Biegły: Morawiecki mógł złamać konstytucję
W czwartek komisja ds. wyborów kopertowych zapoznała się z opinią biegłego prof. Piotra Uziębły na temat legalności działań podjętych przy ich organizacji. Konstytucjonalista wyliczył szereg uchybień proceduralnych w procesie uchwalania ustawy, która ich dotyczyła, a także błędów w jej zapisach. Odpowiadając na pytania członków komisji, przyznał, że ówczesny premier Mateusz Morawiecki "mógł złamać konstytucję".
W czwartek sejmowa komisja śledcza ds. wyborów korespondencyjnych wysłuchała opinii biegłego prof. Piotra Uziębły odnośnie legalności, prawidłowości oraz celowości działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów prezydenta w 2020 r. w formie głosowania korespondencyjnego.
Biegły ocenił, że projekt ustawy o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na Prezydenta RP, zarządzonych w 2020 r., nie powinien być nazywany ustawą.
Naruszenia proceduralne podczas uchwalania ustawy
- Skala naruszeń proceduralnych była porażająca - stwierdził prof. Uziębło. Jak tłumaczył, Trybunał Konstytucyjny wskazuje co prawda, że naruszenia proceduralne same w sobie nie skutkują wadliwością ustawy i pojedyncze naruszenia nie będą skutkowały ewentualnym stwierdzeniem jej niezgodności z konstytucją, ale na sprawę trzeba spojrzeć kompleksowo.
Prof. wskazał, że uzasadnienie projektu nie spełniało wymogów regulaminowych - było za krótkie i ograniczone do kilku zdawkowych informacji. - To był właściwie manifest polityczny - stwierdził.
Ponadto w uzasadnieniu pojawiło się stwierdzenie, że ustawa nie powoduje skutków finansowych dla budżetu państwa. - Wiemy, że tak nie było, wybory, które się nie odbyły te koszty generowały - dodał.
Zdaniem biegłego można przypuszczać, że projekt poselski był w rzeczywistości projektem rządowym. Wskazał także, że pierwsze czytanie projektu może się odbyć nie wcześniej niż 7. dnia od doręczenia posłom druku projektu. W tym przypadku okres ten nie został zachowany. - Istnieje możliwość skrócenia terminu decyzją Sejmu, ale to nie dotyczy procedury zmieniania kodeksów - stwierdził, tłumacząc, że choć omawiana ustawa nie była nazwana kodeksem, ewidentnie zmieniała kodeks wyborczy.
Kolejnym naruszeniem miało być stwierdzenie, że nieodrzucenie projektu w pierwszym czytaniu jest jednocześnie zgodą Sejmu na przejście projektu do drugiego czytania.
- Jak policzyłem, łącznie całe prace Sejmu nad tą ustawą trwały 2 godziny i 43 minuty, to tempo niewyobrażalne - ocenił. Zdaniem biegłego, to tempo wykluczało możliwość przeprowadzenia rzetelnej debaty sejmowej.
Niedociągnięcia i braki w zapisach
Konstytucjonalista wyliczał też niedociągnięcia i braki w samej ustawie o wyborach kopertowych. Jak wskazywał, przepisy m.in. nie regulowały sytuacji, w której wyborca nie chciał brać udziału w głosowaniu i nie chciał otrzymać pakietu wyborczego.
W ocenie Uziębły przepisy nie były zgodne z zasadą powszechności i równości. - W sytuacji takiej skali operacji nie jest wykluczone, że część głosów mogłaby być oddawana przez jedną osobę - podkreślił.
Zdaniem biegłego ustawa nie respektowała też praw osób z niepełnosprawnością, ponieważ nie przewidywała głosowania z nakładkami w alfabecie Braille'a.
Uziębło miał także wątpliwości, czy na podstawie tych przepisów możliwe byłoby zapewnienie tajności głosów i bezpieczeństwa głosowania, w związku z tym, że karty trafiałyby do specjalnych skrzynek, do których stały dostęp mieliby listonosze.
- Oprócz naruszeń proceduralnych ta ustawa zawiera cały szereg rozwiązań, które są ewidentnie albo wątpliwe prawnie, albo sprzeczne np. z zasadą zaufania obywatela do państwa bądź tej zasadzie przeczące - oświadczył biegły.
"Delikt konstytucyjny"
Konstytucjonalista mówił też o decyzjach podejmowanych na początku kwietnia 2020 r., w związku z wyborami kopertowymi, a więc przed przyjęciem ustawy przez Senat i przed podpisem prezydenta. Jak mówił, takie działania nie spełniały standardów państwa demokratycznego.
- Działamy na podstawie prawa, które obowiązuje, które weszło w życie, a nie na podstawie prawa, które być może wejdzie w życie. Wszystkie działania, które były podjęte na podstawie nieistniejącego prawa są ewidentnym naruszeniem prawa. W przypadku osób, które pełnią najwyższe funkcje państwowe to jest ewidentny delikt konstytucyjny - ocenił prof. Uziębło.
Zaznaczył, że nie było podstaw prawnych do wydania decyzji przez ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego zobowiązujących Pocztę Polską i PWPW do przygotowania wyborów prezydenckich. - Kompetencje w sferze prawa wyborczego, w tym kwestie związane z drukiem kart do głosowania, czy przygotowaniem całej procedury wyborczej nie należały w tym momencie do prezesa Rady Ministrów. Jednoznacznie można stwierdzić, że jest to przekroczenie kompetencji, których w tym momencie nie posiadał - oświadczył.
Morawiecki złamał konstytucję? "Jest przesłanka"
W ocenie Uziębły nie było legalnej możliwości przeprowadzenia wyborów w trybie kopertowym, jeśli nie wprowadzono stanu klęski żywiołowej. - Każde działania, które były podejmowane w toku procedury wyborczej nie powinny w tej procedurze obowiązywać - dodał.
Szef komisji śledczej ds. wyborów korespondencyjnych poseł Dariusz Joński (KO) zapytał biegłego o opinię, czy "powierzenie przygotowania i przeprowadzenia wyborów w formie decyzji bez podstawy prawnej Poczcie Polskiej było zgodne z konstytucją". Uziębło powiedział, że - w jego ocenie - jeżeli nie ma podstawy prawnej to nie można wydać decyzji, a ta podstawa która została przywołana - jego zdaniem - jest błędną.
- Jest przesłanka, że Morawiecki mógł złamać konstytucję - ocenił konstytucjonalista.
Ponadto zdaniem biegłego, nagła próba odsunięcia PKW i KBW od przygotowania i przeprowadzenia wyborów nie była standardem demokratycznym.
Michał Wójcik (PiS) zarzucił profesorowi, że nie zachował "przymiotu obiektywizmu" w swoich opiniach. Jako dowód przytoczył treść artykułów, w których zostały zawarte jego wypowiedzi krytykujące m.in. działania prezydenta Andrzeja Dudy czy same wybory kopertowe. Biegły zapewnił, że w przeszłości krytykował również referendum zorganizowane przez byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, więc nie uważa, żeby był stronniczy.