Zbliżenie Indii i Japonii? Jest już wspólny przeciwnik - Chiny
• Premier Japonii Shinzo Abe odwiedził w weekend Indie, gdzie podpisano szereg umów gospodarczych, energetycznych i wojskowych.
• Indie, które od dekad zaliczają się do "państw niezaangażowanych", mają coraz lepsze relacje z Japonią, najważniejszym sojusznikiem USA w Azji.
• Równocześnie kwitnie sojusz Pakistanu i Chin, które zaliczają się do grona wrogów i konkurentów zarówno Japonii, jak i Indii.
16.12.2015 | aktual.: 23.12.2015 13:10
O zbliżeniu Japonii i Indii najlepiej świadczy dyplomatyczna aktywność obu państw. Na przestrzeni kilku lat oba kraje podpisały szereg porozumień z zakresu bezpieczeństwa, handlu i inwestycji. Ostatnie umowy zawarto w miniony weekend, podczas wizyty premiera Shinzo Abego w Inadiach. Japonia zobowiązała się w nich m. in. do zbudowania szybkiej linii kolejowej. Zarysowano także ramy przyszłej współpracy na polu technologii wojskowej i eksportu energetyki nuklearnej z Japonii do Indii.
Chiny - rywal Indii
Potrzeba współpracy z silnym azjatyckim partnerem wynika w dużej mierze ze wzrostu chińskiej potęgi. Marynarka wojenna Państwa Środka jest coraz aktywniejsza w basenie Oceanu Indyjskiego. Na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy indyjscy oficerowie naliczyli 22 incydenty z udziałem chińskich okrętów podwodnych. Co więcej, Pekin dzierżawi w Pakistanie głębokowodny port cywilny w Gwadarze, a sam Pakistan jest ważnym krajem na nowym jedwabnym szlaku, sztandarowym projekcie Xi Jinpinga. W rozmowie z WP były ambasador RP w Indiach prof. Piotr Kłodkowski zaznacza, że nie można jednak mówić o wrogości, a raczej o konkurowaniu Chin i Indii. - Pakistan jest bliskim sojusznikiem Chin, ze względu na budowę korytarza ekonomicznego i portu w Gwadarze. To na pewno będzie martwić Indie, ale mimo tego Chiny nadal pozostaną partnerem w niektórych dziedzinach, bo choć
są przeciwnikami, nie nazwałbym ich wrogami - to konkurenci - mówi rektor Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera i wykładowca Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
Oprócz chińskich inwestycji w Pakistanie, sprawy Indiom nie ułatwiają także powracające pogłoski o stworzeniu chińskiej bazy na Malediwach i całkiem realnych projektów rozbudowy portów w Birmie, Bangladeszu i na Sri Lance. - Indusi, którzy którzy obawiają się "strategicznego okrążenia" przez ChRL, nazwali to "naszyjnikiem z pereł" - chodzi o sieć portów, kontrolowanych w różnym stopniu przez Chiny - szlak z samych Chin, przez cieśninę Malakka aż do bliskowschodniego centrum energetycznego - mówi prof. Kłodkowski.
- Indie również są zainteresowane importem surowców, więc obu stronom zależy na stabilności regionu. Niemniej jednak walka o wpływy będzie miała miejsce w takich państwach jak Sri Lanka, która leży u wybrzeża Indii, Nepal, graniczący z oboma krajami czy Pakistan - wylicza ekspert.
Indyjskie zatargi z Pakistanem są dobrze znane, ale w przeszłości Indie wojowały także z Chinami, z którymi do dziś mają nieuregulowaną granicę w Himalajach. W 1962 roku Chiny i Indie toczyły o nią zbrojną walkę i mimo upływu ponad 50 lat linia demarkacyjna nie została potwierdzona przez obie strony. W przeszłości na granicy niejednokrotnie dochodziło do incydentów. Tylko na przestrzeni ostatnich trzech lat władze w Nowym Delhi naliczyły około 600 wtargnięć chińskiej armii na tereny, które Indie uważają za swój obszar. Spornym rejonem jest także Aksai Chin, który Chiny uważają za część swojego kraju, a Indie za składową Kaszmiru.
Według "Times of India" pełna mobilizacja na spornej granicy zajęłaby Chinom zaledwie dwa dni, podczas gdy Indie potrzebowałyby na to nawet tygodnia. W ciągu trzech dni Pekin mógłby rozmieścić na granicy 450 tys. żołnierzy, trzy razy więcej niż Nowe Delhi w znacznie dłuższym okresie.
Chiny - rywal Japonii
Jeśli chodzi o perspektywę Japonii, na pierwszy plan wysuwa się spór terytorialny o wyspy Senkaku (chin. Diaoyu). Pekin, podobnie jak Tokio, zgłasza do nich wyłączne pretensje. Na tym tle dochodziło już do różnorodnych incydentów, od symbolicznego wtykania flag narodowych po wymianę "ognia" armatek wodnych okrętów straży wybrzeża. W ostatnich latach Japonia zarejestrowała co najmniej jeden chiński okręt podwodny, który naruszył jej wody terytorialne. Na przestrzeni dwóch ostatnich lat japońskie lotnictwo podrywało się niemal 900 razy z powodu zbliżenia się lub wtargnięcia chińskich pilotów w japońską przestrzeń powietrzną.
Militarny rozrost Chin jest też głównym czynnikiem, który motywuje japońskie władze do odejścia od pacyfistycznej konstytucji i armii o charakterze czysto obronnym. W ciągu dziesięciu lat Pekin zwiększył nakłady na obronność o 350 proc. O ile jeszcze na początku wieku Japonia miała około dwa razy więcej dużych okrętów, to dziś te proporcje się niemal wyrównały.
Przeciwwaga
O tym, że stosunki Japonii z Indiami mogą urosnąć do rangi "najważniejsze dwustronnej relacji na świecie" już w 2006 roku mówił obecny premier Shinzo Abe. Jeśli dodamy do tego pierwsze w historii trójstronne spotkanie ministrów spraw zagranicznych Japonii, Indii i USA na marginesie sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, które odbyło się we wrześniu tego roku, otrzymujemy potężny front, który mógłby równoważyć chińskie działania w Azji. A mówi się jeszcze, że partnerstwo wkrótce może być czterostronne, bo trwają rozmowy o reaktywacji tego formatu z Australią.
Prestiżowy magazyn "Foreign Policy" w lutym oceniał, że trzy- i czterostronne partnerstwo jest porażką chińskiej polityki, czego dowodem ma być uczestnictwo Indii, które tradycyjnie - zgodnie z doktryną Mahatmy Gandhiego - przez całe dziesięciolecia unikały zaangażowania i zrzeszania w bloki państw. "To spory zwrot dla Indii, które historycznie trzymały się z dala od amerykańskiego systemu sojuszniczego i ze względu na politykę autarkicznej izolacji były biernym obserwatorem azjatyckiego cudu ekonomicznego" - pisał magazyn.
Jednak nie wiadomo, na ile Indie, będące przez wiele dekad patronem Ruchu Państw Niezaangażowanych, są w stanie zgłębić sojusz z Japonią, która przecież wyraźnie przynależy do amerykańskiego "obozu" sojuszniczego. Przed zbytnim optymizmem przestrzega prof. Kłodkowski. - Indie zawsze prowadziły politykę równego dystansu wobec USA I Związku Radzieckiego, a dziś Rosji. Można powiedzieć, że nieco bliżej im do Moskwy, ale od czasu premiera Manmohana Singha (2004 - 2014 przyp. red) zbliżyły się też mocno do Waszyngtonu, więc wciąż balansują. To zbyt duży kraj, podobnie jak Chiny, by jednoczyć się z jednym lub drugim "obozem" - mówi były ambasador.
Pekińska kontra?
Wizyta Abe w Indiach oczywiście nie umknęła chińskim oficjelom. Na łamach partyjnego "Global Times" ostrzegano, że strategiczna współpraca New Dehli i Tokio "może tylko sprowadzić problemy dla Indii".
Faktycznie, nadmierne zbliżenie z Japonią może być kłopotliwe w kontekście stosunków gospodarczych z Chinami, które mimo "szorstkiego" sąsiedztwa są drugim najważniejszym partnerem handlowym Indii. W ubiegłym roku Indie odnotowały aż 46 mld dol. deficytu handlowego z Chinami (w poprzednich trzech latach były to liczby rzędu 36-37 mld.).
Jeśli więc indyjski słoń zdecyduje się wyraźnie opowiedzieć się przeciwko chińskiemu smokowi, może się spodziewać, że niekorzystne trendy szybko nie ulegną odwróceniu. Choć, jak zaznacza prof. Kłodkowski i bez tego będzie niesłychanie trudno o zmianę. - Planowane obroty gospodarcze między Indiami a Chinami prawdopodobnie przekroczą w tym roku 100 mld dol., ale z mocną nadwyżką na korzyść Chin. Co nie jest specjalnie dziwne, bo niemal każdy ma deficyt handlowy z Chinami. W przypadku Indii problemem jest nie sama wysokość eksportu, ale pytanie, co w ogóle eksportować do Chin, bo produkty z dziedziny IT i biotechnologii, które tam trafiają, nie wyrównają tych dysproporcji - ocenia ekspert.