Chiny-Pakistan: Kwitnące Braterstwo
Ostatnia wizyta prezydenta Chin Xi Jinpinga w Pakistanie wydaje się być próbą nakreślenia nowego ładu w regionie, z walnym chińskim udziałem, co nie może podobać się ani Indiom, ani USA, a nawet Rosji czy Iranowi powinno dawać wiele do myślenia - pisze prof. Bogdan Góralczyk dla Wirtualnej Polski.
To nie przypadek, że kiedy Henry Kissinger ruszał z tajną misją "otwierać Chiny", wystartował z Pakistanu. Sondaże opinii publicznej od lat potwierdzają, że tamtejsze elity i społeczeństwo są najbardziej prochińskie w całej Azji. Jeśli Chiny gdziekolwiek mają prawdziwego przyjaciela, a nie mają ich wielu, to jest nim Pakistan.
Uzasadnienie tego stanu rzeczy jest jedno: wspólny wielki sąsiad, jakim są Indie. Od czasu niezwykle krwawego podziału subkontynentu w 1947 r. oba państwa przeszły przez trzy kolejne wojny (1965, 1971, 1999), a stan napięcia między Nowym Delhi a Islamabadem utrzymuje się niemal permanentnie, zmieniając się jedynie intensywnością.
Z kolei Chiny z Indiami też przeszły przez wojnę (1962), a stosunków pomiędzy nimi nie ułatwia fakt, iż nigdy ostatecznie nie ustalono linii granicznej. Indie roszczą sobie pretensje do rozległego Aksai Chin (ok. 37 tys. km2), a Chiny z kolei nigdy nie pogodziły się z wytyczoną kiedyś przez Brytyjczyków "linią MacMahona" i roszczą sobie pretensje do jeszcze większego terytorium o nazwie Arunachal Pradesh (ok. 84 tys. km2).
Nowe Jedwabne Szlaki
To są stałe i trwałe zarzewia konfliktów, bez większych szans na jakiekolwiek szybkie uregulowania prawno-traktatowe. Specjaliści szybciej spodziewają się nowej wojny i rozlewu krwi, aniżeli pokojowych uregulowań.
Tymczasem ostatnio dochodzą jeszcze nowe elementy. Chiny prą ku Oceanowi Indyjskiemu. Zbliżyły się ze Sri Lanką i zaczęły tam mocno inwestować m.in. w porty morskie, a w Pakistanie już od lat są zaangażowani w budowę wielkiego oceanicznego portu w Gwadar, który - jak podkreśla Robert Kaplan w cennym tomie "Monsun", poświęconym strategii w basenie Oceanu Indyjskiego - od początku i z założenia miał być "idealnym sposobem na scementowanie strategicznych interesów Pakistanu i Chin".
Żadne z tych przedsięwzięć nie może podobać się Indiom, traktującym Ocean Indyjski, jak sama nazwa wskazuje, za własny.
Jednakże Chiny, kreślące śmiałe geostrategiczne wizje budowy nowych Jedwabnych Szlaków, lądowego i morskiego, ostatnio jeszcze bardziej zwiększają tam swoją obecność, począwszy od inwestycyjnej. Dowodem na to niedawna wizyta najważniejszego chińskiego przywódcy i wizjonera nie do końca jeszcze zdefiniowanych i nakreślonych Jedwabnych Szlaków, Xi Jinpinga w Pakistanie. Podczas dwudniowej wizyty fetowano go niczym cesarza, bo też były po temu powody. Podpisano porozumienia na sumę łącznie 28 mld dolarów, a w ślad za nimi mają pójść jeszcze następne, zwiększające tę sumę do 46 mld dolarów (to ok. 20 proc. pakistańskiego PKB!).
Strategiczne więzi
Sumy są ogromne, bo też projekty śmiałe. Chodzi o realizację jednej, ważnej nitki Jedwabnego Szlaku, która łączyłaby budowany konsekwentnie przy chińskim wsparciu od początków tego stulecia port Gwadar z chińskim Xinjiangiem. To wielkie przedsięwzięcia infrastrukturalne, nowe drogi, koleje i ropociągi o długości ponad 3 tys. km, których budowę rozpisano na 15 lat, a przy okazji Chiny mają jeszcze dopomóc w rozwoju cierpiącego na niedowład systemu energetycznego Pakistanu (łączna moc planowanych przedsięwzięć: 17 tys. MW, jedna trzecia do realizacji po 2018 r.). Obok elektrowni klasycznych, na węgiel, mają być też stawiane wiatrowe - oczywiście z chińskimi turbinami.
Projekty są ambitne, ale jak je zrealizować, gdy planowane nitki nowych połączeń komunikacyjnych mają iść przez ogarnięty od lat niepokojami Beludżystan, a także górskie tereny bardziej pod kontrolą islamskich fundamentalistów niż władz w Islamabadzie? Czy to się uda bez - znacznego - chińskiego zaangażowania w pakistański system bezpieczeństwa, pytają patrzący na to z mieszanką zazdrości i niepokoju Hindusi?
Przecież niedawno do walk doszło w pobliżu Gwadar, nad morzem, a wcale nie górach. A przed dziesięciu laty zabito tam nawet trzech chińskich inżynierów na budowie. Niepokoje są wszędzie. Więc zacieśnienie współpracy wojskowej, policyjnej i służb mundurowych oraz tajnych obu państw przy takiej skali planowanych przedsięwzięć musi być także brane pod uwagę. Dobitnie podkreślił to premier Pakistanu, Nawaz Sharif, mówiąc w obecności Xi: - Pakistan traktuje chińskie bezpieczeństwo za swoje własne.
Formalnie chodziło o zagrożenia w Xinjiangu, płynące z szeregów islamskich terrorystów (zresztą w znacznej mierze wychowanych w pakistańskich medresach, dziś najważniejszym na globie siedlisku szerzenia islamskiego fundamentalizmu). Faktycznie idzie o coś więcej. Był to otwarty apel, by również w sferze bezpieczeństwa trzymać się razem.
Nowa geostrategia
Tym bardziej, co też należy odnotować, a nawet wyeksponować, że do wizyty Xi Jinpinga doszło na kilka miesięcy po oficjalnym zakończeniu amerykańskiej i NATO-owskiej misji ISAF w Afganistanie. Chodzi więc zarówno o wielkie inwestycje, jak też, tym bardziej, próbę nakreślenia nowego ładu w regionie, z walnym chińskim udziałem, co nie może podobać się ani Indiom, ani USA, a nawet Rosji czy Iranowi powinno dawać wiele do myślenia.
To nowa geostrategiczna zagrywka, tym bardziej ważna, że - by zacytować ponownie R. Kaplana - "od jakiegoś czasu strategicznym centrum morskiego świata nie jest już północny Atlantyk, lecz zachodni Pacyfik i basen Oceanu Indyjskiego". A na tym ostatnim, jak widzimy, zaczynają rozpychać się Chińczycy.
Przecież jest więcej niż jasne, że realizacja nakreślonych planów, połączenie Oceanu Indyjskiego (Gwadar) z chińskim głębokim interiorem (Xinjiang) to nic innego, jak zmiana geopolityki w tym regionie. Chińczycy dają pieniądze, a władze pakistańskie się na to zgodziły i to mimo tego, iż w amerykańskim Kongresie czekają na zatwierdzenie nowe dostawy broni do tego kraju na sumę miliarda dolarów. Czy należy rozumieć, że po prostu Chiny dają więcej? Czy jeszcze głębiej, właśnie geostrategicznie, że lepiej mieć bliskiego - i bogatego! - sojusznika w pobliżu, aniżeli gdzieś daleko za oceanem?
Tak czy inaczej warto się zastanowić na słowami chińskiego prezydenta, wypowiedzianymi tuż po przylocie: "Czuję się, jakbym przylatywał do domu własnego brata". Oczywiście, nie dodał, bo to rozumie się samo przez się, który jest starszy, a który młodszy. A to w Azji ma duże znaczenie. Czy tylko w Azji?