Zabójstwo Pawła Adamowicza. Psychiatra o Stefanie W.: wiedział, co robi
13 stycznia 2019 roku podczas finału WOŚP na Targu Węglowym w Gdańsku Stefan W. wtargnął na scenę i zadał kilka ciosów nożem Pawłowi Adamowiczowi. Czy był poczytalny? Zdaniem Jerzego Pobochy, psychiatry sądowego, jego zachowanie wskazuje na to, że wiedział co robi. Sam Stefan W. w liście do brata pisze, że cieszy się, iż trafi do szpitala psychiatrycznego. "Posiedzę pewnie ze dwa lata i wyjdę" - przewiduje.
13.01.2020 | aktual.: 13.01.2020 10:01
Reporterka magazynu "Duży Format" "Gazety Wyborczej" prześledziła losy Stefana W. Rozmawiała z jego znajomymi z więzienia, dotarła do akt i sądowych opinii psychiatryczno-psychologicznych, z których wynika, że Stefan W. był niepoczytalny. Opinii, którą zarówno prokuratura, jak i żona i brat zamordowanego Pawła Adamowicza, uznali za zbyt niejasne.
Co - według ustaleń reporterki - znajduje się w opinii biegłych? Głównie zeznania świadków. "Wielokrotnie mówił, że jest zwolennikiem PiS-u, wiem, że w trakcie wyborów na prezydenta RP głosował na Dudę. Gdy ogłoszono wyniki, był bardzo zadowolony. Interesował się polityką, czytał polityczne gazety” - brzmi fragment jednego z zeznań.
Zobacz także: Rocznica ataku na prezydenta Gdańska. Rodzice Pawła Adamowicza o ostatnim spotkaniu z synem
"Pamiętam, że kilka razy powiedział, że świat jeszcze o nim usłyszy. Często mówił, że banki, które okradał, były powiązane z prezydentem Pawłem Adamowiczem” - miał mówić Stefan W.
Świadkowie podkreślali również, że ciągle oglądał wiadomości na różnych programach. Ani biegli, ani śledczy nie próbowali jednak dowiedzieć się, jakie to były programy.
Zabójstwo Pawła Adamowicza: śledczy chcą kolejnej opinii biegłych o Stefanie W.
Śledczy uznali jednak, że opinia nie odpowiada na wszystkie ich wątpliwości. Na początku grudnia Radio Gdańsk ustaliło, że postanowili powołać ekipę składającą się aż czterech psychiatrów i trzech psychologów, którzy zajmą się przebadaniem Stefana W. Potem ma powstać druga opinia sądowo-psychiatryczna w sprawie jego poczytalności i stanu zdrowia psychicznego.
Zobacz także: Zabójstwo Pawła Adamowicza. Ponowna opinia o zdrowiu Stefana W. Poprzedni biegli popełnili błędy?
Psychiatra sądowy Jerzy Pobocha, z którym skontaktowała się reporterka "Gazety Wyborczej" również nie ma najlepszej opinii o pracy pierwszego zespołu biegłych. Przyznał, że tego typu opinie nazywa "pracą sekretarki".
Psychiatra zwraca uwagę, że nie ma zbrodni bez motywu. - Poczucie krzywdy, zemsta jest motywem zrozumiałym psychologicznie. To nie jest psychopatologia - tłumaczy.
- Każdy z nas, gdy ktoś postąpi nie tak, jak byśmy tego chcieli, ma poczucie krzywdy. Czy to oznacza, że jesteśmy chorzy? - mówi psychiatra, gdy reporterka zwraca uwagę, że u Stefana W. stwierdzono schizofrenię. - U zabójcy prezydenta Adamowicza zemsta miesza się z urojeniem. Został skrzywdzony, ale kto za tym stoi? Platforma, bo wtedy rządziła. Kogo trzeba ukarać? Kogoś z Platformy. I nadarzyła się okazja, choć trafił na polityka, który w Platformie od dawna nie był - tłumaczy.
Jego zdaniem biegli powinni dociekać, skąd Stefan W. czerpał wiedzę, że winna była Platforma. - Im bardziej motywacja jest zrozumiała psychologicznie, tym mniejszy stopień ograniczenia poczytalności. Stefan twierdzi, że jest przeciwnikiem PO, bo został skazany, kiedy rządziła. Czy to urojenia? Ja też uważam, że wtedy u władzy była Platforma - tłumaczy Jerzy Pobocha.
Ekspert o poczytalności sprawcy: Ważne nie to, co sprawca mówi o czynie, ale to, co czyn mówi o sprawcy
Jego zdaniem lekarz, który stwierdził schizofrenię u Stefana W. raczej się nie pomylił. Ale podejrzany o zabójstwo Pawła Adamowicza może "wykorzystywać swoja chorobę" do uniknięcia kary lub otrzymania niższego wyroku.
- Wiedział, co robi i miał zachowaną kontrolę wypowiedzi - mówi psychiatra, odpowiadając reporterce, dlaczego Stefan W., choć jak wynika z zeznań planował zabójstwo, to potem nie chciał odpowiadać na pytania śledczych. - Nie mówił tego, co może mu zaszkodzić. I tu dochodzimy do sedna. W Polsce choroba psychiczna z automatu oznacza niepoczytalność - dodaje.
Zdaniem Jerzego Pobochy to, "że w karcie choroby coś zostało kiedyś zapisane, nie znaczy, że nie trzeba tego sprawdzić". - Kluczowe jest działanie przed czynem, w jego trakcie i po nim. Ważne nie to, co sprawca mówi o czynie, ale to, co czyn i jego okoliczności mówią o sprawcy - tłumaczy psychiatra.
- Opowiem pani o głośnej sprawie w Ameryce. Rok 2004, 29-letni wówczas Charles A. jeździ po autostradach i strzela do obcych ludzi. Zostaje zatrzymany w Las Vegas i oskarżony o dziewięciokrotną napaść z bronią w ręku, ośmiokrotne usiłowanie zabójstwa, morderstwo ze szczególnym okrucieństwem i wandalizm. Okazało się, że dziesięć lat wcześniej stwierdzono u niego schizofrenię paranoidalną - opowiada Jerzy Pobocha.
- Biegli uznali, że Charles w czasie, gdy używał broni palnej, "cierpiał na ciężkie zaburzenia psychiczne, ale schizofrenia nie spowodowała tego, że nie uznał on swojego czynu za zły”. Bo wiedział, że to, co robi, jest niezgodne z prawem, miał świadomość, że strzelanie w obecności policji byłoby dla niego niebezpieczne, rozumiał, że "to źle zabijać ludzi”, skłamał, że nie strzelał, czy ukrywał swoje działania przed rodziną. Taki sam sposób opiniowania - polegający na szczegółowej analizie działania - zastosowałem, gdy w latach 80. badałem seryjnego zabójcę kobiet Pawła Tuchlina skazanego na karę śmierci. Miał nieprawidłową osobowość i zero jakichkolwiek norm moralnych, ale kiedy tylko widział zagrożenie, odstępował od ataku. To oznaczało, że mógł panować nad swoim zachowaniem - tłumaczy w "GW" ekspert.
- Mój syn jest chorym człowiekiem, więc absolutnie nie był to mord polityczny - tłumaczyła TVN matka Stefana W. Mówiła, że na widzeniu syn zapytał ją: „Mamo, czy to prawda? Czy ja naprawdę kogoś zamordowałem?”.
Reporterka "GW" dotarła do listu Stefana W., który ten wysłał do swojego brata. "Zacznę od dobrych wieści. Myślałem, że będę miał dożywocie, ale trzech biegłych psychiatrów uznało, że byłem niepoczytalny, to oznacza, że niedługo pojadę do szpitala, prawdopodobnie w Starogardzie Gdańskim, a tam co sześć miesięcy można wyjść. Posiedzę pewnie ze dwa lata i wyjdę” - cytuje jego fragment na łamach magazynu "Duży format".
Źródło: wyborcza.pl