Tego chce Władimir Putin? Rosną spekulacje wokół "ukrytego planu Kremla"

Czystki etniczne mogą być ukrytym celem tzw. częściowej mobilizacji zarządzonej przez Władimira Putina. Takie hipotezy coraz częściej stawiają analitycy zajmujący się wojną w Ukrainie. - W Rosji spekulowano, że Kreml chce w pierwszej kolejności "oszczędzić" Rosjan, a poświęcić inne grupy etniczne, by zapobiec ewentualnym zmianom proporcji w składzie etnicznym i religijnym w kraju, co mogłoby w przyszłości prowadzić do napięć - mówi Wirtualnej Polsce Katarzyna Chawryło z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Putin traktuje ludzi jak armatnie mięso
Putin traktuje ludzi jak armatnie mięso
Źródło zdjęć: © East News | East News
Michał Wróblewski

Rosyjski dyktator zaciąganych do wojny młodych mężczyzn z peryferii Rosji traktuje jak mięso armatnie. W regionach poza wielkimi miastami do wojny rekrutuje się studentów, których werbuje się nawet bezpośrednio z zajęć na uczelni. Niektóre szkoły są zamykane i przekształcane biura rekrutacyjne. Mężczyźni z wiosek pod groźbą siły muszą godzić się na "mobilizację" i stają się poborowymi. - Putin tych ludzi uważa za gorszych, zupełnie nie przejmuje się ich losem - relacjonują niezależni dziennikarze z Rosji i Ukrainy.

Jak wynika z relacji mediów, w czterech regionach Rosji komisarze wojskowi mieli wydać dekrety zabraniające mężczyznom kwalifikującym się do powołania opuszczania swojego miejsca zamieszkania. Chodzi o Jakucję, Tatarstan, obwód samarski i Dagestan. Putin mobilizuje biednych mieszkańców na dalekim wschodzie, m.in. na Kaukazie.

O masowych werbunkach wiemy dzięki relacjom nielicznych niezależnych redakcji działających na terenie Federacji Rosyjskiej. To niewielkie, lokalne medium "Ludzie Bajkału" poinformowało o siłowych wywózkach młodych mężczyzn z Buriacji. - Z dostępnych informacji wynika, że na tę wojnę Kreml wysłał dotąd wyjątkowo wielu Buriatów. Grupowe pogrzeby młodych osób, które poległy na Ukrainie, były w republice wielkim wydarzeniem. Nieliczne niezależne media - jak właśnie "Ludzie Bajkału", "Meduza", "Sibir Realii" - informowały, że był to czynnik wywołujący niezadowolenie lokalnych społeczeństw - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską Katarzyna Chawryło, specjalista w Zespole Rosyjskim Ośrodka Studiów Wschodnich.

Z kolei w Ułan Ude w ramach "częściowej mobilizacji" policja zabrała z zajęć co najmniej kilkudziesięciu studentów. Na nagraniach opublikowanych przez dziennikarzy "The Insider" widać, jak młodzi mężczyźni wyprowadzani są grupami z zajęć, a następnie prowadzeni do autobusów.

Obrończyni praw człowieka Wiktoria Maładajewa z organizacji Wolna Buriacja poinformowała, że w wioskach regionu przeprowadzane są masowe obławy. "Setki mężczyzn z małych wiosek są zabierani prosto z ulicy" - powiedziała w rozmowie z Mediazoną.

Czym to się skończy? Jak poinformowali dziennikarze "Nowej Gaziety Europa", z podpisanego przez Putina dekretu o "częściowej mobilizacji" ma wynikać, że władze zamierzają zmobilizować nie "do 300 tys. obywateli", ale nawet milion. Kreml za wszelką cenę nie chce dopuścić do oficjalnego ujawnienia tej informacji.

Pewne jest jedno: rosyjskie władze okłamały swoich obywateli. I mogą pójść jeszcze dalej.

Nie drażnić klasy średniej

- Kreml oszukał Rosjan i bez wątpienia nie przestrzega zapowiedzianych kryteriów mobilizacji. Ale to nie pierwszy raz, bo cała narracja Kremla związana z wojną na Ukrainie, to jedno wielkie, piramidalne kłamstwo. To nie Ukraina ani Zachód rozpętały tę wojnę. Kreml nie ma szacunku do swoich obywateli, traktuje ich jak środek do realizacji swoich celów, nie liczy się z życiem ludzkim - mówi nam Katarzyna Chawryło, specjalista w Zespole Rosyjskim Ośrodka Studiów Wschodnich.

Jak zauważa ekspertka, na wojnę wysyłani dotąd byli głównie rosyjscy mężczyźni z regionów oddalonych od europejskiej części kraju, z mniejszych miast i wsi, gdzie ludność jest bardziej zatomizowana, więzi społeczne są luźniejsze, a dostęp do informacji - trudniejszy.

- To dość logiczne z punktu widzenia Kremla: ryzyko protestów na takich obszarach było znacznie niższe, niż w wielkich miastach takich jak Moskwa czy Petersburg - mówi Katarzyna Chawryło.

Przypomina, że na front wysyłano też osoby z regionów biedniejszych, z niższym poziomem życia społeczeństwa. - Dla części z nich kontrakt w armii był jedynym sposobem na poprawę perspektyw. W tym finansowych. Mieszkańców dużych miast, którzy tworzą bardziej aktywną klasę średnią, gdzie jest lepszy przepływ informacji, Putin starał się dotąd nie drażnić - żeby nie dopuścić do wzrostu niezadowolenia - wyjaśnia ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich.

Kreml wykorzysta napięcia etniczne w Rosji? Diaboliczny plan

Kreml może mieć jeszcze jeden cel: doprowadzenie do czystek etnicznych. O tym coraz częściej piszą niezależni dziennikarze z Rosji i Ukrainy, a także eksperci z Europy.

- W mediach rosyjskich pojawiały się spekulacje, że za decyzją Kremla, o tym, z jakich regionów byli wysyłani mężczyźni na front ukraiński, kryje się jakaś strategia. Mógłby to być sposób na rozwiązanie piętrzących się w Rosji problemów międzyetnicznych, napięć pomiędzy etnicznymi Rosjanami i innymi narodami zamieszkującymi Rosję - przyznaje Katarzyna Chawryło.

Nasza rozmówczyni zaznacza jednak, że "nie ma na ten temat jednak jednoznacznych dowodów". - Kompleksowych danych co do składu i skali strat w armii Kreml konsekwentnie nie ujawnia. Jednak jak wynika z wyliczeń dokonanych na podstawie zebranych z otwartych źródeł danych dotyczących żołnierzy poległych lub wziętych do niewoli na Ukrainie, ok. 30-40 proc. z nich nie było etnicznymi Rosjanami. Podczas gdy w całej Rosji etniczni Rosjanie stanowią aż 80 proc. populacji. Ponadto wśród poległych znaczącą część stanowić mieli muzułmanie - tłumaczy ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich.

Z danych dostępnych w mediach wynika, że na front licznie trafiali żołnierze i ochotnicy z Kaukazu Północnego, gdzie większość stanowią muzułmanie. Zwracano uwagę na demografię w tych grupach. Na Kaukazie Północnym podobnie jak w innych republikach narodowych takich jak Tuwa, Buriacja czy Ałtaj, wskaźniki demograficzne dotyczące rozrodczości w skali całego kraju są dość wysokie.

- Rodzi się tam więcej dzieci niż w innych regionach. W Rosji spekulowano, że Kreml chce w pierwszej kolejności "oszczędzić" Rosjan, a poświęcić inne grupy etniczne, by zapobiec ewentualnym zmianom proporcji w składzie etnicznym i religijnym w kraju, co mogłoby w przyszłości prowadzić do napięć - wskazuje Katarzyna Chawryło.

Masowego buntu nie będzie

Nasza rozmówczyni - mimo paniki wśród dużej części Rosjan - nie spodziewa się większego buntu. - Społeczeństwo rosyjskie nie jest nastawione na działania kolektywne, dominują tam indywidualne strategie przetrwania. To, co obserwujemy po ogłoszeniu mobilizacji, nie stwarza przesłanek by przewidywać bunt społeczny – przekonuje Chawryło.

- Młodzi mężczyźni próbują uciekać z Rosji na własną rękę, będą próbować unikać poboru uciekając się do metod korupcyjnych, zmieniając miejsce zamieszkania itd. Skoordynowanych, masowych działań sprzeciwu się raczej na tym etapie nie spodziewam. Obserwowane w ostatnich dniach protesty w skali kraju nie były masowe, i co ważne dotyczyły one przede wszystkim sprzeciwu wobec mobilizacji, a nie inwazji na Ukrainę, która - przypomnijmy - trwa od pół roku - podkreśla ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie