Cała mapa Polski w apelach. Następne mogą być Niemcy i Włochy
Następne mogą być Niemcy i Włochy. A to na pewno odbije się na Polsce - mówią eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska na temat braku wody w Holandii. Zdaniem naukowców - po pandemii, wojnie i inflacji - czeka nas kolejny kryzys. Co oznacza "brak wody" w kraju? Wyjaśniamy w artykule poniżej.
Holandia jest pierwszym krajem w historii Europy, w którym władze przyznały, że sytuacja jest dramatyczna. - Na tyle, że konieczna jest koordynacja działań regionów, gmin oraz rządu centralnego - mówił w środę Mark Harbers, minister infrastruktury i gospodarki wodnej.
Do momentu publikacji tego artykułu nie wiedzieliśmy, jakie konkretne działania podejmą władze. Pojawiły się jedynie apele do mieszkańców. - Pomyśl dwa razy, zanim umyjesz samochód lub wypełnisz ogrodowy basen - wezwał Harbers.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: "Czas bardzo nam się skrócił". Ekspert mówi, co stanie się z Helem i Gdańskiem
- To, co ogłosiła Holandia, to nie jest jeszcze twardy alarm, a mocny sygnał ostrzegawczy. Małe zasoby nie oznaczają, że wody zabraknie teraz dla ludności. Minister stwierdził na razie, że należy wdrożyć plan naprawczy. Z kolei apele o ograniczenie zużycia to nic nowego - również w Polsce - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr hab. inż. Tomasz Kowalczyk, kierownik Katedry Kształtowania i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Gospodarka to jednak system naczyń połączonych, gdzie jeden problem napędza drugi. Ale po kolei.
Ujęcia wody dzielimy na powierzchniowe i podziemne. O ile wody pod ziemią nie zabraknie (dlatego w Polsce ponad 75 proc. to ujęcia podziemne), to przemysł i rolnictwo w dużej mierze funkcjonują dzięki rzekom, jeziorom i stawom. A jak pokazał 2022 rok, w wielu zbiornikach odnotowaliśmy najniższe stany w historii.
Kryzys wodny w Europie
- Woda jest zasobem krytycznym, od którego zależy funkcjonowanie i bezpieczeństwo narodu. Warto pamiętać, że nie tylko Holandia jest w kryzysie wodnym. We Włoszech rzeka Pad jest wyschnięta, problemy pojawiają się też w Niemczech - wymienia nasz rozmówca i dodaje, że te trzy kraje to kluczowi producenci żywności w Europie.
Aż 30 proc. wszystkich przetworzonych produktów spożywczych wytwarzanych w Niemczech przeznaczonych jest na eksport. Na europejskie stoły z Niemiec trafiają między innymi: mięso, wędliny, produkty mleczne, wypieki i słodycze. Włosi są z kolei jednym z największych eksporterów makaronów, serów, wędlin i oliwy.
Problemy z suszą obserwujemy też w Portugalii czy Hiszpanii, skąd do sklepów i na stragany trafiają warzywa i owoce.
- Te dobra będą kosztowały niebawem znacznie więcej, co jeszcze bardziej napędzi inflację. Susza to nie tylko brak wody użytkowej, ale przede wszystkim problemy rolnictwa, leśnictwa i produkcji energii elektrycznej. Zarówno elektrownie konwencjonalne, jak i atomowe, pobierają do chłodzenia wodę z rzek. Może się okazać, że bez wystarczającego wspomagania odnawialnych źródeł energii, przy pogłębiającym się deficycie zasobów wodnych, zabraknie nam również prądu - ocenia Kowalczyk.
Mamy jeden z najniższych zasobów wód powierzchniowych w Europie
- Jeżeli Holandia ma problem, to my też będziemy go mieć. Mamy jeden z najniższych zasobów wód powierzchniowych w Europie. Jesteśmy na poziomie Cypru i Malty. Są rejony, gdzie spada nawet 400 mm opadów na rok - alarmuje z kolei Wojciech Skowyrski, zastępca dyrektora Departamentu Ochrony Przed Powodzią i Suszą z Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie.
Słowa Skowyrskiego potwierdzają dane - na jednego Polaka przypada trzy razy mniej wody niż wynosi średnia europejska. Do podobnych wniosków doszedł NIK w raporcie z 2021 roku.
Które rejony Polski są najbardziej zagrożone suszą?
Najbardziej zagrożone suszą są rejony na Podkarpaciu, na zachodzie i w Wielkopolsce. - Dzisiaj woda jest narzędziem walki o przetrwanie i trzeba ją traktować jako skarb narodowy. Zwykli obywatele powinni ją oszczędzać - łapać deszczówkę i rozprowadzać na swoim terytorium. Jestem też zwolennikiem studni rozsączającej - poleca Skowyrski.
Studnia rozsączająca gromadzi wstępnie oczyszczoną wodę oraz deszczówkę, ale nie posiada dna, przez co ciecz może bez przeszkód przedostawać się do gruntu. Według naszego rozmówcy, to powoduje lepszy rozwój roślinności, nie ma też gwałtownego odprowadzania wód deszczowych.
- Jednak małe stawy i oczka nigdy nie dadzą wystarczającej retencji. Konieczne jest wdrożenie programów rządowych. Które zakładają uzupełnienie niedoborów i łapanie wody - podkreśla Skowyrski.
Mimo że ponad 75 proc. ujęć w Polsce znajduje się pod ziemią, to największe miasta korzystają z wód powierzchniowych. Są to Warszawa, Wrocław i Poznań. Stolica pobiera wodę z dna Wisły, Poznań z Warty, a Wrocław z Oławy.
- Dlatego nie powinniśmy "betonować" miast, ale realizować założenia "miast-gąbek"- czyli woda wsiąka, woda zostaje, woda wraca. Obywatele i tak oszczędzają wodę, jak mogą, bo koszty dostępu są coraz wyższe. Są gminy, gdzie metr sześcienny wody i ścieki kosztują nawet ponad 30 złotych, co znacząco ogranicza konsumpcję. Poprawia się również świadomość społeczna, choć edukacja w zakresie szacunku dla wody i środowiska jest nadal bardzo potrzebna - wyjaśnia Kowalczyk.
Pierwszym miastem w Polsce, gdzie zabrakło wody, były Skierniewice. W 2019 roku mieszkańcy mogli liczyć tylko na beczkowozy. Od tamtej pory około 400 gmin w całej Polsce apeluje o oszczędzanie wody. Mapę tych gmin na swoim blogu "świat wody" stworzył dr Sebastian Szklarek z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski