Afera z rosyjskimi youtuberami. Kulisy rozmowy z prezydentem Andrzej Dudą
Jak ustaliła Wirtualna Polska, rosyjscy youtuberzy, którzy rozmawiali z polskim prezydentem Andrzejem Dudą, najpierw zadzwonili do Kancelarii Prezydenta podając się za asystenta Sekretarza Generalnego ONZ Antonio Guterresa. Wiemy, co się działo dalej.
- Najpierw do Kancelarii Prezydenta zadzwonił mężczyzna, który przedstawił się jako asystent Sekretarza Generalnego. Powiedział, że dzwoni w imieniu Antonio Guterresa, który chciałby pogratulować zwycięstwa w wyborach prezydentowi Polski. Urzędnicy z biura spraw zagranicznych w Kancelarii przesłali prośbę do stałego przedstawicielstwa Polski przy ONZ w Nowym Jorku celem weryfikacji. Odpowiedź była pozytywna. Niedługo później do Kancelarii przyszedł e-mail z ponowną prośbą o rozmowę z Sekretarzem Generalnym. Wiadomość ponownie przesłano do weryfikacji do polskich dyplomatów przy ONZ. I ponownie przeszła pozytywną weryfikację. Dopiero po tym oddzwoniono na numer, który jak się później okazało, należał do rosyjskich komików - mówi nam osoba z otoczenia Pałacu Prezydenckiego znająca kulisy sprawy.
O tym, że nagranie rozmowy rosyjskich komików z prezydentem Andrzejem Dudą jest autentyczne, informował WP dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta Marcin Kędryna. On też potwierdził, że rozmówcy byli weryfikowani przez polską placówkę przy ONZ.
Pytany o odpowiedzialność urzędników MSZ minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz odpowiadał wymijająco. - Tak bym tego nie określił. Sprawa jest badana przez odpowiednie służby, także wewnętrzne procedury MSZ nakazują zbadanie tej kwestii. MSZ nie był konsultowany jako resort, a departamenty w centrali nie uzyskały prośby o działania. Był to bezpośredni kontakt Kancelarii Prezydenta z placówką, co jest możliwe. Aczkolwiek, jak widać, wina na pewno jest po stronie pracownika MSZ - powiedział w Radiowej Jedynce.
Szef MSZ dodał, że jeżeli trwająca procedura potwierdzi przebieg wydarzeń, wobec odpowiedzialnej osoby z polskiego przedstawicielstwie przy ONZ zostaną wyciągnięte konsekwencje. Zapowiadał to już minister koordynator służb Mariusz Kamiński.
- Ewidentnie zawinili urzędnicy, którzy nie zweryfikowali osoby dzwoniącej. To prezydent za nich odpowiada, bo sam dobiera sobie współpracowników. Prośby o rozmowę z prezydentem zawsze są dokładnie sprawdzane. Trzeba oddzwonić na numer, który dana osoba podaje jako swój, potwierdzić go w bazie danych i zweryfikować tę osobę w ambasadzie. Wokół prezydenta muszą być urzędnicy, którzy przestrzegają procedur. Nie można łączyć prezydenta, jeśli się wszystkiego dobrze nie potwierdziło. Tak to można tylko z żoną - mówi WP Komorowski.
Przypomnijmy, Andrzej Duda stał się ofiarą żartu telefonicznego. Dwóch pranksterów z Rosji Aleksiej Stolijarow i Władimir Kuzniecow zadzwoniło do prezydenta RP i podało się za Sekretarza Generalnego ONZ. Wcześniej ofiarami ich żartów padali już m.in. prezydent Francji Emmanuel Macron i brytyjski premier Boris Johnson.
W trakcie rozmowy Rosjanie gratulowali Andrzejowi Dudzie reelekcji, nawiązali do kampanii i dyskusji na temat LGBT oraz omówili relacje Andrzeja Dudy z Donaldem Tuskiem. Prezydent po kilku godzinach od opublikowania nagrania na swoim koncie na Twitterze wytłumaczył się z kompromitującej rozmowy, twierdząc, że zorientował się, że nie rozmawia z prawdziwym Antonio Guteressem.
Nieoficjalnie mówiło się, że odpowiedzialność za umożliwienie rozmowy spadnie na szefa gabinetu, ministra odpowiedzialnego za sprawy międzynarodowe w Pałacu Prezydenckim Krzysztofa Szczerskiego. Ale jak twierdzą nasi informatorzy, Szczerskiemu dymisja nie grozi.