Janusz Piechociński: koniec z chamstwem w polityce!
Nie planuję żadnej rewolucji kadrowej. W sobotę przedstawię swoje typy do Naczelnego Komitetu Wykonawczego i wielu się zdziwi, ilu ludzi, o których myślano, że są ludźmi Waldka, wskażę jako swoich kandydatów - mówi Janusz Piechociński, przewodniczący Polskiego Stronnictwa Ludowego. Deklaruje, że jako nowy prezes myśli o tym, jak pojednać zwaśnionych polityków: "Będę przecinał kokony, budował pomosty do życzliwej współpracy. Koniec z chamstwem w polityce!"
WP: Agnieszka Niesłuchowska: No i znokautował pan Waldemara Pawlaka… Dokonał pan rzeczy, której nikt się nie spodziewał. Recepta na sukces?
Janusz Piechociński: Kiedy mały, chudy Janusz, chłopiec z odstającymi uszami, dużą głową i ogromnymi stopami, pojawił się w szkole podstawowej w Nowej Iwicznej, też nie wiadomo czemu został wybrany przewodniczącym klasy (śmiech). Wszyscy, którzy przez lata obsadzali mnie w jakiejś roli, nigdy nie żałowali, że postawili na mnie. Mam nadzieję, że tym razem będzie podobnie.
WP: * Ma pan jeszcze wątpliwości, czy objąć stanowisko wicepremiera?*
- To nie jest kwestia wahania, ale wsłuchiwania się w głosy ludowców.
WP: Którzy pana przekonują do zastąpienia Waldemara Pawlaka na stanowisku wicepremiera.
- Opinie są różne. Jeżdżę na wiele spotkań, konsultuję się nie tylko z ludowcami. Z wielką satysfakcją przyjmuję rady Lecha Wałęsy, Aleksandra Kwaśniewskiego, Bronisława Komorowskiego. Decyzje, które podejmę są decyzjami stronnictwa z konsekwencjami nie dla Janusza Piechocińskiego, ale dla partii.
WP: Jakim prezesem, a może niebawem wicepremierem, będzie Janusz Piechociński?
- Prezesem kolektywnego przywództwa. Każdego dnia chcę potwierdzać demokrację wewnątrz PSL, by w ten sposób nasze ugrupowanie wyróżniało się na tle innych. Od kilku dni stawiam też sobie pytanie, co zrobić, by pojednać Polaków, zasypać przepaść, która ich dzieli.
WP: Jednemu liderowi uda się zrobić coś, czego nie potrafił dotąd żaden z polityków?
- Od soboty jestem zdeterminowany i apeluję do przywódców partii: pokażmy, że jesteśmy razem, a nie przeciw sobie! Mówię to w imieniu środowiska, które zachowywało się jak dotąd najłagodniej i nie ma sobie nic do zarzucenia w kwestii używania języka nienawiści, przekraczania granic. Dopóki inni liderzy traktują demokrację jako walkę z wrogami, a nie rywalizację i partnerstwo, nic się nie zmieni. Brakuje forum, na którym przywódcy powiedzieliby wspólnie: nie ma zgody na barbaryzację życia społecznego!
WP: Mówi pan o współpracy z liderami, ale tego porozumienia nie widać wewnątrz PSL. Waldemar Pawlak odciął się od pana, jest wyraźnie obrażony.
- Nie mam do niego żalu. Nasza rywalizacja została zakończona. Ktoś wygrał, ktoś przegrał. Chwała temu pokonanemu, który umie pogodzić się z przegraną.
WP: Zdoła pan znaleźć wspólny język z Waldemarem Pawlakiem?
- Jestem człowiekiem dobrej woli. Znam Waldka od ponad 30 lat i zawsze jakoś udawało nam się współpracować. To, co się stało, nie przekreśla szans na dalszy dialog. W tej chwili PSL pracuje na niesamowicie wysokich obrotach i na tym się koncentruję.
WP: Czyli koniec stagnacji, o której pisał pan do ludowców przed wyborami w PSL?
- Mówiąc o stagnacji, obrazowałem to, co dostrzegali wcześniej moi zwolennicy. Naturalnie, w rywalizacji o fotel przewodniczącego musiałem pokazać nie tylko to, co łączy mnie i Waldka – wierna służba Polsce, myślenie o silnej formacji, ale to, co nas dzieli. Od lat chcę, by PSL był partią aktywną, ale i wrażliwą. Mam wizję zbudowania społecznej formacji ludowo-chrześcijańskiej otwartej na innych, w której kluczem do awansu są posiadane kompetencje, ofiarność i praca, a nie tylko sposób głosowania.
WP: Wymiecie pan ludzi Waldemara Pawlaka?
- Nie planuję żadnej rewolucji kadrowej, nie w tym rzecz. Wielu z tych, którzy przez lata współpracowali z Waldemarem Pawlakiem, solidaryzowali się z nim, byli mentalnie związani ze mną. 1 grudnia przedstawię moje typy do Naczelnego Komitetu Wykonawczego (Komitet składa się z 20 osób wybranych spośród członków Rady Naczelnej – przyp. red.) i niektórzy się zdziwią, ilu ludzi, o których myślano, że są ludźmi Waldka, wskażę jako swoich kandydatów.
WP: Mówi się, że jako nowy szef może pan mieć związane ręce, bo ludzie, którzy od lat budowali swoją pozycję u boku Waldemara Pawlaka, teraz będą panu utrudniać działania.
- Jestem dobrej myśli. Zdaję sobie sprawę, że wybór na nowego przewodniczącego nie był prosty. Delegaci mieli trudny orzech do zgryzienia, ale to pokazuje, że w PSL jest demokracja. Życzyłbym innym formacjom, żeby miały takie wybory.
WP: Po wyborze na przewodniczącego partii, ukląkł pan przed swoimi partyjnymi kolegami, mówił, że czuje się sługą, nie prezesem. Korzysta pan z rad specjalisty od wizerunku medialnego?
- Jestem naturalny i spontaniczny. Myślę, że ludzie po prostu czują, że ich lubię. Nie korzystam z rad ekspertów od wizerunku, co nie znaczy, że nie pracowałem nad sobą. Przed lata analizowałem swoje wystąpienia, porównywałem je z występami innych polityków. Wielką szkołą były dla mnie kazania Jana Pawła II i wielu polskich biskupów. Podziwiałem ich za tę retorykę, umiejętność skupiania na sobie uwagi słuchaczy. W swoich przemówieniach czerpię też z muzyki i poezji. WP: Jak pan odebrał słowa ministra Nowaka, który zadeklarował premierowi "pełną gotowość", gdyby "w związku z odejściem z rządu wicepremiera" była potrzeba zmiany na stanowisku ministra transportu?
- Być może minister Nowak nie odebrał sygnału, który został wysłany w ubiegłym tygodniu podczas spotkania z premierem. Ustaliliśmy, że koalicja funkcjonuje w oparciu o dotychczasowy podział portfeli resortowych.
WP: Ale nie jest tajemnicą, że pana konikiem jest właśnie infrastruktura… Zapewne świetnie odnalazłby się pan w roli ministra transportu.
- Pasjonuję się wieloma dziedzinami. Wczoraj np. prowadziłem wykład na kieleckim uniwersytecie. Może panią zaskoczę, ale nie mówiłem nic o infrastrukturze, ale o kryzysie i globalizacji. Jako makroekonomista jestem w tym obszarze czynny.
WP: Czyli nie szykuje się roszada w tym resorcie?
- Dokonywanie takich zmian w tym momencie byłoby nieroztropne.
WP: Krążą słuchy, że zostanie pan wicepremierem a jednocześnie ministrem bez teki. Podobno to już przesądzone.
- O wariantach będę rozmawiał ze swoimi kolegami z Naczelnego Komitetu Wykonawczego. Po konsultacjach przedstawię swoją decyzję.
WP: Z kolei Marek Sawicki w Radiu ZET stwierdził, że w PSL rozważany jest wariant, w którym Jarosław Kalinowski rezygnuje z mandatu europosła i obejmuje stanowisko wicepremiera i ministra gospodarki. W ten sposób miałby uniemożliwić Tuskowi ewentualne odpuszczenie w negocjacjach budżetu UE na lata 2014-2021 ważnych dla PSL dopłat bezpośrednich dla rolników.
- Nowe władze PSL będą kierować przede wszystkim interesem państwa, a nie wygodą poszczególnych liderów. Głosy na temat możliwych wariantów są podzielone, dlatego rozmawiam z kandydatami na członków komitetu, konsultuję się też na bieżąco z Jarosławem Kalinowskim. W zależności od decyzji podjętej przez PSL, zadecyduję co dalej.
WP: W wywiadzie udzielonym „Gazecie Polskiej” mówi pan, że koalicja wymknęła się spod kontroli, poszczególni ministrowie rzucają pomysły bez uzgodnienia. Zabrzmiało groźnie.
- To pokazuje, że mamy pewien problem w kontaktach z mediami, w zależności od sympatii i antypatii do koalicji, przypisuje się nam różne intencje. Ja tylko mówiłem, opierając się na dwóch przykładach, jak chcę zmienić umowę koalicyjną. Podkreślałem, że doświadczenia związane ze zmianą struktury sądów czy VAT-u, powinny nas uczyć dużej ostrożności. Oczekiwałbym, by maksymalnie dużo spraw uzgadniać ze sobą w rządzie i koalicji.
WP: * Chce pan pokazać Donaldowi Tuskowi, że będzie twardym partnerem koalicyjnym?*
- Będę partnerem lojalnym, ale wymagającym. Dla mnie tradycyjny model uprawiania polityki polega na konsultacjach, ale jak podejmiemy wspólną decyzję, bronimy jej w parlamencie i przed opinią publiczną. Jednocześnie zależy mi na tym, by rząd i koalicja były otwarte na głosy krytyczne. Ubolewam, że w parlamencie większość spraw odbywa się na zasadzie: jeśli koalicja jest na tak, opozycja - na nie. Chodzi o wzajemny szacunek do pochylania się nad opiniami innych.
WP: Widzi pan szansę na współpracę z opozycją?
- Są sprawy, które są wspólne dla Polski, a więc dla wszystkich partii. Nigdy z góry nie zarzucałem komuś złej woli, ani nie odrzucałem pomysłów tylko dlatego, że są autorstwa opozycji. Uważam, że warto wykorzystać zmiany w PSL do uzdrowienia życia parlamentarnego. Nie może być tak, że każde spotkanie polityka koalicji z politykiem opozycji jest traktowane jako zdrada ideałów.
WP: Planuje pan w najbliższym czasie spotkania z liderami opozycji? Będą nieformalne spotkania np. z Jarosławem Kaczyńskim, jakie w niedalekiej przeszłości odbywał Waldemar Pawlak?
- Gdy dokończę procesy statutowe, spotkam się z każdym z liderów osobiście. Chciałem jednak bardzo podziękować prezesowi Kaczyńskiemu i innym liderom za deklaracje życzliwości. To ważny sygnał. Jako nowy prezes PSL będę przecinał kokony, budował pomosty do życzliwej współpracy. Koniec z chamstwem w polityce!
Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska