Dostali rozkaz: ani kroku w tył! Już tylko krok do przełomowej klęski?

Przełamanie frontu na północ od Chersonia, wejście w głąb rosyjskich pozycji na ok. 20-30 kilometrów, a do tego sukcesy na północnym odcinku po odbiciu Łymania. Nie ma wątpliwości, że kontrofensywa ukraińskiej armii nabiera rumieńców. - Taktyka Ukrainy przynosi efekty. Wywieranie presji, zagrożenie okrążeniem i stawianie Rosjan przed dylematem: albo się wycofujecie, albo was odetniemy. Kijów chce wykorzystać okres, kiedy na froncie pojawią się tysiące rezerwistów. Chce też zdążyć z natarciami przed zimą - mówią Wirtualnej Polsce eksperci.

Już w niedzielę wieczorem pojawiły się doniesienia o tym, że Ukraińcy przełamali front w pobliżu Chersonia
Już w niedzielę wieczorem pojawiły się doniesienia o tym, że Ukraińcy przełamali front w pobliżu Chersonia
Źródło zdjęć: © Facebook, Twitter | Facebook, Twitter
Sylwester Ruszkiewicz

Sytuacja Rosjan na południowym odcinku frontu i wokół Łymania z godziny na godzinę robi się coraz gorsza.

O tym, że ukraińskie wojsko przełamało front na północ od Chersonia, informowały nawet nieoficjalnie rosyjskie źródła. Ukraińcy mieli przesuwać się na południe wzdłuż Dniepru w stronę miasta Dudczany. W niedzielę wieczorem prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski informował o wyzwoleniu dwóch miejscowości: Archangielskie i Myrolubiwka. Pojawiały się również przekazy o kolejnych wyzwolonych miejscowościach, m.in. Chreszczeniwki i Zołotej Bałki.

"Wojska ukraińskie przesuwają się dalej do Berisławia. Rosyjskie oddziały wycofują się i 'czekają na posiłki i pomoc', ale… ich tam nie ma" - donosi kanał NEXTA. W tym samym czasie na rosyjskich kanałach na Telegramie pojawiły się paniczne wpisy o ataku Ukrainy. Rosyjscy żołnierze zaczęli krytykować dowództwo i prosić o pomoc na froncie.

Zdaniem ministra obrony Stanów Zjednoczonych Lloyda Austina, ostatnie postępy sił zbrojnych Ukrainy oznaczają swoistą "zmianę dynamiki" działań bojowych sił ukraińskich przeciwko rosyjskiej armii.

Z kolei według brytyjskiego ministerstwa obrony, wycofanie się rosyjskich sił z Łymanu, w czasie którego poniosły one duże straty, jest ważne z operacyjnego punktu widzenia. Miasto zapewnia kontrolę nad kluczowym przejściem drogowym przez rzekę Doniec, za którą Rosja próbuje umocnić swoją obronę.

"Ofensywa na południu jak tonowa bomba"

Zdaniem ekspertów, działania ukraińskiej armii na południowym odcinku frontu będą w najbliższych dniach kluczowe.

- Porównać te dwa manewry - okrążenia pod Łymaniem i kontrnatarcie pod Chersoniem - to jak porównać butelkę z benzyną z bombą, która waży tonę. Jeżeli operacja na południu Ukrainy się uda, to będziemy mówić o ogromnej klęsce Rosji. Na tamtym odcinku jest kilkunastotysięczne zgrupowanie rosyjskich wojsk, które jest okrążane, a które dostało rozkaz: ani kroku w tył. W przypadku Łymania Rosjanie musieli się stamtąd wycofać, żeby móc się w ogóle bronić. Ponieśli przy tym duże straty, nie docenili manewrowości ukraińskich wojsk - mówi WP płk Piotr Lewandowski, weteran misji w Iraku i Afganistanie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Podobnie uważa płk Maciej Matysiak, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i ekspert Fundacji Stratpoints.

- W Łymaniu ukraińskie kontrnatarcie może zamknąć w okrążeniu od 2 do 5 tys. Rosjan. Natomiast na południu, na przyczółku za Dnieprem, mamy ulokowanych aż ok. 20 tys. żołnierzy rosyjskich. Udany atak na południu otwiera Ukrainie możliwość odcięcia, z wyjątkiem Mostu Krymskiego, rosyjskiej przeprawy i logistyki Krymu. Tym samym otwiera odcinek natarcia na półwysep. To byłby znacznie większy cios dla Putina niż utrata przyłączonych terytoriów po pseudoreferendach - ocenia wojskowy.

"To jeszcze nie jest kocioł"

Mimo niewątpliwych ukraińskich sukcesów na froncie, eksperci są zgodni, że w obu przypadkach, zarówno na północnym froncie, jak i na południu, nie możemy mówić jeszcze o tzw. kotle.

- Rosjanie w dalszym ciągu mogą się wycofać. Jest jeszcze za wcześnie na ich "domknięcie". W przypadku północnego frontu ukraińskie wojska przypuściły atak na linię frontu Siewierodonieck-Kremina wzdłuż rzeki Krasna. I systematycznie się przesuwają. Zobaczymy, jak daleko, bo przez ostatnie trzy tygodnie Rosjanie budowali tam linie obronne - komentuje Konrad Muzyka, analityk ds. wojskowości z firmy Rochan Consulting.

Jego zdaniem na odcinku chersońskim ukraińskie wojska mogły wejść w rosyjskie linie frontu nawet na głębokość do 30 kilometrów. - Choć bardziej prawdopodobne jest to przełamanie do 20 km we wschodnich obwodach. Mamy wyrwę zrobioną przez ukraińską armię, która miała podejść już pod Ołeksandriwkę tuż przy Dnieprze - podkreśla.

Z kolei płk Maciej Matysiak zaznacza, że Ukraina rozgrywa Rosjan taktyką. - To wywieranie presji, zagrożenie okrążeniem i stawianie Rosjan przed dylematem: albo się wycofujecie, albo was odetniemy - zauważa płk Maciej Matysiak.

"Sypie się jakość, wyposażenie i organizacja"

Wojskowy dodaje jednak, że za sukcesami ukraińskich wojsk stoją w dużej mierze błędy po stronie armii Putina.

- Po pierwsze fatalny stan dowodzenia i logistyki. To było przyczyną udanego kontrnatarcia na kierunku północnym. I to samo dzieje się na południu. Do tego dochodzi nieudana mobilizacja w Rosji. Sypie się jakość, wyposażenie i organizacja. A jeśli dodamy do tego ręczne sterowania operacją wojskową przez Putina, to mamy efekt domina - uważa płk Matysiak.

Z kolei według płk Piotra Lewandowskiego, dwie ukraińskie operacje prowadzone na północy i południu zmuszają Rosjan do bardzo mocnej dywersyfikacji środków.

- Kluczowe jest to, że Ukraina przejęła inicjatywę strategiczną na wojnie i to ona decyduje, gdzie przeprowadzane są uderzenia. To Rosja musi teraz odpowiadać, tak jak przedtem odpowiadały wojska ukraińskie. Przy czym wojska Putina radzą sobie znacznie gorzej aniżeli wówczas Ukraińcy - komentuje płk Lewandowski.

W mediach społecznościowych pojawiły się głosy, że jedną z przyczyn sukcesu ukraińskich wojsk na południu miała być prowadzona chaotycznie rotacja rosyjskich jednostek. O chaosie i problemach tzw. częściowej mobilizacji praktycznie codziennie piszą również rosyjscy blogerzy wojskowi.

- Wśród rosyjskiego wojska w Ukrainie nie ma już takich formacji jak batalionowe grupy taktyczne. Jest bardzo duży misz-masz. Patrzmy jednak na dalszy przebieg walk pod kątem tego, co się stanie, jeśli rosyjscy rezerwiści w większej liczbie trafią na front - uważa Konrad Muzyka.

Rezerwiści "płyną" na front. "Ukraina musi ten czas wykorzystać"

Ekspert firmy Rochan Consulting przypomina, że obecnie - według nieoficjalnych informacji - na terytorium Ukrainy przerzucono ok. 4-5 tysięcy żołnierzy z ostatniego poboru.

- Nie są to więc ilości, które mogą odmienić los bitew. Ale gdy rezerwistów pojawi się dziesięciokrotnie więcej, Rosjanom może udać się próba zatrzymania ukraińskiego natarcia. Jeśli jednak Kijów nadal będzie skutecznie uderzał w logistykę przeciwnika i odcinał go od dostaw, rezerwiści Putina będą mieli ogromne kłopoty - uważa Muzyka.

W podobnym tonie wypowiada się płk Piotr Lewandowski. - Możemy krytykować rosyjską mobilizację, ale pamiętajmy, że ona cały czas "płynie" na front. Na razie są tysiące rezerwistów, ale za chwilę będą to dziesiątki tysięcy. Zanim jednak przystosują się na froncie, ukraińska armia chce to wykorzystać - mówi.

- Widzimy, że rezerwiści z Rosji wysyłani są na wojnę "byle jak" i cała odpowiedzialność za ich przygotowanie do walki spadła na oficerów frontowych. To spowalnia ich przydatność bojową. Ten czas Ukraina chce wykorzystać i jak najwięcej ugrać. Kijów ma też świadomość, że niedługo "zamknie się okienko pogodowe" do ofensywnych działań. To mogą być kluczowe działania przed zimą - ocenia weteran misji w Iraku i Afganistanie.

Czytaj też:

 Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainierosjaukraina
Wybrane dla Ciebie