Bidena czeka za rok ciężka walka. Bez gwarancji sukcesu [OPINIA]

Stawka jest ogromna, bo powrót Donalda Trumpa byłby prawdziwą tragedią. W polityce zagranicznej czekałoby nas obcięcie albo wycofanie pomocy Ukrainie, reset z Putinem, a przynajmniej radykalne zmniejszenie obecności Stanów w naszym regionie. Co dotyka też żywotnego bezpieczeństwa Polski - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.

Prezydent USA Joe Biden
Prezydent USA Joe Biden
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | MICHAEL REYNOLDS / POOL
Jakub Majmurek

11.11.2023 | aktual.: 17.01.2024 14:17

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Wtorek okazał się dobrym dniem dla amerykańskich Demokratów. Partia utrzymała kontrolę nad senatem Wirginii i odebrała kontrolę nad jej Izbą Delegatów Republikanom. W Kentucky, konserwatywnym stanie, gdzie Trump wygrał z Bidenem w 2020 roku przewagą prawie 26 punktów proc., demokratyczny gubernator Andy Beshear zapewnił sobie reelekcję. W Pensylwanii demokratyczny kandydat wygrał wybory na sędziego stanowego sądu najwyższego. W Ohio wyborcy w referendum zdecydowali o zagwarantowaniu w stanowej konstytucji praw kobiet do aborcji.

Mimo wszystkich tych zwycięstw nastroje w Partii Demokratycznej dalekie są jednak od entuzjazmu.

Ostatnie sondaże pokazują bowiem, że w najważniejszych, coraz bardziej zbliżających się wyborach - prezydenckich za rok - Biden będzie miał wielki problem, by ponownie pokonać Trumpa.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ludzie czują, że za Bidena jest im gorzej

Sondaż SSRS dla CNN z wtorku pokazuje, że wśród zarejestrowanych wyborców Biden przegrywa dziś różnicą 4 punktów procentowych: 45 do 49 proc. W Stanach, by znaleźć się na liście wyborców, trzeba się najpierw zarejestrować, zarejestrowani wyborcy nie obejmują więc całości elektoratu - przed wyborami zwłaszcza Demokraci będą prowadzić akcje na rzecz rejestracji nowych lub niezarejestrowanych z różnych przyczyn wyborców, co może sprawić, że wyniki będą się różnić od tych sondażowych. Pytanie tylko, na ile taka akcja zmieni wynik.

Z kolei opublikowany w niedzielę sondaż dziennika "The New York Times" i Siena Poll wskazuje, że spośród sześciu stanów, które najpewniej zadecydują o wyniku następnych wyborów - Nevadzie, Georgii, Michigan, Arizonie, Pensylwanii i Wisconsin - Biden prowadzi tylko w tym ostatnim.

W obu sondażach widać demobilizację i kruszenie się wyborczej koalicji, która w 2020 roku dała Bidenowi prezydenturę. Trzy lata temu obecny prezydent wygrał dzięki znaczącej przewadze wśród ludzi młodych, mieszkańców dużych miast, osób z wyższym wykształceniem, Afroamerykanów i Latynosów oraz kobiet. Dziś przewaga Bidena w tych grupach topnieje.

W sondażu "NYT" wśród wyborców do 30. roku życia Biden wygrywa różnicą zaledwie punktu procentowego, podobnie jak w sondażu CNN wśród wyborców do 35. roku życia. W sondażu "NYT" przewaga Bidena wśród Latynosów stopniała do jednoprocentowych rozmiarów. Oba sondaże pokazują rekordowe - bliskie jednej czwartej - poparcie dla Trumpa wśród Afroamerykanów. W 2020 roku według exit poll Biden wygrał wśród wyborców do 35. roku życia różnicą 21 pkt. proc., wśród Afroamerykanów - 75 pkt. proc., wśród Latynosów - 33 pkt.

Przyczyn demobilizacji bidenowskiej koalicji jest wiele. W ostatnich tygodniach partię podzielił spór o wojnę w Gazie. Młodsi, bardziej lewicowi, często wywodzący się z mniejszości wyborcy partii wyraźnie odrzucili politykę wsparcia dla Izraela, jaką - ze wszystkimi zastrzeżeniami - przyjęła administracja Bidena. Z sondaży wynika jednak, że podstawowym problemem jest gospodarka.

Choć we wskaźnikach gospodarczych wszystko wygląda dobrze, to w Stanach panują pesymistyczne nastroje. W sondażu CNN 72 proc. badanych deklarowało, że sprawy idą w złym kierunku, w sondażu "NYT" w każdym z badanych sześciu stanów deklarowało tak około dwóch trzecich badanych. W tym samym badaniu liczba osób oceniających stan gospodarki jako "znakomity" lub "dobry" mieściła się - w badanych stanach - w przedziale między 15 a 23 proc.

Co więcej, większość wyborców sondażu "NYT" zadeklarowała, że polityka Trumpa zmieniła ich sytuację na lepszą, a Bidena - na gorszą. We wszystkich sześciu badanych stanach - nawet w Wisconsin - badani ocenili, że Trump lepiej niż Biden poradziłby sobie z gospodarką. W kilku stanach różnica na korzyść byłego prezydenta wynosiła nawet blisko 30 pkt. proc.

Widać też, że problemem dla wyborców jest wiek Bidena. W sondażu "NYT" 71 proc. badanych - w tym ponad połowa wyborców Demokratów - uznało, że jest on "zbyt stary" by efektywnie pełnić urząd prezydenta. 62 proc. stwierdziło, że Bidenowi brakuje "umysłowej bystrości" do rządzenia. W badaniu CNN tylko co czwarty ankietowany uznał, że Biden ma dostateczną dla prezydenta "umysłową bystrość", ponad dwukrotnie więcej (53 proc.) oceniło, że posiada ją Trump.

Aborcja szkodzi Republikanom, podobnie jak PiS-owi

Skąd więc, mimo tych sondażowych wskazań, sukcesy Demokratów z wtorku? Zadecydowała przede wszystkim kwestia aborcji. Wyrok zdominowanego przez nominatów republikańskich prezydentów Sądu Najwyższego z ubiegłego roku, znoszący konstytucyjne prawo do aborcji i pozostawiający decyzję w tej sprawie w rękach stanów, okazał się w kolejnych wyborach kamieniem u szyi Republikanów.

Dopóki aborcja była konstytucyjnie zagwarantowanym prawem Amerykanek, republikańscy kandydaci mogli deklarować przywiązanie do "obrony życia" i nie ponosić żadnych politycznych konsekwencji tego stanowiska. Po wyroku SN zaczęły się schody. Republikanie nagle musieli określić się, jakie konkretnie przepisy aborcyjne chcą wprowadzić na poziomie swoich stanów - i prawie zawsze ta decyzja okazywała się wyborczym obciążeniem, bo amerykański elektorat w większości nie chce ograniczeń w tej kwestii. Nawet w konserwatywnych stanach.

W Ohio, gdzie w referendum zagwarantowano konstytucyjnie prawa reprodukcyjne obywatelek stanu, Trump wygrał w 2020 roku różnicą ponad 8 pkt. proc. W Kentucky Andy Beshear wygrał wybory, przedstawiając swojego republikańskiego konkurenta, Daniela Camerona, jako antyaborcyjną ekstremę. Cameron faktycznie popierał w przeszłości całkowity zakaz aborcji, także wtedy, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu. Ważnym elementem kampanii Beseara był klip z młodą kobietą, która opowiada o tym, jak zaszła w ciążę, gdy jako 12-latka została zgwałcona przez swojego ojczyma, konkludując: "Każdy kto jest przeciwny aborcji także w przypadku gwałtu i kazirodztwa nie rozumie, co znaczy znaleźć się w mojej sytuacji".

W Wirginii Demokraci odzyskali kontrolę nad stanową legislaturą, broniąc liberalnych przepisów aborcyjnych, obowiązujących w tym stanie, przed inicjatywą republikańskiego gubernatora Glenna Youngkina. Chciał on zakazu aborcji powyżej 15. tygodnia ciąży, z wyjątkami dla sytuacji, gdy ciąża jest efektem gwałtu, kazirodztwa lub zagraża zdrowiu i życiu kobiety.

Demokratyczni stratedzy już myślą, jak sprawić, by wyborcza polaryzacja w 2024 roku jak najbardziej ułożyła się wokół kwestii praw reprodukcyjnych. Służyć ma temu połączenie wyborów w niektórych kluczowych stanach z referendum wpisującym prawo do aborcji do stanowych konstytucji. Trwają prace, by zebrać konieczne podpisy do uruchomienia podobnej inicjatywy w Arizonie i na Florydzie. Biden będzie kandydował z obietnicą zagwarantowania federalnego prawa do aborcji.

Sprawa aborcji nie musi zablokować Trumpa

Jednocześnie aborcja może nie przeszkodzić kandydatowi Republikanów w najważniejszym wyścigu. Także jeśli będzie to Trump. Badania pokazują, że dla wyborców ważniejsza od aborcji będzie gospodarka, a za rok do urn stawi się trochę inny elektorat niż we wtorek.

Wybory lokalne niepołączone z wyborami prezydenckimi lub połówkowymi do Kongresu tradycyjnie gromadzą niższą frekwencję, do urn stawia się najbardziej zaangażowany elektorat. Wyborcy niezdecydowani, głosujący okazjonalnie, wyborcy pragnący oddać głos protestu na ogół zostają w domach. W wyborach prezydenckich następuje ich maksymalna mobilizacja i może ona zadziałać na korzyść Trumpa lub innego kandydata republikanów.

Stratedzy Demokratów zakładają, że nawet jeśli nie uda się im przekonać Amerykanów do Bidena, to uda się tak przestraszyć ich Trumpem, by znów wybrali jego konkurenta.

Liczne problemy prawne Trumpa, w tym oskarżenia o próbę wpływania na wynik wyborów i podburzanie do zamieszek w styczniu 2021 roku w niczym nie szkodzą Trumpowi w jego żelaznym elektoracie. Pytanie, na ile znów zmobilizują wyborców Demokratów.

Demokraci będą też musieli jakoś przekonać choćby część Amerykanów, że "bidenomika" działa, bo obiektywne wskaźniki to pokazują.

Czy możliwa byłaby wymiana Bidena na innego kandydata? Problem w tym, że w partii trudno o naturalnego kandydata, który mógłby z namaszczeniem obecnego prezydenta zjednoczyć wokół siebie wszystkie jej frakcje. Z pewnością nie jest nią wiceprezydentka Kamala Harris, która okazała się politycznym rozczarowaniem. Najmocniejszym kandydatem do ewentualnej podmiany byłby świetnie radzący sobie w kampaniach gubernator Kalifornii Gavin Newsome, który niedawno zaczął przesuwać się ku prawemu skrzydłu partii, mimo że rządzi jednym z najbardziej liberalnych stanów.

Z pewnością żywi on prezydenckie ambicje, pytanie, czy zdecyduje się startować w 2024 roku. Zmiana kandydata po czterech latach prezydentury jest czymś, czego się w Stanach nie robi, otwarcie dyskusji nad nowym kandydatem - choć można by ją uzasadnić wiekiem obecnego prezydenta - mogłoby zostać odczytane jako przyznanie, że prezydentura Bidena była klęską.

Powrót Trumpa byłby prawdziwą tragedią

Stawka jest ogromna, bo powrót Trumpa byłby prawdziwą tragedią. Gdyby po zakwestionowaniu wyniku wyborów, po rozruchach jego zwolenników na Kapitolu Trump wrócił do władzy, byłby to żywy znak zepsucia toczącego amerykańską demokrację.

Ośmielony tym, że łamanie wszelkich reguł nie odebrało mu powrotu na najwyższy urząd w państwie Trump nie znałby żadnych granic. Najpewniej próbowałby zniszczyć wszystkie instytucje, które jak uznał próbowały pociągnąć go do prawnej odpowiedzialności albo użyć ich przeciw swoim politycznym przeciwnikom.

W polityce zagranicznej czekałoby nas obcięcie albo wycofanie pomocy Ukrainie, reset z Putinem, a przynajmniej radykalne zmniejszenie obecności Stanów w naszym regionie. Co dotyka też żywotnego bezpieczeństwa Polski. Więc także w naszym interesie jest to, by kampania Bidena ogarnęła przekaz przed wyborami.

Albo żeby Demokraci znaleźli szybko sensowne zastępstwo.

Jakub Majmurek dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
joe bidenusawybory
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (438)