Dagestan mówi "nie" Putinowi. "To etniczna czystka, biorą rezerwistów jak leci"
Coraz bardziej napięta sytuacja w Dagestanie. W ostatnich godzinach doszło tam do masowych protestów w związku z powszechną mobilizacją. – Putin traktuje pobór jako etniczną czystkę. Chce podbite i wchłonięte przez Rosję narody, kolonialnymi metodami, rzucić do podbicia kolejnego narodu. Na Kaukazie nie będzie na to zgody – mówią Wirtualnej Polsce eksperci.
26.09.2022 18:32
Protesty przeciwko mobilizacji do wojska wybuchły w Dagestanie w niedzielę. Ludzie wyszli na ulice w miastach w całym regionie. Najbardziej napięta sytuacja była w stolicy republiki - mieście Machaczkała.
Na ulicę wyszły matki i żony rezerwistów
"Dagestan szybko staje się najbardziej kłopotliwym regionem Rosji. Dziś rano mieszkańcy zebrali się, aby zaprotestować przeciwko mobilizacji na autostradzie Chasawjurt-Makhachkala w pobliżu wsi Endiriej" - napisał na Twitterze niezależny białoruski dziennikarz Tadeusz Giczan, publikując film z miejsca protestu. Jak dodał, w pobliżu słychać było strzały oddawane z karabinu maszynowego.
Na ulice Dagestanu wyszli nie tylko mężczyźni, których dotyczy mobilizacja, ale też kobiety, które nie godzą się na wyjazd najbliższych na front wojny w Ukrainie. Nieoficjalnie mówi się, że wezwania dostają ci, którzy niedawno wrócili z wojny. Tak jest w przypadku około stu mieszkańców Dagestanu.
To nie pierwsze manifestacje przeciwników decyzji Putina w Dagestanie. Dwa dni temu protestowali mieszkańcy miejscowości Babajurt. Do kłótni dochodzi też przed wojskowymi biurami rekrutacyjnymi.
Zdaniem Jerzego Marka Nowakowskiego, obecny pobór do armii przypomina czystkę etniczną robioną przez Kreml. - Niektóre narodowości są bardzo mocno nadreprezentowane na liście poborowych. To dotyczy również Dagestańczyków. Tam pobór jest znacznie większy niż w innych regionach. Poza tym republiki kaukaskie były od dawna dość samodzielne i sceptycznie podchodziły do decyzji władz centralnych w Rosji – mówi były ambasador RP w Armenii i na Łotwie.
I przypomina, że przywódca Czeczenii Ramzan Kadyrow ogłosił, że żadnego poboru w Czeczenii nie będzie, bo na front już trafiło zdecydowanie więcej Czeczenów aniżeli wymagają tego normy.
- Powiedział, że na wojnę zostało wysłanych już 254 procent i nie ma potrzeby dalszych powołań. Przeciwstawił się otwarcie Kremlowi. W Dagestanie, jak i w większości kaukaskich republik, ci, którzy mieli pójść na front, poszli już na początku. Z kolei w przypadku Jakucji władze zaprotestowały i zażądały wycofania części powołań. Argumentowały, że zmieni to etniczną strukturę republiki. To "bomba", która może wybuchnąć w bardzo wielu punktach Federacji Rosyjskiej – uważa Jerzy Marek Nowakowski.
W podobnym tonie wypowiada się prof. Daniel Boćkowski z Katedry Bezpieczeństwa Międzynarodowego na Uniwersytecie w Białymstoku. - W Dagestanie protest przyjął głośną formę sprzeciwu matek i żon potencjalnych poborowych. Jest to mała republika, bardzo wrażliwa politycznie w kaukaskiej układance. A ta układanka zaczęła się buntować. Najpierw zbuntował się Kadyrow w Czeczenii, teraz protestuje Dagestan. Na Kaukazie zobaczyli, że branka do armii stała się bowiem branką kolonialną – ocenia prof. Daniel Boćkowski.
"Putin zaczyna oczyszczać republiki jak leci"
W jego opinii, choć na front powoływani są też ludzie z Moskwy czy Petersburga, są to rezerwiści-specjaliści w dziedzinach wojskowych.
- A dalej w głąb Federacji Rosyjskiej Putin zaczyna oczyszczać republiki "jak leci". To etniczna czystka. Chce metodami kolonialnymi podbite i wchłonięte przez Rosję narody rzucić do podbicia kolejnego narodu. Trudno, żeby na Kaukazie panowało z tego powodu szczęście – ocenia prof. Daniel Boćkowski.
Przypomnijmy, że znaczna część żołnierzy rosyjskich biorących udział w inwazji na Ukrainę pochodzi właśnie z Dagestanu. To jeden z najuboższych regionów Federacji Rosyjskiej. Niezależne media podają też, że najwięcej wojskowych, którzy zginęli na froncie pochodzi z tej republiki.
- Dla Putina to żaden problem. Komisje poborowe starają się poprzez łapankę wyrabiać normy. W jednej z wiosek na Kaukazie było 59 mężczyzn w wieku poborowym i wszyscy odebrali karty powołania. W innej ormiańskiej wiosce, powołali tylko i wyłącznie samych Ormian. I też zrobiła się z tego awantura. Tych protestów jest zapewne więcej, tyle że rosyjska propaganda stara się je ukryć. Kreml zdawał sobie sprawę, że to będzie tak wyglądało, ale nie jest w stanie zapanować nad tym – komentuje Jerzy Marek Nowakowski.
I jak dodaje, rezerwiści od razu wysyłani są na front. - Na froncie czeka na nich rzeź. A zanim dotrą do niego, zetkną się ze stałą chorobą w rosyjskiej armii czyli korupcją. Dotknie ona zapewne zapasy mobilizacyjne m.in. umundurowanie, broń, amunicję, żywność itd. O ile już nie zostało to rozkradzione. Przykładowo - w Biełgorodzie, przy granicy ukraińsko-rosyjskiej, rezerwiści dostali instrukcje, co mają sobie kupić, ale za własne pieniądze – mówi nam były dyplomata.
Muzułmański Kaukaz stawia się Kremlowi
Z kolei prof. Daniel Boćkowski przypomina, że w pierwszej fazie wojny wyciągnięto z Dagestanu wszystkich żołnierzy zawodowych i kontraktowych, w drugiej fazie wysłano do Ukrainy następny rzut z tamtych jednostek, w kolejnej mieliśmy ukrytą mobilizację.
- Teraz w otwarty sposób powołania dostają całe miasteczka i wsie. Czyli bierze się już z tego, co zostało. Putinowi - choć wysyła do tłumienia protestów oddziały OMON-u - nie będzie tam łatwo. W Dagestanie i w innych kaukaskich republikach do protestów włączają się muzułmańscy duchowni. Na demonstracjach pojawiają się pieśni podobne do pieśni państwa muzułmańskiego. Robione są klipy podobne do tych, które robiła Al-Kaida czy ISIS. Zarówno Dagestan, jak i republiki kaukaskie dobrze pamiętają rajdy carskiej armii na ich tereny. Jak mordowano i niszczono kaukaskie narody. Jak przeprowadzano deportacje w 1944 roku. Tam bunty wybuchały po II wojnie światowej bardzo często – przypomina prof. Daniel Boćkowski.
I jak podkreśla, aspekt finansowy – w przypadku poborowych z Dagestanu – nie jest już takim wabikiem, jak na początku wojny.
- Żołd wojenny odgrywa drugorzędną rolę, bo najpierw trzeba przeżyć, żeby gratyfikację finansową otrzymać. Muszą też wierzyć, że Federacja Rosyjska w ogóle im wypłaci pieniądze. Bo może być tak, że ranny żołnierz z Moskwy dostanie zapłatę, a ten z Dagestanu dostanie medal i kij, żeby się podpierał –komentuje nasz rozmówca.
Jego zdaniem, na Kaukazie "poruszono lawinę kamyków, której się nie spodziewano". –Prawosławny patriarcha Moskwy Cyryl I może sobie mówić, że każdy kto zginie na froncie, będzie zbawiony. Tylko, że ta propaganda nie działa na kaukaskie republiki, w których dominuje muzułmańska religia – ocenia prof. Daniel Boćkowski.
W sobotę, dzień przed protestami w Dagestanie, były prezydent Mongolii Cachiagijn Elbegdordż oskarżył Rosję, że traktuje swe mniejszości etniczne - Buriatów, Tuwińczyków i Kałmuków - jako "mięso armatnie". Wezwał obywateli Rosji tych narodowości, by nie brali udziału w inwazji na Ukrainę i uciekli do Mongolii.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski