Wszyscy śmieją się z Rosji. Dla Kremla może to być zabójczy żart
Wiralowa seria o Královcu to fenomen internetowy ostatnich dni. Ale dla Kremla to sytuacja bardzo groźna - bo dla satrapów nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż kpina.
08.10.2022 | aktual.: 08.10.2022 20:27
"Jeśli się ludzie nie będą ciebie bali, to się będą z ciebie śmieli" - opowiadał w "Potopie" Michał Wołodyjowski, gdy ojciec tłumaczył mu, dlaczego ma doskonalić się w sztuce fechtunku. Ta zasada obowiązuje też w polityce.
Rozwijał ją przede wszystkim Władimir Putin, który przez całe lata dążył do tego, by postrzegano go jako przywódcę zdolnego do wszystkiego. Dosłownie. To była jego doktryna - chciał, żeby się go bano, żeby postrzegano go jako całkowicie nieobliczalnego, żeby jego rękę widziano w każdym złym wydarzeniu świata. W ten sposób zarządzał on Rosją, w ten sposób budował pozycję swego państwa w polityce międzynarodowej. W ten sposób doprowadził do jej kulminacyjnego momentu, gdy zaatakował Ukrainę 24 lutego.
Bez dwóch zdań Putin swój cel osiągnął - najlepszy dowód to reakcja wielu krajów na jego agresję. Kolejne stolice, przede wszystkim Europy Zachodniej, były przekonane, że Kijów padnie w ciągu kilku dni, więc na wszelki wypadek nie robiły kompletnie nic, jakby sparaliżowane strachem przed jakimkolwiek działaniem, które Putin mógłby odebrać jako wrogie.
Ale Ukraińcy bohatersko Rosjan zatrzymali, a po pół roku walk przeszli do kontrofensywy. Nastąpiła demistyfikacja potęgi Kremla, okazało się, że strach przed Putinem ma wielkie oczy. Zamiast lęku coraz częściej budzi on śmiech. Najlepszy przykład - historia z Kralovcem.
Loupežnik Rumcajs i Makova Panenka
Královec to po czesku Królewiec. Rosjanie wolą termin Kaliningrad (głośno protestowali, gdy kiedyś MSZ użył określenia "Królewiec"). W każdym razie chodzi o region między Polską, Litwą i Morzem Bałtyckim, dawne Prusy Wschodnie, które od 1945 r. są pod kontrolą Moskwy. A teraz władzę nad nimi przejęła Praga czeska. Przynajmniej w internecie.
Bo od kilku dni Královec jest wiralem w mediach społecznościowych. Żart rzucił anonimowy polski internauta, nagłośnił czeski eurodeputowany Tomáš Zdechovský - i zaczęło to hulać po całej sieci. Czesi zorganizowali internetowy plebiscyt z pytaniem, czy należy Kralovec włączyć w ich granice (ewidentna kpina z rosyjskich patorerefendów) i sprawa zaczęła żyć własnym życiem. Klasyczny efekt kuli śniegowej. Dziś różnego rodzaju postów, memów, żartów o czeskim Królewcu - a także o Královeckym Kraju - jest bez liku.
Każdy z nich natychmiast znajduje rzesze osób, które je komentują, podają dalej czy klikają pod nim serduszka. Nie brakuje już nawet geopolitycznych dyskusji o "imperialnej" polityce Czechów i ich podbojach z przeszłości. Między wierszami powracają też żarty o "czeskich okrętach wojennych"
Historia z Královcem ma, oczywiście, swoje podłoże geopolityczne, zarówno bieżące...
...jak i historyczne.
Jednak w pierwszej kolejności stała się pretekstem do tego, by pokazać siłę czeskiej popkultury.
Łatwo się domyślić, że po tej akcji pozycja Czech we wszelkiego rodzaju rankingach mierzących soft power państw na świecie pójdzie mocno w górę i będzie równie wysoka jak temperatura w całym kraju.
Najlepsza broń na satrapów: śmiech
Po stronie rosyjskiej zareagował portal EurAsia Daily, który kwestię referendum w obwodzie kaliningradzkim potraktował poważnie i przygotował wielki artykuł z oburzeniem na tę sytuację (choć w chwili pisania tego tekstu strona tego portalu nie działała). Ale też nie ma się co dziwić. Bo wbrew pozorom ten dowcip nikogo w Rosji nie śmieszy. Więcej, dla niej to może być zabójczy dowcip.
Z kilku powodów. Najbardziej oczywisty jest związany z patoreferendami na okupowanych ziemiach Ukrainy. Kreml robił wszystko, żeby potraktowano je na poważnie. Nie przypadkiem doszło do aneksji w świetle kamer, w uroczystości wziął udział Putin, który później - wyraźnie pobudzony - włączył się w patriotyczne okrzyki całej sali.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
On dobrze wiedział, że nikt poważny wyników tego głosowania ani samej aneksji nie uzna. Ale na pewno liczył, że przynajmniej wygeneruje ona strach, który pociągnie za sobą wahanie: żeby nie być następnym. Nic takiego się nie stało. W odpowiedzi usłyszał jedynie kpinę z hasztagiem # Královec.
Cała sprawa idzie zresztą dalej, głębiej. Putin wyraźnie czuje, że grunt usuwa mu się spod nóg. Coraz rzadziej budzi grozę, coraz częściej obojętność - albo nawet kpinę. Dlatego eskaluje. Dlatego ciągle powraca kwestia użycia broni atomowej. Takie sugestie powracają ze strony Putina, coraz częściej pojawiają się jako temat dyskusji w Rosji. Ale tutaj też zamiast oburzenia, strachu, pojawia się kpina. Choćby w tym porównaniu do Hitlera z wykorzystaniem znanej sceny w bunkrze z filmu "Upadek".
"Historia lubi się powtarzać - pierwszy raz jako tragedia, drugi jako farsa" - mawiał Marks. Putin powraca do polityki, którą niemal 100 lat temu stosował Hitler. Trzeba zrobić wszystko, żeby ta powtórka była w jak najmniejszym stopniu tragedia, a w jak największym farsą. Bo śmiechem najłatwiej Putina rozbroić.
Gdy wszyscy zaczną się z niego śmiać, to w końcu też Rosjanie dostrzegą, że na czele ich kraju stoi nie groźny satrapa, tylko klaun z rozmazanym makijażem i nadmiarem botoksu. I wtedy dynamika polityczna w kraju zacznie wyglądać zupełnie inaczej.
Widzieliśmy to u nas. Upadek komunizmu zaczął się w Polsce. Nie przypadkiem wcześniej nazywano PRL "najweselszym barakiem obozu" - bo jeszcze przed karnawałem Solidarności Polacy zwyczajnie sobie kpili, żartowali z komunizmu, partyjnych notabli, centralnego planowania. Reżim żartów - i wywołanej nimi erozji autorytetu władzy - nie był w stanie zatrzymać. W konsekwencji upadł, w 1989 r. zaczęliśmy historię pisać od nowa.
Warto pamiętać o tej sekwencji zdarzeń i dobrze by było, gdyby się powtórzyła w przypadku Rosji. W tym sensie żarty z Královcem w roli głównej mogą się okazać początkiem bardzo ważnego procesu. Z satrapą wszyscy się liczą, gdy budzi strach - ale nie wtedy, gdy się z niego śmieją. W tym sensie dla reżimu Putina te dowcipy mogą się okazać politycznie zabójcze.
Czytaj też:
Dla Wirtualnej Polski Agaton Koziński