Zatrważające wieści z USA o Polsce. Gen. Skrzypczak reaguje

- Marco Rubio, choć jest senatorem, prawdopodobnie nie ma dostępu do danych rozpoznawczych NATO, a wątpię, by znał osobiste zamiary Władimira Putina. Jego słowa o możliwym ataku Rosji na cele w Polsce są nieodpowiedzialne i niepoważne - mówi gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych.

Czy Putin każe zaatakować Polskę? Burza po słowach amerykańskiego senatora
Czy Putin każe zaatakować Polskę? Burza po słowach amerykańskiego senatora
Źródło zdjęć: © PAP | MIKHAIL KLIMENTYEV / KREMLIN POOL / SPUTNIK
Tomasz Molga

04.10.2022 | aktual.: 04.10.2022 19:10

Wojskowy ekspert nie zostawia suchej nitki na amerykańskim senatorze Marco Rubio, który w wywiadzie dla CNN powiedział, iż jeśli Władimir Putin uzna, że może przegrać wojnę z powodu dostaw broni z Zachodu do Ukrainy, to może dokonać ataku na NATO-wskie centrum takich dostaw. Wskazał, że takie znajduje się "wewnątrz Polski". To jedno zdanie, choć adresowane do amerykańskiej widowni CNN, wywołało burzę w Polsce.

- Politycy, nie mając szczegółowych danych, dość ochoczo zabierają głos, mówiąc o tym, co Putin miałby zamiar zrobić. Z całą stanowczością podważam wiarygodność tej wypowiedzi senatora Rubio. To zasługuje na ostrą reakcję naszej dyplomacji. Nie wolno w ten sposób prowokować - podkreślił w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Waldemar Skrzypczak.

Lista straszaków Putina. Został jeden punkt

Jak komentuje gen. Skrzypczak, wypowiedzi o Polsce, jako celu Rosji, budzą strach i podgrzewają atmosferę wśród sojuszników Ukrainy, na czym bardzo zależy rosyjskiej propagandzie. - Powiedzmy sobie szczerze, na liście potencjalnych straszaków Putina został już tylko jeden punkt: atak na NATO i użycie broni jądrowej. Dlatego już nie tylko sam Putin, ale i pomniejsi politycy na Kremlu ostro tym grają. Tylko to im zostało - tłumaczy generał.

- W rzeczywistości żaden z ostatnich partnerów, jacy jeszcze rozmawiają z Rosją, jak choćby Chiny, a nawet kraje afrykańskie, nie chcą takiego scenariusza. Również Putin doskonale wie, że uderzenie na NATO sprowokowałoby adekwatną odpowiedź na cele w Rosji. To byłoby początkiem trzeciej wojny światowej. W takim konflikcie Rosja przestaje istnieć jako państwo pod każdym względem, militarnym, gospodarczym... Po prostu zero. Będą miejscem na marginesie mapy świata - podkreśla gen. Skrzypczak.

Jak ocenia były dowódca Wojsk Lądowych, jest jeszcze jeden powód do użycia nuklearnego straszaka. - Po stratach na wojnie w Ukrainie armia rosyjska co najmniej przez pięć lat nie będzie w stanie odbudować zdolności bojowej. 300 tys. mobilizowanych rekrutów pójdzie do walki, dysponując uzbrojeniem z lat 80. oraz starszym. Walka przeciwko armii ukraińskiej, dysponującej nowoczesnym sprzętem NATO, zamieni się w rzeź, jakiej świat nie widział od czasów Stalina. To oznacza, że w kolejnym kroku Rosjanie będą musieli poprosić Ukrainę o pokój - podsumowuje ekspert.

Zobacz też: Putin zdecyduje się na atak nuklearny? "Jesteśmy pod parasolem USA"

Rosja podejmuje grę. "Bombowce, które skasują 16 mln ludzi"

21 września w trakcie orędzia i ogłoszenia "częściowej mobilizacji" Putin wypowiedział pogróżki, które odczytano jako nuklearny szantaż: - Używamy wszelkich środków, aby chronić naszych ludzi. To nie blef. Nasza suwerenność i wolność zostaną zabezpieczone wszelkimi dostępnymi środkami - oświadczył.

Jak tłumaczyli eksperci wojskowi, już za tymi słowami kryła się nuta słabości Kremla. Dlaczego akurat "częściowa mobilizacja", a nie pełna? Ponieważ ogłoszenie stanu wojennego wraz z mobilizacją w Rosji powodują automatyczną odpowiedź struktur obronnych Sojuszu, czyli ogłoszenie gotowości bojowej w jednostkach wojskowych.

- Ameryka jest w pełni przygotowana, by wraz z sojusznikami bronić każdego centymetra terytorium NATO - każdego centymetra. Więc, panie Putin, nie zrozum błędnie tego, co mówię. Każdego centymetra - oświadczył natychmiast amerykański prezydent Joe Biden.

Kreml podjął już grę, chcąc zademonstrować gotowość do znacznej eskalacji wojny, w czasie gdy rosyjska armia zaczyna przegrywać na froncie w Ukrainie. Amerykańska stacja Fox News poinformowała, że rosyjski okręt podwodny "Biełgorod" wypłynął ze swojej bazy na Morzu Białym i NATO miało zaalarmować sojuszników. Okręt jest wyposażony w torpedy "Posejdon" uzbrojone w głowice jądrowe o sile do dwóch megaton. Ta nowa rosyjska torpeda może przemierzyć setki mil pod wodą i na przykład napromieniować wybrzeże, w które uderzy.

Były rosyjski generał: Nie ma powodów do paniki, na pewno wygramy

Z kolei duńskie media donoszą, iż w niedzielę wieczorem rosyjski okręt ratunkowy "Nina Sokołowa" zakotwiczył na wodach międzynarodowych, około 35 km na wschód od duńskiej zatoki Albaek.Taka aktywność budzi niepokój duńskich wojskowych, ponieważ jednostka ta zazwyczaj towarzyszy okrętom podwodnym.

Tymczasem w rosyjskich mediach (kanał Rossija 1) wojenni komentatorzy uderzają w najwyższe tony. - Gdyby jeszcze poderwać nasze Tu-95 (bombowce strategiczne - przyp. red.), to by dopiero się w NATO napięli. Każdy Tu-95 ma 16 rakiet Ch-55, czyli może skasować 16 mln ludzi w miastach. Wystrzelenia tego pocisku nie można wykryć, poleci tam, gdzie trzeba, a zasięg to 4500 km. Nie będziemy rozmawiać z Ameryką i Ukrainą. (...) Musimy to zrozumieć, nie ma powodów do paniki, kontynuujemy pracę, na pewno wygramy - odgrażał się Andriej Gurulew, rosyjski polityk, emerytowany generał i były dowódca jednego z rosyjskich okręgów wojskowych.

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
natowładimir putinwojna w Ukrainie
Wybrane dla Ciebie