Wyrok, który może zmienić Polskę. To potężna lekcja dla armii homofobów
- Najpierw mówimy, że część społeczeństwa ma cechy, które szkodzą reszcie. Potem nakręcamy spiralę nienawiści do tej grupy. Pojawia się przemoc fizyczna. Potem pogromy - mówi WP Jacek Jasionek. Gdańscy prawnicy doprowadzili do skazania kierowcy tzw. homofobusa za zniesławienie społeczności LGBT.
Przed Sądem Okręgowym w Gdańsku 30 listopada zapadł precedensowy wyrok. Pierwszy raz w Polsce prawomocnie ukarano kierowcę homofobusa za zniesławienie. Dotychczas, jeśli w ogóle dochodziło do wymierzenia kary, to na podstawie kodeksu wykroczeń np. za łamanie porządku publicznego czy hałas. Wyrok zamyka batalię trwającą od czterech lat, która zaczęła się wkrótce po tragedii, do której doszło w Gdańsku.
Pasmo niekończącego się szczucia
Luty 2019 roku. Gdańsk wciąż jest pogrążony w żałobie po śmierci Pawła Adamowicza. Trwa roztrząsanie motywacji kierujących nożownikiem, który zaatakował prezydenta na scenie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Przypominana jest akcja szczucia odbywająca się w mediach publicznych.
Równocześnie w mieście rozpoczyna się kampania do przedterminowych wyborów. Szczucia znów będzie dużo.
Jednym z kandydatów na nowego prezydenta Gdańska jest Grzegorz Braun, poseł Konfederacji. W czasie kampanii głosił, że polskiej rodzinie zagrażają "zboczeńcy" i "towarzysze sodomici". Domagał się też batożenia osób LGBT pod pręgierzem.
- Grzechem byłoby nie stanąć do tego pojedynku, skoro Opatrzność tak pokierowała biegiem zdarzeń w Gdańsku – mówił Grzegorz Braun w rozmowie z Wirtualną Polską, tłumacząc, dlaczego ubiega się o funkcję prezydenta miasta po Adamowiczu.
Z kampanią Brauna zbiegło się pojawienie się na ulicach Gdańska dostawczaka oklejonego hasłami i zdjęciami wymierzonymi w społeczność LGBT.
Z megafonów można było usłyszeć, że ""homoseksualiści odpowiadają za 40 proc. aktów molestowania dzieci". A sam samochód oklejony był treściami straszącymi przechodniów, że "lobby LGBT chce uczyć dzieci: 4-latki masturbacji; 6-latki wyrażania zgody na seks"; a "9-latki pierwszych doświadczeń seksualnych i orgazmu", "31 proc. dzieci wychowywanych przez lesbijki i 25 proc. wychowywanych przez pederastów jest molestowanych", a "czyny pedofilskie zdarzają się wśr ód homoseksualistów 20 razy częściej".
Do tego zdjęcia roznegliżowanych mężczyzn z napisem: "Tacy chcą uczyć twoje dzieci".
Wspomina gdański prawnik Jacek Jasionek: - Z moim partnerem, z którym jesteśmy w związku od 15 lat, zastanawialiśmy się, co możemy zrobić. Byliśmy zszokowani. Jak się bronić? Jestem prawnikiem, pracuję w największym na świecie wydawnictwie prawniczym. Wymyśliliśmy więc, że popraktykujemy prawo i zobaczymy czy państw polskie przyzna nam, społeczności LGBT, ochronę.
Problem w tym, w Polsce jest luka prawna, która nie chroni osób LGBT przed mową nienawiści. Można ścigać za treści rasistowskie, ksenofobiczne czy antysemickie, ale nie za te obrażające osoby LGBT.
Mimo to Jasionek, wraz z innymi działaczami gdańskiego "Stowarzyszenia Tolerado na Rzecz Osób LGBT", jako osoby prywatne oraz działając w imieniu Tolerado, oskarżyli o zniesławienie kierowcę gdańskiego homofubusa Adriana M. oraz Mariusza Dzierżawskiego, czyli pomysłodawcę kampanii.
Artykuł 212 KK mówi: "Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności".
Mecenas Katarzyna Warecka, która podjęła się reprezentowania społeczności LGBT przed gdańskim sądem, mówi WP: - Te cztery lata procesu to była "rozrywka" dla cierpliwych. Bowiem wysłuchiwanie przez lata, jacy to homoseksualiści są odrażający, jest obciążające dla psychiki.
Dzierżawski kontra "wpływowe lobby"
Mariusz Dzierżawski to członek zarządu Fundacji Pro – Prawo do życia. Prawicowy działacz społeczny, w latach 90. członek Komitetu Walki z Pornografią. W czasie kampanii Grzegorza Brauna w Gdańsku w 2019 roku wsparł jego komitet wyborczy "Szczęść Boże!" jako mąż zaufania, wypowiadający się na temat aborcji, in vitro i edukacji seksualnej.
- Poprzedni prezydent Gdańska intensywnie realizował agendę promocji homoseksualizmu. Okres przedwyborczy to dobry moment na pokazanie zagrożeń, które z tego wynikają – mówił "Wyborczej" Mariusz Dzierżawski.
Dzierżawski tak motywuje swoje działania uliczne na nagraniu, które zamieścił na swojej stronie:
- Nie mam poczucia, że robię coś karygodnego. Ja jestem przekonany, że robię coś dla dobra społecznego. To jest kwestia przeciwstawiania się potężnemu lobby, do którego należą wpływowi politycy, zarządy wielkich koncernów, na ich usługach są wszystkie masowe media. Naprzeciwko nas są przedstawiciele ambasad, koncernów. I my - niewielka grupka, która ośmiela się mówić prawdę.
Obrońca: to była debata publiczna
Mecenas Wawrzyniec Knoblauch, obrońca kierowcy homofobusa Adriana M., dowodził przed gdańskim sądem, że jego klient jedynie wykonywał odpłatnie przejazdy i nie miał wpływu na charakter kampanii. A tak w ogóle, to kampania mieściła się w ramach debaty publicznej i wolności słowa w Polsce.
Mecenas Knoblauch przekonywał: - Ten głos w debacie publicznej był potrzebny i nie sposób skazywać kogoś tylko za to, że wziął udział w tej debacie. W demokratycznym społeczeństwie są kwestie, które ogniskują i rozgrzewają opinię publiczną. Taką kwestią była choćby progresywna edukacja seksualna zaproponowana w Gdańsku [kampania Zdrove Love – red.] czy warszawska polityka miejska Rafała Trzaskowskiego na rzecz osób LGBT. Pewne standardy edukacji budzą w Polsce istotny społeczny sprzeciw, zwłaszcza po stronie rodzicielskiej.
Mecenas Warecka protestowała przed sądem: - To nie była żadna dyskusja publiczna, tylko zwykłe szczucie na ludzi. Mowa nienawiści nie podlega ochronie wolności wypowiedzi. Albo będziemy ze sobą kulturalnie rozmawiać, albo sprowadzimy się do takiego społeczeństwa, jakie mamy za wschodnią granicą. Bądźmy wszyscy kulturalnymi ludźmi, bo inaczej skończymy jak Rosja. Tam też zaczęło się od szczucia na społeczność LGBT. To, jak traktujemy mniejszości, to jest papierek lakmusowy naszej społecznej dojrzałości.
Jacek Jasionek: - Nie chcemy podpalać pogromobusów, chcemy ochrony ze strony państwa. Żyjemy wszak w świecie Zachodu i wartości chrześcijańskich, gdzie liczy się ludzka godność. Debata publiczna musi mieć pewne ramy, a te ramy wyznaczają prawo i normy społeczne.
Dodatkowo Katarzyna Warecka argumentowała przed sądem, że orientacja seksualna nie jest chorobą, lecz po prostu cechą osobowościową człowieka. Pytała: - Czy szczucie na społeczność LGBT nazywa się teraz troską o dzieci?!
"Literatura"
Obrona powoływała się na prace seksuologów, m.in Paula Camerona i Marka Regnerusa. Z ich badań miałoby wynikać, że jest rzekomo jakiś związek między homoseksualizmem a pedofilią. Oskarżeni powoływali się także na artykuły i badania naukowe, które miały stwierdzać, że nadmiernie rozbudzony popęd seksualny wśród dzieci i młodzieży "może doprowadzić do wypaczeń i powstawania dewiacji seksualnych".
Warecka odrzuca te argumenty: - Cytowano kłamliwe, zmanipulowane publikacje. Ze zweryfikowanego raportu sejmowej komisji ds. pedofilii wynika, że molestowania seksualnego nieletnich najczęściej dopuszcza się członek rodziny: rodzice, rodzeństwo, dziadkowie. A największą grupą zawodową molestującą dzieci są duchowni. A po nich nauczyciele, lekarze, trenerzy sportowi. Głównym źródłem problemu nie są więc wcale osoby LGBT.
Dr Robert Kowalczyk, seksuolog, komentuje dla WP: - W tej kampanii użyto sformułowań naukowych, próbując uwiarygodnić nimi tezy niemające nic wspólnego z prawdziwą wiedzą. Dyskusja, jeśli można to nazwać dyskusją, nie była merytoryczna, tylko oparta na emocjach. Cytowana praca Paula Camerona przeczyła dziesiątkom innych badań i koncepcji. Nie spełniała kryteriów metodologii. Cameron pisał rzeczy niespójne i nieprawdziwe, a badania prowadził pod określoną tezę. Jego artykuł został podważony przez innych badaczy.