Wielkie zakupy dla wojska. Eksperci łapią się za głowy

Mariusz Błaszczak ogłosił kolejne zakupy i chęć budowy dwóch nowych dywizji zmechanizowanych. Eksperci wojskowi w Polsce łapią się za głowy, a Ministerstwo Obrony Narodowej maluje wizję 40 milionów obrońców ojczyzny, którzy będą chronić każdy centymetr jej terytorium.

Nowogród, 19.05.2022. Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy, ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka i ambasadora USA w Polsce Marka Brzezińskiego na ćwiczeniach DEFENDER-Europe 2022
Nowogród, 19.05.2022. Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy, ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka i ambasadora USA w Polsce Marka Brzezińskiego na ćwiczeniach DEFENDER-Europe 2022
Źródło zdjęć: © East News | Marek Maliszewski/REPORTER

19.06.2022 10:52

W ciągu ostatniego roku - po latach stagnacji - Ministerstwo Obrony Narodowej ruszyło na zakupy dla Sił Zbrojnych z niesamowitą werwą. Mariusz Błaszczak kupuje wszystko, co tylko zobaczy na półce. Zapewnia przy tym, że udział polskiego przemysłu obronnego w całej akcji będzie znaczny, a zakupy poza granicami Polski pozwolą rozwinąć skrzydła krajowym fabrykom.

Minister już wcześniej wspominał o zakupach pięciuset zestawów artylerii rakietowej HIMARS i rozpoczęciu kolejnej fazy programu Wisła, w której zakupione zostanie osiem baterii Patriotów. To one mają dać znaczny impuls dla rozwoju Polskiej Grupy Zbrojeniowej. W polskiej Stoczni Remontowej zamówione zostały natomiast kolejne trzy niszczyciele min typu Kormoran II, które trafią do portu w Świnoujściu.

Z drugiej strony MON będzie hamowało rozwój polskich biur projektowych i zakładów zbrojeniowych, które pracują nad nowym czołgiem o kryptonimie Wilk i właśnie przekazały wojsku do testów bojowy wóz piechoty Borsuk.

Koreańska wycieczka

Podczas wizyty w Korei Południowej Błaszczak był oprowadzany po wszelkich możliwych zakładach zbrojeniowych na półwyspie. Zaowocowało to zapowiedzią kupna gąsienicowego wozu piechoty, który w zamyśle ministra ma uzupełnić rodzime Borsuki. Do Polski najprawdopodobniej trafi K21 lub AS21 Redback, które zostały opracowane w ramach prac nad bojowymi wozami piechoty z myślą o sprzedaży na australijskim rynku.

Redback gwarantuje znacznie lepszą ochronę załogi w porównaniu do starszego pojazdu. Waży 40 ton i w przeciwieństwie do Rosomaka nie ma zdolności do pływania. Jest to dość zaskakujące, bo jeszcze niedawno wojsko zarzekało się, że pływalność znajduje się wśród wymagań dla przyszłego polskiego wozu. Widocznie w ciągu kilku dni spędzonych w Korei minister doszedł jednak do wniosku, że wymagania żołnierzy są fanaberią.

- Zakup wozów w Korei oznacza, że znów dążymy do liczebnego rozwoju armii, próbując zbalansować go z rozwojem jakościowym. Choć szybka modernizacja oznacza także, że zakup będzie drogi. Pytanie, czy nas stać na to wszystko - zastanawia się dr Michał Piekarski, ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego z Uniwersytetu Wrocławskiego.

- K-21 to przestarzały koncepcyjnie bojowy wóz piechoty z dwuosobową załogową wieżą, co w połączeniu z jego pływalnością powoduje, że jest słabo opancerzony - dodaje Jarosław Wolski, ekspert ds. militarnych.

Gorsze jest jednak to, że każdy kupiony w Korei egzemplarz to jeden pojazd mniej wyprodukowany przez Hutę Stalowa Wola. To podniesie koszty jednostkowe polskiej produkcji i zmniejszy jej konkurencyjność na rynku zbrojeniowym, co w kontekście planów wielu armii na świecie może negatywnie wpłynąć na naszą pozycję przetargową. Podobnie może stać się z AHS Krab po zapowiedziach, że kupione zostaną koreańskie haubice. Minister Błaszczak nie sprecyzował, czy chodzi o kolejne podwozia, czy też kompletne systemy K9.

- Zakup K21 nie ma żadnego sensu. Kupienie AS21 ma sens jedynie wówczas, kiedy kupimy go jako bazę pod polonizację. O ile będą dobre warunki - zastrzega Wolski.

Po wyjeździe do Korei minister zapowiedział również zakup czołgów K2, które w wersji dostosowanej do polskich wymagań będą dłuższe, lepiej opancerzone i cięższe od koreańskich pierwowzorów. Oznacza to, że musi zostać przygotowany nowy projekt, prototyp, który będzie musiał przejść próby, a następnie musi zostać stworzona nowa linia produkcyjna w Polsce. Oznacza to, że pierwszych czołgów można się spodziewać za 8-10 lat. Prawdopodobnie więc to K2PL stanie się Wilkiem - projektem nowego czołgu, nad którym pracują polscy inżynierowie.

Śmigłowcowe zamieszanie

Ministerstwo prowadzi także dość ciekawą politykę w sprawie zakupów śmigłowców wielozadaniowych. Cały świat, zwłaszcza państwa NATO, starają się unifikować platformy. Amerykanie korzystają z różnych odmian UH-60 Black Hawk, Brytyjczycy mają AW159. Niemcy i Włosi etapami wymieniają swoje UH-1 na NH90, a Polacy kolekcjonują wszelkie możliwe typy, jakie można znaleźć na rynku. Są już W-3 Sokół, S-70i Black Hawk, a wkrótce pojawią się i AW149.

- Zakup AW149 jest w sytuacji kryzysu naszej floty śmigłowcowej jakimś rozwiązaniem, ale pytanie brzmi, dlaczego ten typ - zastanawia się dr Piekarski. - Dlaczego nie AW139, który był wcześniej oferowany w programie Perkoz? Zwłaszcza że Perkoz był programem lekkiej maszyny - następcy Mi-2 i leciwego Sokoła.

Jeśli już MON zerwało umowę na Caracale, tracąc setki milionów złotych i udziały w fabryce, która powstała na Węgrzech, rozsądnym działaniem byłoby ujednolicenie platformy. Pozwoliłoby to na zmniejszenie kosztów użytkowania, szkolenia i utrzymania maszyn w pełnym okresie życia.

Można by to uczynić, przekazując S-70i do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które posiada takie wiropłaty w policji. Zakupione w kolejnych programach AW149 należałoby natomiast uzupełnić ciężkim śmigłowcem transportowym, np. CH-53 Chinook. Jest to całkiem możliwe, ponieważ w kuluarach mówi się o zakupie kolejnych śmigłowców AW101, które tym razem mają zostać dostarczone w wersji transportowej.

- Czekają nas nadal zakupy śmigłowców transportowych i wersji specjalnych. Tutaj resort musi się zastanowić, czy pójdziemy w typoszereg AgustaWestland, czy coś zupełnie innego - docieka dr Piekarski.

AW149 był proponowany Polsce w postępowaniu na śmigłowiec wielozadaniowy, które włoski śmigłowiec przegrał. Teraz przetargu nie ma, więc nie ma problemu, że nie spełnia on wymagań, jakie stawia wojsko. Możliwe, że zmieniły się również wymagania wojska, co w kwestii śmigłowców byłoby dość zaskakujące.

Niszczyciele czołgów

W ramach programu Ottokar-Brzoza ministerstwo zapowiedziało także zakup pierwszych niszczycieli czołgów najnowszego typu, które mają zastąpić wiekowe BRDM-2 i BWP-1, uzbrojone w przeciwpancerne pociski kierowane Malutka - a te nadają się wyłącznie do muzeum.

Pocisk Malutka został wprowadzony do uzbrojenia w 1961 roku i dziś nie stanowi żadnego zagrożenia dla pojazdów potencjalnego przeciwnika. Ten zakup był niezwykle pilny i dobrze, że do niego dojdzie.

MON zapowiedziało, że transakcja będzie efektem współpracy pomiędzy PZG a brytyjską firmą MBDA UK, producentem pocisków przeciwpancernych Brimstone. W założeniu niszczyciele będą osadzone na podwoziu pojazdu kołowego z napędem na obie osie.

Jest to również szansa na znalezienie nowego zastosowania dla wycofywanych BWP-1. Już podczas kieleckiego Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w 2019 roku Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne z Poznania zaprezentowały niszczyciel czołgów na podwoziu BWP-1.

Być może to jest droga, jaką należałoby pójść. Nowe pojazdy powstawałyby poprzez modernizację istniejących wozów, będących na stanie Wojsk Lądowych. Byłoby to rozwiązanie przejściowe, póki przemysł nie wyprodukowałby odpowiedniej liczby nowoczesnych podwozi, na których będzie można osadzić wyrzutnie Brimstone’ów. Rozwiązałoby to najpilniejsze potrzeby i pozwoliło pomostowo rozwiązać problemy oddziałów przeciwpancernych.

Bez trybu

Mimo słuszności niektórych zakupów, wątpliwości budzi tryb, w jakim jest pozyskiwany sprzęt. Ministerstwo nie negocjuje, a kupuje "z półki". Skraca to czas postępowania, ale nie pozwala na porównanie oferty rynkowe i przede wszystkim pozbawia Polskę jakiejkolwiek pozycji negocjacyjnej.

W dodatku resort prawdopodobnie sam nie wie, jak ma wyglądać polska armia za dekadę czy dwie. Zakupy są prowadzone chaotycznie, byle szybciej, byle pokazać, że coś się robi. Nie widać w tym żadnego spójnego planu i pomysłu. Armia nie działa jako pojedyncze czołgi, samoloty czy haubice. To jest żywy organizm, który musi działać wspólnie, wszystkie elementy muszą ze sobą współgrać. Tego w ministerstwie brakuje.

Czytaj też:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainierosjamon
Wybrane dla Ciebie