Żołnierski rok Kosiniaka-Kamysza. Wojsko odetchnęło od polityki [OPINIA]

Minął rok, odkąd Władysław Kosiniak-Kamysz został szefem MON. Był to rok pod znakiem ciągłości podejmowanych decyzji i odmrażania zapomnianych programów - bez fajerwerków, ale i bez poważnych wpadek. Wynika to zapewne z tego, że wicepremier w działaniu jest ostrożny i konserwatywny.

Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz obchodach Święta Wojska Polskiego
Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz obchodach Święta Wojska Polskiego
Źródło zdjęć: © East News

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Minister Władysław Kosiniak-Kamysz w pierwszych dniach urzędowania zapewnił, że nie będzie zarządzał wojskiem, a jedynie sprawował nadzór nad prawidłowym rozwojem Sił Zbrojnych. Nie miał także zamiaru wykorzystywać wojska w rozgrywce politycznej, jak było to robione wcześniej. W tej kwestii słowa dotrzymał.

W innych sprawach bywało nieco gorzej. Widać brak obycia Kosiniaka-Kamysza w wojskowym środowisku i zrozumienia potrzeb wojska oraz spójnego planu. W wielu przypadkach wicepremier opierał się na tym, co pozostawił po sobie Mariusz Błaszczak.

Z jednej strony było to dobre, ponieważ w końcu nastał czas ciągłości decyzji, czego brakowało u poprzedników. Z drugiej - MON kontynuuje zakupy, które albo nie mają sensu, albo są działaniem na szkodę rodzimego przemysłu zbrojeniowego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kontynuacja działań

"Mieliśmy doświadczenia, kiedy kontrakty były zrywane, mieliśmy też doświadczenia, kiedy brakowało czasu. Każdy rząd ma prawo do oceny i z tego prawa będziemy korzystać, ale bardzo ważne jest, żeby znaleźć wspólny mianownik" - mówił Kosiniak-Kamysz po objęciu resortu.

Przede wszystkim wicepremier nie poszedł wzorem poprzedników i nie wymienił dowódców na bliższych ideologicznie, jak to zrobił Antoni Macierewicz, a po nim Mariusz Błaszczak. Od bliskości politycznej ważniejsza okazała się ciągłość dowodzenia, co można uznać za dobry krok.

Podobnie było w kwestii prowadzenia zakupów i realizowania już podpisanych zobowiązań. Choć tutaj kontynuowane są zarówno te dobre - jak bezzałogowy system rozpoznawczo-uderzeniowy Gladius, czołgi K2 czy rakietowe systemy artyleryjskie Homar-A i Homar-K - jak i te, które budzą nie tylko kontrowersje, ale są sprzeczne z interesem polskiego przemysłu zbrojeniowego, jak kontynuacja zakupów haubic samobieżnych K9.

Dziwić może także skala zakupów śmigłowców uderzeniowych AH-64 Apache. Od początku eksperci mówili, że kupno 96 maszyn jest absurdalnym krokiem. Realnie Polska na pewno ma możliwości zakupu ok. 32 maszyn i spodziewano się, że pierwsza umowa wykonawcza nie przekroczy tej ilości.

Powód był dość prozaiczny: Siłom Zbrojnym brakuje wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Jest zbyt mało pilotów, operatorów systemów uzbrojenia, techników płatowcowych, silnikowych, specjalistów systemów uzbrojenia. Słowem: ludzi, którzy będą obsługiwać sprzęt. Mimo to ministerstwo zdecydowało się na zakup pełnego pakietu, a rozwiązanie problemów odłożono ad acta, zapowiadając jedynie, że pilotami w przyszłości będą mogli być także podoficerowie specjaliści.

Co najważniejsze, kontynuowane są drogie programy rozwoju Marynarki Wojennej. Są to programy niezwykle istotne dla rozwoju Sił Zbrojnych i bezpieczeństwa państwa. Zwłaszcza dotyczy to kolejnych niszczycieli min projektu Kormoran II, okrętów rozpoznawczych programu Delfin i fregat wielozadaniowych Miecznik. Kosiniak-Kamysz wyciągnął z zamrażalnika także inne programy morskie.

Rozmrażanie

Były szef MON Mariusz Błaszczak nie był wielkim fanem okrętów podwodnych i wszystkiego, co z nimi związane. W jego zamrażarce znalazły się programy Orka i Ratownik. Były co prawda od czasu do czasu rozmrażane, ale działania były jedynie ruchami pozornymi. Oba programy ucierpiały ze względu na niezrozumienie potrzeb floty i zagrożeń, z jakimi musi się zmierzyć. Marynarze mówili, że dobrze, że są zamrożone, bo to oznacza, że przynajmniej nie zostały wyrzucone do kosza.

Oba zostały ponownie uruchomione w listopadzie, choć jedynie w formie zapowiedzi, że konkrety w zakresie wyboru oferenta na okręty podwodne zapadną do końca pierwszej połowy przyszłego roku, Wówczas też powinno pojawić się zamówienie na pierwszy z okrętów programu Ratownik. Ten jest istotny nie tylko, jako okręt wsparcia dla innych okrętów floty, ale także jako istotny element zabezpieczenia infrastruktury krytycznej.

Klasa, choć kojarzona głównie ze wsparciem działań sił podwodnych, może wykonywać całe spektrum działań podwodnych. Planowane okręty przeznaczono do poszukiwania, lokalizacji, identyfikacji i wydobywania zatopionego sprzętu i wyposażenia, w tym również środków niebezpiecznych, jak odpady chemiczne, a także prowadzić prace podwodne na różnych głębokościach. Wyposażenie okrętu ma pozwolić nie tylko na prowadzenie podwodnych akcji ratowniczych, ale także pozwolić na kontrolowanie i zabezpieczenie infrastruktury podwodnej, co w świetle ostatnich wypadków na Bałtyku jest niezwykle istotne.

Największym kukułczym jajem, jakie pozostało po rządach PiS, jest kwestia parku śmigłowcowego. Takiego chaosu nie ma chyba nigdzie indziej w Siłach Zbrojnych. Części błędów, jak zakupu S-70i czy AW101 już nie uda się wyprostować. Na inne jest jeszcze szansa. Na szczęście po doświadczeniach wyniesionych z wrześniowej powodzi MON zaczął szukać śmigłowca ciężkiego.

Można mieć tylko nadzieję, że - mając niezwykle ograniczony wybór - przedstawiciele MON i Agencji Uzbrojenia pomyślą o tym, że zakup sprzętu wojskowego to jedynie drobna część kosztów utrzymania maszyn przez cały okres użytkowania go w Siłach Zbrojnych. I że warto zabezpieczyć zapas części zamiennych i serwis, żeby bazy logistyczne nie musiały zamawiać ich tuż przed tym, jak się kończą resursy, co ma miejsce obecnie.

Jakie wyzwania?

Jednym z rozwiązań problemów śmigłowcowych byłoby zwiększenie zamówienia na AW149, pod warunkiem, że wynegocjowane zostanie wsparcie techniczne przez cały okres użytkowania i zamówione zostaną wersje specjalistyczne: CSAR, SAR czy operacji specjalnych. Wówczas można byłoby przekazać S-70i Policji i Straży Pożarnej. Na razie jednak takie prace nie trwają.

MON planuje szerokie zakupy latających platform bezzałogowych, co należy uznać za dobry krok - doświadczenia wyniesione z wojny na Ukrainie nie idą na marne.

W najbliższym roku MON musi dokonać zakupu śmigłowców pokładowych w programie Kondor, które docelowo mają trafić na nowe fregaty wielozadaniowe. Jest to o tyle istotne, że używane obecnie Kaman SH-2G Super Seasprite dożywają swoich dni. Dziś z czterech posiadanych maszyn w linii jest jedna. Pozostałe stanowią przede wszystkim rezerwuar części zamiennych.

Program Kondor, w ramach którego MON planuje kupić od czterech do ośmiu wielozadaniowych śmigłowców pokładowych, rozpoczęto ostatniego dnia grudnia 2019 roku. Ponieważ planowana jest budowa trzech fregat rakietowych w programie Miecznik, optymalnym byłby zakup ośmiu śmigłowców. Tak, aby na każdym z okrętów stacjonowały dwie maszyny i dwie kolejne były w rezerwie. Mieczniki mają mieć bowiem hangar, który będzie w stanie pomieścić dwa średnie śmigłowce lub jeden ciężki, jak AW101, które już wchodzą do służby. Można jedynie mieć nadzieję, że wyboru dokonają żołnierze, a nie politycy.

Kolejną kwestią, z którą MON zmaga się od lat, jest wyposażenie osobiste żołnierzy. To nadal pozostawia wiele do życzenia. Żołnierze wciąż nie posiadają zimowych kurtek i kupują je często własnym sumptem. To samo tyczy się kamizelek z wkładem balistycznym, które przysługują co piątemu żołnierzowi. Brakuje także tarpów. W doktrynie Sił Zbrojnych nadal dominuje stanowisko, że w razie potrzeby żołnierze zakwaterowani są w zarekwirowanych budynkach państwowych, jak szkoły, albo prywatnych. A w polu należą im się namioty zbiorowe. Jak wielki jest to absurd, pokazuje przebieg działań wojennych w Ukrainie.

Trwa projekt "Szpej", który ma rozwiązać ten problem. Uczestniczą w nim eksperci, żołnierze doświadczeni na misjach i instytuty naukowo-badawcze. Na razie efektów nie widać, ale wkrótce mają być. Problemem w tym przypadku jest źle prowadzona polityka informacyjna, która powoduje wiele niejasności i powstawanie kontrowersji. To jest kolejny problem, z którym MON nie do końca sobie poradził.

Problemy organizacyjne

Po zmianie kierownictwa resortu obrony pojawiły się nadzieje na zmianę. Pojawił się doświadczony rzecznik prasowy Janusz Sejmej. Centrum Operacyjne MON sprawniej odpowiada na pytania. Wiadomo już przynajmniej, kto jest autorem komunikatu. MON informuje także o potencjalnych zagrożeniach czy działaniach wojska.

Niestety w wielu aspektach polskie ministerstwo nadal odstaje od natowskich standardów. Przede wszystkim w kwestii prowadzonych zakupów. Jeśli w ogóle instytucje podległe MON odpowiadają, robią to bardzo ogólnikowo. Dotyczy to zwłaszcza Agencji Uzbrojenia, która odpowiada za prowadzenie zakupów. Instytucja nadal wydaje komunikaty, a dziennikarz ma je jedynie udostępnić dalej. Uzyskanie rzetelnej i pełnej informacji graniczy z cudem. W tym wypadku zmiana jest niewielka i jeszcze daleka droga przed nowym kierownictwem.

Podobnie jak w przypadku uporządkowania chaosu legislacyjnego. Okazało się bowiem, że poprzednie kierownictwo MON nie rozpoczęło prac nad aktualizacją stanu zagrożeń, do czego zobowiązuje Ustawa o obronie Ojczyzny, sztandarowy projekt ustawodawczy PiS. Choć o strategii obrony wschodniej Polski społeczeństwo słuchało w ciągu ostatnich dwóch lat rządów Błaszczaka wielokrotnie, w tej sprawie nie zrobiono nic.

Jakby tego było mało, Ustawą o obronie Ojczyzny PiS de facto zlikwidował polską obronę cywilną. Zniknęło stanowisko Szefa Obrony Cywilnej, co spowodowało, że przestały tym samym obowiązywać wszelkie dotychczasowe przepisy, rozporządzenia, a nawet plany ewakuacyjne.

Choć Kosiniak-Kamysz obiecał, że będzie to jedna z głównych kwestii, jaką się zajmie zaraz po objęciu stanowiska, bałagan był na tyle duży, że rekomendacje do Strategii Bezpieczeństwa Narodowego pojawiły się dopiero w lipcu tego roku. Z kolei utworzenie Międzyresortowego Zespołu do spraw Opracowania Projektu Strategii Bezpieczeństwa Narodowego RP Kancelaria Prezesa Rady Ministrów zapowiedziała dopiero na początku grudnia.

Również nadal nie naprawiono prawodawstwa dotyczącego systemu Obrony Cywilnej. Istniejące ustawy, pozwalają co prawda funkcjonować i ogólnie określają zadania, jakie podejmują poszczególne służby i władze lokalne, ale powstała poważna dziura. Nie ma wytycznych dla osób odpowiedzialnych za utrzymanie infrastruktury, czy organizację pracy w przypadku zwykłej katastrofy. Wszystko miały regulować wydawane na bieżąco rozporządzenia. Uwidoczniło się to w czasie obecnej powodzi.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Prace nad ustawą trwają dość opornie, jednak eksperci uważają, że najważniejsze obecnie jest to, aby w ogóle powstały. Zasadnicza koncepcja jest dobra, bo tworzy system ochrony ludności i obrony cywilnej podobny i docelowo dopasowany do systemu zarządzania kryzysowego i daje narzędzia, by budować zasoby obrony cywilnej.

Niezły rok

Nie był to łatwy rok dla ekipy kierowanej przez Kosiniaka-Kamysza. Jeszcze wiele elementów nie działa tak, jak powinno. Nadal pozostały zaniedbane obszary, a obietnice zderzają się z realiami przemysłu i wojskowości. Bałagan pozostawiony przez poprzedników w tym nie pomaga. Nie pomaga również to, że nadal nie rozliczono poprzedników z ich działań.

W trakcie kampanii wyborczej w spocie PiS ważną rolę odegrały dokumenty dotyczące jednego ze scenariuszy rosyjskiego ataku na Polskę. Niedługo później kolejne strony tajnego opracowania o bezpieczeństwie Polski pojawiły się w programie Michała Rachonia. Dzięki temu rosyjski wywiad nawet nie musiał się starać, aby przeanalizować czasy reakcji NATO czy plany przegrupowania polskich oddziałów. Winni ujawnienia dokumentów nadal nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Podobnie ci, którzy są podejrzani o działanie na szkodę ministerstwa.

Obrany kierunek zmian nie jest najgorszy. W wielu aspektach można go poprawić pod warunkiem, że Kosiniak-Kamysz wyjdzie poza ustalone ramy. Czy jest na to szansa? Ostatni rok pokazał, że minister jest dość ostrożny i konserwatywny w działaniu, a wiele zależy od doradców, którymi się otacza.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (150)