nas ofiary w Buczy, ale pamiętajmy, że podczas II wojny światowej nasz kraj stracił sześć milionów obywateli. Każdego dnia przez sześć lat trwania wojny ginęło trzy tysiące obywateli naszego kraju. To pokazuje okrucieństwo świata.
Przekazanie broni Ukrainie jest etyczne? Watykan, słowami kard. Pietro Parolina, sprzeciwia się temu pomysłowi.
Przekazanie broni ludziom, którzy walczą o życie jest jak najbardziej etyczne. Nie rozumiem niektórych wypowiedzi kard. Parolina. Co więcej, w tej sytuacji można wręcz mówić o powinności etycznej, aby takiej pomocy militarnej udzielić państwu, które broni swojej niepodległości i chroni życie obywateli. Ukraina prowadzi typową wojnę obronną. Ukraińcy powinni otrzymać odpowiednią broń, żeby mogli odeprzeć rosyjską inwazję.
Prawo do wojny obronnej wynika z prawa do obrony koniecznej. Każdemu człowiekowi przysługuje takie samo prawo do życia, które nakłada na wszystkich innych ludzi obowiązek uszanowania tego życia. Dopuszczalność zabicia człowieka w obronie własnej dotyczy m.in. wojny obronnej. W XIII wieku św. Tomasz z Akwinu był pierwszym myślicielem chrześcijańskim, który zajął się tym zagadnieniem w sposób systematyczny. Sformułował on tzw. zasadę podwójnego skutku. Akwinata twierdził, że w akcie obrony własnego życia powodowane są dwa skutki: jeden z nich, mianowicie śmierć występuje "poza intencją" osoby działającej, natomiast przedmiotem zamierzenia jest drugi skutek, czyli zachowanie własnego życia. Ponieważ nie ma obowiązku poświęcenia własnego życia na rzecz życia bliźniego, wszystkie zaś prawa pozwalają odeprzeć siłę przy pomocy siły. Wobec tego w sytuacji ostatecznej konieczności można zastosować środek obrony, który pociąga za sobą śmierć napastnika.
Zbigniew Nosowski na łamach "Więzi" przekonuje, że od papieża, najwyższego moralnego autorytetu świata, powinniśmy oczekiwać, że nazwie zło.
Podzielam te uwagi i zgadzam się z zasadniczym przesłaniem tego tekstu. Zabrakło mi jednak w tym artykule uwzględnienia politycznej roli papieża. Być może w przyszłości konieczne będzie rozdzielenie funkcji: papież będzie liderem religijnym, a ktoś inny będzie prezydentem Watykanu, reprezentującym to państwo na arenie międzynarodowej.
Katolicy mają prawo oczekiwać innej postawy od Franciszka?
Nie można tego wymagać, jeśli nadal funkcjonuje papiestwo w obecnym kształcie, w którym papież jest politykiem i prezydentem Watykanu. Trzeba zdecydować, czy chcemy zachować ten model papieża-prezydenta i bronić neutralności Watykanu. Jeśli tak, to wypowiedzi papieża muszą być ostrożne i dyplomatyczne. Franciszek zachowuje się dokładnie tak, jak zachowują się liderzy państw neutralnych.
Drugim wariantem, co już powiedziałem, jest oddzielenie funkcji papieża jako głowy Kościoła od funkcji politycznej. Wówczas papież, jako lider religijny, będzie mógł bez żadnych ograniczeń stanowczo i radykalnie potępiać całe zło świata.
To jest problem do rozstrzygnięcia: czego chcą katolicy w przyszłości od Kościoła jako instytucji? Być może w przyszłości nie będzie Watykanu jako państwa. To ważne pytanie, zwłaszcza w kontekście postawy Franciszka wobec wojny w Ukrainie.
Gdyby papież wprost potępił Rosję i Władimira Putina, mogłoby to zamknąć drzwi do ewentualnego dialogu i mediacji z udziałem Stolicy Apostolskiej?
Dokładnie tak. Franciszek oferuje rolę mediatora w tym konflikcie. Jeśli ktoś chce być mediatorem, musi zachować bezstronność.
W takim razie po co nam Kościół, który nie umie nazwać zła?
To jest pewna cena, którą płaci Franciszek. W sensie duchowo-moralnym Watykan jako państwo i papież jako głowa tego państwa w tej chwili są obciążeniem dla misji religijnej i moralnej katolicyzmu.
Zobaczmy jednak, jak zachowują się inni liderzy religijni. Za bardzo nie słychać głosów oburzenia ze strony liderów islamu, buddyzmu czy hinduizmu. Najbardziej zdumiewa postawa Izraela, który sprzyja Rosji. Szkoda, że nie słychać mocnych głosów potępiających wojnę ze strony liderów judaizmu. Niestety, pieniądze rządzą światem. Miał rację Cyprian Kamil Norwid, gdy twierdził, że "nie przepalony jeszcze glob sumieniem".
Postawa Franciszka jest podobna do postawy jego poprzedników. Oni również zachowywali powściągliwość wobec konfliktów zbrojnych.
Tak długo, jak papież chce być prezydentem Watykanu, musi zachowywać taką ostrożność. Rozumieli to papieże Benedykt XVI, Jan Paweł II, Jan Paweł I, Paweł VI, Jan XXIII, Pius XII czy Pius XI. Wynika to z obecnego kształtu Watykanu, który określają Traktaty Laterańskie z 1929 roku. Wówczas powstał Watykan w nowym kształcie po tym, jak w 1870 roku zlikwidowano Państwo Kościelne, które zostało założone w 754 roku. Państwo Kościelne nie było państwem neutralnym. Zresztą w przeszłości nie funkcjonowała taka kategoria prawa międzynarodowego.
W czasie istnienia Państwa Kościelnego, przez ponad tysiąc lat, papieże byli aktywnymi liderami politycznymi i wojskowymi, jasno określali swoje stanowisko w poszczególnych konfliktach zbrojnych, armia Państwa Kościelnego brała udział w wojnach.
Od momentu podpisania Traktatów Laterańskich Watykan stał się państwem neutralnym, a wszyscy papieże na arenie międzynarodowej zachowują się jak przywódcy państw neutralnych.
Mimo to, ta postawa papieży wzbudza kontrowersje.
Do dzisiaj dyskutujemy m.in. na temat postawy Piusa XII. Dlaczego nie potępił on expressis verbis Adolfa Hitlera czy Józefa Stalina. Podobne pytania dotyczą Jana Pawła II w kontekście inwazji Związku Radzieckiego w Afganistanie w 1979 roku, I wojny w Zatoce Perskiej w latach 1990-1991 czy II wojny w Zatoce Perskiej w 2003 roku. Obecna postawa Franciszka jest kontynuacją linii politycznej określonej w 1929 roku.
Dzięki neutralnemu statusowi Watykan ma swoich ambasadorów w wielu krajach świata. Ma też swoich obserwatorów w ONZ czy w UNESCO. To są pewne przywileje, które wiążą się z tym statusem państwa neutralnego. Jestem zdumiony tym, że w ciągu ostatnich tygodni w naszej debacie publicznej ten aspekt jest kompletnie nieobecny. Dyskutuje się o papieżu, pomijając istotne fakty dotyczące dziejów i specyfiki Watykanu, które pomagają nam zrozumieć, co się dzieje na naszych oczach.
Rozmawiamy w czasie Wielkiego Tygodnia. Jak świętować Wielkanoc, triumf życia nad śmiercią, gdy widzimy tyle śmierci za naszą wschodnią granicą?
W tym roku na naszej ziemi mamy ponad dwa miliony gości z Ukrainy, uciekinierów wojennych. W konsekwencji nasze przeżywanie świąt wielkanocnych będzie trochę polsko-ukraińskie. Szczególnie istotna jest konieczność zrozumienia tego, co się dzieje w tej chwili wokół nas. Oprócz prywatnej modlitwy czy pomocy materialnej Ukraińcom, warto zadać sobie głębsze pytania dotyczące zła, przemocy i Bożej opatrzności. Jak pogodzić istnienie Boga wszechmogącego z istnieniem wojny, śmierci i zbrodni? Kim jest Bóg, w którego wierzymy?
Święta wielkanocne są piękne i bogate liturgicznie, ale są też bardzo trudne intelektualnie. W tym czasie przeżywamy najtrudniejsze tajemnice życia człowieka: śmierć, umieranie, cierpienie aż po powstanie z martwych. Intelektualne zrozumienie Wielkanocy łączy się z ogromnym wysiłkiem. Obecny rok, po dwóch latach pandemii i w kontekście wojny w Ukrainie, jest dodatkowym ciężarem.
Gdzie jest Bóg w Ukrainie?
Jest z tymi, którzy zginęli w Buczy, Mariupolu czy Borodziance. Pytanie o źródło zła jest stare jak świat. Jest ono obecne w każdej kulturze i religii. Nowością dla ludzi żyjących w XXI wieku jest świadomość wyjątkowości poprzedniego stulecia – stulecia zła. Nigdy wcześniej w dziejach świata nie było takiej apokaliptycznej eksplozji zła jak w XX wieku, czego symbolami są chociażby niemieckie obozy koncentracyjne, rosyjskie gułagi i chińskie laogai. Kilkaset milionów ludzi zostało zamordowanych w bestialski sposób. Jak zatem rozumieć obecność Boga w historii? Gdzie był Bóg w XX wieku?
Pamiętając o minionym stuleciu, nie można udzielać banalnych odpowiedzi dotyczących tajemnicy zła. Uważam, że trzeba na nowo przemyśleć filozoficzną i teologiczną koncepcję Boga i jego relacji do świata. Auschwitz i Kołyma w pewnym sensie wywróciły do góry nogami to wszystko, co wiedzieliśmy o Bogu przez tysiąclecia.
Dzisiaj szczególnie trzeba podkreślić koncepcję Boga współcierpiącego i obecnego pośród nas. Boga, który cierpi z tymi, którzy cierpią. W związku z tym na pytanie, gdzie jest dzisiaj Bóg na ziemi ukraińskiej, odpowiem tak: jest po stronie cierpiących, słabych, skrzywdzonych. Współcierpi z tymi, którzy doznali krzywdy. Płacze z matkami, które utraciły własne dzieci.
Wierzy ksiądz, że papież Franciszek pojedzie do Kijowa?
W najbliższym czasie raczej nie dojdzie do tej podróży, ponieważ papież chce być mediatorem w konflikcie Rosji z Ukrainą. Może Franciszek zmieni w tej sprawie zdanie, ale wydaje się to mało prawdopodobne.
Osobiście gorąco zachęcałbym obecnego Biskupa Rzymu do wykonania takiego symbolicznego gestu. W tym momencie cierpiąca Ukraina potrzebuje papieża bardziej jako proroka niż polityka. Żeby jednak do tego doszło, niezbędna jest głęboka reforma strukturalna w Kościele katolickim. Trzeba oddzielić misję religijną papieża od roli prezydenta Watykanu, który troszczy się o zachowanie neutralności własnego państwa.
Ks. Andrzej Kobyliński – filozof i etyk, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, kierownik Katedry Etyki w Instytucie Filozofii tej uczelni. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. Autor kilkuset publikacji naukowych i publicystycznych poświęconych problematyce filozoficznej, moralnej, społecznej. Komentator medialny różnego rodzaju zagadnień etycznych, religijnych czy politycznych. Jego zainteresowania naukowe koncentrują się wokół filozofii współczesnej, zagadnień etycznych i bioetycznych, praw człowieka, nihilizmu, filozofii religii, myśli postmodernistycznej, współczesnej filozofii włoskiej.