Zakupy do kosza? Nowy rząd będzie musiał podjąć decyzję

Ostatnie lata w Ministerstwie Obrony Narodowej mijały pod znakiem kompulsywnych zakupów. Nie wszystkie były rozsądne. Niektóre wręcz robione wbrew interesowi polskiego przemysłu zbrojeniowego. Które postępowania nowy rząd powinien wyrzucić do kosza?

Premier Mateusz Morawiecki. W tle myśliwiec FA-50
Premier Mateusz Morawiecki. W tle myśliwiec FA-50
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | East News, Wojciech Olkusnik

22.10.2023 | aktual.: 23.10.2023 10:55

Proces modernizacji Sił Zbrojnych to ultramaraton połączony ze sztafetą. Programy trwają dłużej niż kadencja parlamentu, dlatego przekazywanie pałeczki jest niezwykle ważne. Nie zawsze tak się dzieje. Niektóre programy padają ze względu na zmianę koncepcji rozwoju armii, inne przez brak finansowania, a jeszcze inne ze względów politycznych. Tak się stało m.in. z jedną platformą śmigłowcową czy samochodami terenowymi.

Są jednak zakupy, które były prowadzone wbrew interesowi polskiego przemysłu obronnego i potrzebom wojska. Tak stało się w przypadku zakupu samobieżnych haubic K9, które są bezpośrednimi konkurentami polskich AHS Krab, a których rząd PiS chciał kupić sześciokrotnie więcej, niż zamówił polskiego sprzętu.

Cios w przemysł

Umowa ramowa została podpisana na 600 pojazdów. W umowie wykonawczej ograniczono liczbę pojazdów do 212, czyli dwukrotnie więcej niż zamówiono polskich odpowiedników. Zamówienie zostało podzielone na dwa etapy. W pierwszym Polska ma kupić 48 pojazdów w wersji K9A1. Najpierw dostarczono 18 sztuk, które mają zastąpić Kraby wysłanne na Ukrainę.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

MON wówczas zapowiadał, że dostawy kolejnych ponad 600 sztuk, już w wersji K9PL, mają rozpocząć się w 2024 r., a od 2026 r. haubice mają być produkowane również w Polsce.

Eksperci, jak Bartłomiej Kucharski, ekspert Zespołu Badań i Analiz Militarnych, wieszczą, że zakup tak dużej liczby K9 i plany przeniesienia ich produkcji do Polski mogą oznaczać, że na własnej piersi rząd hoduje konkurencję dla chwalonego polskiego rozwiązania.

Oznacza to, że zmarnowane zostaną lata badań i rozwoju przeznaczone na opracowanie wieży, do której Huta Stalowa Wola ma pełne prawa majątkowe. A trzeba pamiętać, że do użycia Krabów potrzebny jest cały system – pojazdy dowodzenia, wsparcia i remontowe. Taki system stworzono w ramach programu Regina i teraz jego sens staje pod znakiem zapytania.

Z umowy na zakup 212 egzemplarzy prawdopodobnie nie można się już wycofać. Czy są szanse na jej renegocjację? Tego nie wiadomo. Minister Błaszczak utajnił wszelkie postępowania.

S-70i dla wojska

Minister Mariusz Błaszczak zapowiedział zakup śmigłowców S-70i Black Hawk dla wojsk aeromobilnych i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że już wcześniej zamówił AW149 - śmigłowce tej samej klasy u innego producenta. Robi dokładnie odwrotnie, niż sojusznicy, którzy unifikują platformy.

Amerykanie korzystają z różnych odmian UH-60 Black Hawk, Brytyjczycy mają AW159. Niemcy i Włosi etapami wymieniają swoje UH-1 na NH90. Tymczasem Polacy kolekcjonują wszelkie możliwe typy, jakie można znaleźć na rynku. Są już W-3 Sokół, pierwsze S-70i Black Hawk, a wkrótce pojawią się AW149. Po cóż więc zakup kolejnych S-70i? Jest robiony jedynie ze względów politycznych, ponieważ śmigłowiec nie spełnia wymagań Sił Zbrojnych.

Śmigłowiec S-70i jest uboższą wersją śmigłowca UH-60M i tylko z zewnątrz przypomina maszyny używane przez armię USA czy wkrótce Słowacji. S-70i obecnie, oprócz Polski, mają na stanie tylko dwie armie. Chile w 2013 r. kupiło sześć sztuk, z kolei Filipiny zamówiły 16 sztuk. Oba państwa używają ich do wsparcia obrony cywilnej i służb antykryzysowych. Nikt ich nie wykorzystuje w wojskach specjalnych czy aeromobilnych.

Zwyczajnie te śmigłowce do tego się nie nadają. W czterech śmigłowcach kupionych dla Wojsk Specjalnych część systemów zastąpiono urządzeniami, na sprzedaż których nie jest potrzebna zgoda Kongresu USA. Te bardziej zaawansowane są niedostępne i w przypadku, kiedy kupuje się gołe śmigłowce, zamawiający musi zakupić specjalistyczne wyposażenie we własnym zakresie, starając się o zgodę USA, lub wybrać inny sprzęt dostępny na rynku.

Polska wybrała tę drugą drogę. Dlatego w Wojskach Specjalnych służą śmigłowce, porównywalne do wykorzystywanych przez turecką policję czy chilijską obronę cywilną. Zakup kolejnych egzemplarzy mija się z celem, jeśli każdą maszynę trzeba będzie wysłać do USA, aby ją doposażyć.

Rozwiązaniem byłoby zwiększenie zamówienia na AW149, pod warunkiem, że wynegocjowane zostanie wsparcie techniczne przez cały okres użytkowania i zamówione zostaną wersje specjalistyczne – CSAR, SAR czy operacji specjalnych. Wówczas można byłoby przekazać S-70i Policji i Straży Pożarnej, a AW101 przeznaczyć wyłącznie do zadań przeciwpodwodnych.

AW101 dla Wojsk Lądowych

Te ostatnie bowiem zamówiono dla Marynarki Wojennej w kuriozalnej wersji łączącej zadania SAR (ratownictwo morskie) i ASW (zwalczanie okrętów podwodnych). Zrobiono to całkowicie wbrew obowiązującej doktrynie użycia śmigłowców, opiniom marynarzy i zdrowemu rozsądkowi. Wyposażenie do walki z okrętami podwodnymi zajmuje dużo miejsca, które z kolei jest potrzebne do prowadzenia misji ratunkowych. W rzeczywistości zdolności SAR będą dość mocno ograniczone. Zwłaszcza, że do różnych zadań potrzebne są różne załogi.

W dodatku w sierpniu 2023 r. rząd rozpoczął negocjacje w sprawie zakupu AW101 dla Wojsk Lądowych, które poszukują ciężkiego śmigłowca transportowego. Jest to zadziwiająca decyzja, zważywszy, że od lat wojskowi mówili, że najlepszym uzupełnieniem dla średnich śmigłowców transportowych byłby ciężki śmigłowiec o dużym udźwigu. Takim AW101 nie jest.

Wojskowi w kontekście zakupu ciężkiego śmigłowca transportowego mówili o CH-47 Chinook, który ma ładowność do 12 286 kg. Z kolei AW101 może przenosić 3050 kg wewnątrz kadłuba, a jeśli ładunek podwiesi się pod kadłubem, to 5520 kg. W dodatku śmigłowiec włosko-brytyjskiej produkcji jest niezwykle drogi w eksploatacji. Godzina lotu AW101 kosztuje aż 220 tys. zł. W przypadku CH-47 jest to ok. 28 tys. zł.

Zakup AW101 dla wojsk aeromobilnych byłby niewiarygodną niegospodarnością. Ze względu na ogromne koszty Królewskie Siły Powietrzne przekazały swoje śmigłowce Royal Navy. Również Włosi i Kanadyjczycy wykorzystują je oszczędnie. Ze względu na koszty pozbył się ich także Korpus Piechoty Morskiej USA

FA-50 – udawany myśliwiec

Pod dużym znakiem zapytania stoi zakup samolotów FA-50, które w wersji obecnie dostarczonej do Polski są w zasadzie bezbronne. W teorii lepszym rozwiązaniem byłoby kupno lub dzierżawa używanych samolotów w oczekiwaniu na dostarczenie kolejnych F-16, które polscy piloci już znają.

MON poszedł szybszą, ale gorszą drogą. FA-50 jest lekkim myśliwcem. Kupują go państwa, których nie stać na samoloty wielozadaniowe jak F-16, Rafale czy Eurofighter. Sama Korea zamówiła 60 sztuk, aby zastąpić nimi przeciwpartyzanckie samoloty A-37 Dragonfly i wiekowe F-5 Tiger II.

Dotychczas na zakup FA-50 zdecydowały się jedynie dwa państwa – Irak, który kupił 24 maszyny i Filipiny, które posiadają 12 sztuk. Mimo atrakcyjnej ceny na koreańskie samoloty nie zdecydowała się Argentyna, Chorwacja, Kolumbia, Botswana czy Brunei. W każdym z tych państw zdecydowano, że lepiej dołożyć i kupić samoloty wielozadaniowe.

Dostarczony obecnie tuzin samolotów nie dysponuje obecnie pociskami powietrze-powietrze. Nie jest kompatybilny z pociskami, które posiadają Siły Powietrzne, a to oznacza, że ich uzbrojeniem pozostanie działko 20 mm i klasyczne bomby Mk.82.

Dopiero na lata 2025-28 zaplanowano dostawę 36 kolejnych FA-50 już w docelowej konfiguracji Block 20, które będą dostosowane do przenoszenia uzbrojenia, będącego na stanie polskiej armii. Wówczas też pierwsza dwunastka ma zostać zmodernizowana do standardu Block 20.

W przypadku FA-50 zakup budzi mieszane uczucia. Z jednej strony pilnie należało wymienić Su-22, które nie posiadają żadnej zdolności bojowej i MiG-29, które przekazano Ukrainie. Z drugiej strony kupiono samolot o znacznie niższych właściwościach bojowych od posiadanych F-16.

Tym postępowaniom nowy minister obrony powinien się przyjrzeć bliżej. Podobnie, jak Najwyższa Izba Kontroli. Są jednak zakupy i programy, które należy kontynuować, ponieważ są dobrym krokiem w rozwoju Sił Zbrojnych i w wielu przypadkach trwają niemal dwie dekady.

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojskomariusz błaszczakzakupy MON
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (867)