Zmiana o 180 stopni. Teraz taki przekaz dominuje w rosyjskiej TV
"Ukraińska armia jest na wykończeniu" - mówią rosyjscy propagandziści, jednocześnie relacjonując budowę umocnień wokół największych granicznych miast Federacji Rosyjskiej. Indoktrynacja i manipulacja w państwowych mediach sięgnęła zenitu.
02.04.2023 | aktual.: 02.04.2023 17:37
Kremlowska propaganda od lat pierze rosyjskie mózgi, tworząc świat całkowicie zgodny z wizją Jednej Rosji. Putin stworzył obraz potężnego mocarstwa, które samotnie przeciwstawia się zgniłemu, skorumpowanemu Zachodowi. Przypomina to czasy Związku Radzieckiego, kiedy propaganda pokazywała kraj, jako ostoję "normalności" i krainę szczęśliwości. Pod względem charakteru przekazu niewiele się zmieniło.
Skutek osiągany dziś przez propagandzistów jest podobny: Rosjanie są przekonani, że obrazki znane z niektórych parad równości są codziennością, w Ukrainie na powitanie podnosi się prawą rękę w znanym z niemieckich kronik geście, a Polska tylko czeka, aby odzyskać Lwów i Wilno. Mieszkańcy, pytani przez dziennikarzy, są pewni, że przekaz o zgniłym moralnie i biedującym Zachodzie jest święcie prawdziwy.
Zobacz także
Rosjanie, pytani na ulicy, czego zazdrości im Unia Europejska i NATO, mówią, że niezwyciężoności, potęgi i rosyjskiej dobrej duszy. Uważają, że zachód Europy jest całkowicie zależny od rosyjskich zasobów, a zima faktycznie miała spowodować większe spustoszenie, niż w Rosji. To z tego powodu Francuzi zostali zmuszeni do podniesienia wieku emerytalnego i wybuchły protesty. Takiego zdania w większości są osoby po 45. roku życia, które nie mają dostępu do internetu, a wszelką wiedzę o świecie czerpią z państwowej telewizji. Jak żywo przypomina to czasy, kiedy pierwszym sekretarzem KC KPZR był Jurij Andropow.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bolszewicka szkoła
Na początku lat 80. XX wieku Leonid Breżniew i Jurij Andropow ogłosili, że Amerykanie planują rzekomy atak atomowy na ZSRR. Andropow rozpoczął operację RJaN, która miała utwierdzić obywateli w przekonaniu, że kwestią chwili jest wybuch wojny atomowej. Jednym z dowodów miały być ogromne demonstracje przeciwko "amerykańskiemu militaryzmowi", jakie miały mieć miejsce w państwach zachodnich.
Demonstracje owszem były, ale nieliczne, organizowane przez komórki radzieckiego wywiadu przy ambasadach w krajach zachodnich. Pod protesty antyamerykańskie podciągano więc wszystkie wystąpienia społeczne, jakie udało zaobserwować. Na początku wojny w Ukrainie było podobnie. Organizowano wiece popierające Kreml. Teraz rosyjska propaganda pod skutki wojny i odcięcia od rosyjskiego gazu i ropy podciąga protesty we Francji.
Po operacji RJaN niemal 90 proc. społeczeństwa ZSRR uważało, że Stany Zjednoczone chcą zmienić kraje demokracji ludowej w popromienną pustynię. Dziś według badań rządowej sondażowni, Ogólnorosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej WCIOM, 75 proc. badanych uważa, że działania Putina są słuszne. Aż 80 proc. uważa, że uderzenie na Ukrainę było "znaczące dla kraju". Niemal tyle samo uważa, że inkorporacja czterech ukraińskich regionów była słuszna, a Rosja po prostu odzyskała swoje dawne ziemie. Warto przy tym pamiętać, że z powodu polityki reżimu w Rosji: prześladowań, surowych kar nie tylko za demonstracje przeciw Kremlowi, ale nawet drobne przejawy niezależnego myślenia, część badanych Rosjan może ukrywać swoje poglądy, zwłaszcza przed państwowym podmiotem.
Przy czym rosyjski propagandzista Władimir Sołowjow głosi, że za "odwiecznie rosyjskie" uważa Warszawę, łotewską Narwę czy leżący na Rusi Karpackiej Czop.
- Jeśli zaczynamy mówić poważnie, jeśli rozumiemy, jaka jest stawka, to niech się trzęsie swołocz. I przejdziemy znowu przez Alpy, jeśli trzeba. Popatrzeć, jak tam pomnik Suworowa i sprawdzić, czy pamiętają w Mediolanie, jak ręce całowali rosyjskim żołnierzom - mówił na antenie państwowej telewizji.
Rosyjski dziennikarz, Igor Jakowienko, który przez lata był sekretarzem Związku Dziennikarzy Rosji i głośno potępiał kroki Kremla w kierunku likwidacji niezależnych mediów, zauważył, że Nikołaj Patruszew, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, udzielił długiego wywiadu, w którym powiedział, że Rosja może zniszczyć każdego wroga. "Nie niszczy pewnie dlatego, że nie chce, bo jest bardzo miła" - zauważył Jakowienko.
Rosja w przekazie medialnym faktycznie stara się kreować na pokojową krainę, która weszła do Ukrainy, aby "chronić" mieszkańców Donbasu przed zagładą, jaką szykował "kijowski reżim". Propaganda twierdzi, że tak naprawdę "specjalna operacja wojskowa" to "operacja pokojowa", a Rosja dąży do pokojowego rozwiązania.
Rozdwojenie jaźni
W tym samym czasie Margarita Simonjan w swoim programie zastanawiała się, na jakie warunki może przystać Rosja, aby zakończyła się wojna. Dodała przy tym, że oczywiście takie rozwiązanie nie jest możliwe, ale warto porozmawiać teoretycznie. Według niej warunkiem zakończenia "specjalnej operacji wojskowej" byłoby zawieszenie broni i przeprowadzenie referendum na terenie całej Ukrainy, w którym mieszkańcy mieliby się wypowiedzieć ws. przyłączenia obwodów do Federacji Rosyjskiej.
Simonjan na pewno nie rzuciłaby takiego pytania, gdyby nie zastanawiano się nad tym na Kremlu. Od lat stanowi to papierek lakmusowy pomysłów rosyjskiej wierchuszki politycznej. W ten sposób władza bada nastroje. Jeszcze miesiąc temu zapowiadała, że ich "dzielne wojska zatrzymają się na polskiej granicy".
Niedługo po pytaniu o możliwość zakończenia konfliktu rosyjska propaganda nieco zmieniła narrację. Coraz częściej na propagandowych kanałach w mediach społecznościowych pojawiają się wpisy i nagrania, które wyjaśniają, dlaczego wycofanie się z Ukrainy i naciskanie na referendum będzie korzystne dla Rosji. Według politologa i historyka Aleksandra Fridmana fakt, że takie filmy zaczęły się pojawiać, świadczy o coraz większym oporze wewnątrz społeczeństwa rosyjskiego.
Jest to już kolejna zmiana narracji. Cele "operacji specjalnej" zmieniały się wielokrotnie. Po odwrocie spod Kijowa Rosjanie zaczęli mówić, że był to zaplanowany krok, a w pierwszym etapie chcieli jedynie zniszczyć ukraińską armię, co się udało. Odwrót z zachodniego brzegu Dniepru rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nazwał "aktem dobrej woli". Propaganda wówczas mówiła, że udało się uratować ludzi przed "faszystowskimi mordercami" i wszyscy chętni zostali ewakuowani do Rosji.
Dlatego nic nie stoi na przeszkodzie, aby teraz przygotować ludzi na fakt, że wojska zostaną wycofane, a następnie zacząć wyjaśniać, dlaczego sankcje zostały utrzymane. W zasadzie jest to przekaz przygotowany dla "betonu", czyli fanatycznych sympatyków Putina, którzy zmieniają zdanie na skinienie wodza. A propagandzistom nie przeszkadza utrzymywanie narracji oblężonej twierdzy.
Wielka wojna ojczyźniana
Według nich Rosja prowadzi nową wielką wojnę ojczyźnianą, ale tym razem wrogiem nie jest III Rzesza, a cały Zachód: NATO, Unia Europejska i wyszczególniane osobno Stany Zjednoczone, które chcą pokonać Rosję przy wykorzystaniu Ukrainy. Pieskow w wywiadzie dla gazety Izwiestia mówił: "Tu nie ma co ukrywać, nie ma co wygładzać, trzeba nazywać rzeczy po imieniu. (...) NATO faktycznie stało się wrogiem Rosji, bo stało się uczestnikiem konfliktu w Ukrainie, gdzie ukraińska armia strzela do obywateli Ukrainy, gdzie w konsekwencji giną też Ukraińcy i Rosjanie".
Co za tym idzie, również Rosjanie uważają, że winnym rozpętania wojny jest NATO, które za wszelką cenę chce zniszczyć ich kraj. Przy tym połowa Rosjan uważa, że Rosja jest światową potęgą militarną, a atak na Ukrainę pozytywnie wpłynął na pozycję Federacji na arenie międzynarodowej.
- Świat się musi z nami liczyć - mówią, zagadnięci przez niezależnych dziennikarzy. Pytani o porażki i odwroty, zbywają, że taki był plan, oni się na tym nie znają i należy ufać władzy. Społeczeństwo zostało bardzo dobrze wytresowane przez lata karmienia propagandą. W ich oczach Rosja cały czas wygrywa i nic tego nie zmieni.
Nawet świadomość, że władze rosyjskich obwodów graniczących z Ukrainą zdecydowały się budować umocnienia przeciwczołgowe, a na dachach moskiewskich budynków pojawiły się systemy przeciwrakietowe. W telewizji władza mówi, że jest dobrze, więc należy jej ufać.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski