PublicystykaGrzegorz Braun. Tak radykalnego kandydata Gdańsk jeszcze nie widział

Grzegorz Braun. Tak radykalnego kandydata Gdańsk jeszcze nie widział

- Grzechem byłoby nie stanąć do tego pojedynku, skoro Opatrzność tak pokierowała biegiem zdarzeń w Gdańsku – mówi Grzegorz Braun. Po tym, jak zamordowano Pawła Adamowicza, skrajnie prawicowy reżyser będzie walczył o urząd prezydenta miasta.

Grzegorz Braun. Tak radykalnego kandydata Gdańsk jeszcze nie widział
Źródło zdjęć: © East News

Prawica nigdy nie miała w Gdańsku mocnej pozycji. Skrajna prawica praktycznie w Gdańsku nie istniała.

Po zabójstwie prezydenta Pawła Adamowicza zostały rozpisane wybory, które odbędą się 3 marca. Właśnie w nich wystartuje reżyser Grzegorz Braun wspierany przez koalicjantów z Ruchu Narodowego i partii KORWiN. Bilbordy z kandydatem Braunem są w mieście wszechobecne.

On sam szokuje gdańszczan programem wyborczym. Obejmuje on m.in. walkę ze zboczeńcami, masonami, imigrantami zagrażającymi rodzinom katolickim i procedurą in vitro, którą kandydat porównuje do selekcji z Auschwitz. Takiego kandydata w mieście, w którym narodziła się "Solidarność", jeszcze nie było.

Obraz
© WP.PL

Kto chce zniszczyć Gdańsk?

- Szczęść Boże! – wita mnie z uśmiechem Grzegorz Braun. Spotykamy się w kawiarni Grycan w Gdańsku-Wrzeszczu.

Ja piję kawę, kandydat raczy się bezą. To ma być luźna pogawędka dwóch Polaków. Pogawędka to może zresztą nieprecyzyjne określenie, bo Grzegorz Braun nie tyle odpowiada na pytania, co wygłasza miniwykłady o historii, religii, lożach masońskich, zboczeńcach. Mówi powoli, dokładnie dobiera słowa. Jedno co łączy te wykłady, to zaskakujące konkluzje.

Okazuje się, że w Gdańsku, słynącym od lat z liberalnego podejścia do religii, obyczajów i tradycji, Braun dostrzega zagrożenia dla polskiej rodziny. Zagrażają jej "zboczeńcy" i "towarzysze sodomici" (geje i lesbijki). Niebezpieczeństwo czyha również ze strony Unii Europejskiej ("eurokołchozu”); "państwa położonego w Palestynie" (to o Izraelu) i masonów.

Braun uważa, że wymienione siły chcą nie tylko w Gdańsku, ale w Polsce w ogóle, zainstalować obcą suwerenność i szykują "ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej". Dlatego czasu na działanie i ratunek jest bardzo mało, a sprawa jest z gatunku naglących.

- Rządzą nami mafie, służby i loże – mówi reżyser, wgryzając się w bezę. Pomiędzy kęsami namawia: - A może jednak coś słodkiego?

Zdając sobie nagle sprawę z tych wszystkich zagrożeń, straciłem apetyt.

Obraz
© East News/ Od lewej: Braun, Winnicki, Godek, Korwin-Mikke

Kościół – szkoła – strzelnica

Skąd się wziął Grzegorz Braun, mieszkaniec Warszawy, dotychczas znany lepiej jako reżyser i publicysta, akurat w gdańskich wyborach prezydenckich?

Braun to absolwent polonistyki oraz wydziału radia i tv Uniwersytetu Śląskiego. Był przez lata publicystą katolickiej "Frondy".

Na szerokiej scenie politycznej zadebiutował w wyborach prezydenckich w 2015 roku. Startując pod hasłem "Kościół – szkoła – strzelnica”, Braun otrzymał 0,83 proc. głosów w całej Polsce.

Później zniknął z dużej polityki. Dlaczego teraz wrócił w Gdańsku? W styczniu tego roku powstała szeroka koalicja grupująca: partię KORWiN Janusza Korwin-Mikkego, Ruch Narodowy Roberta Winnickiego, posła Liroya, działaczkę katolicką na rzecz całkowitego zakazu aborcji Kaję Godek oraz właśnie Grzegorza Brauna z jego organizacją Pobudka. Nowe, poszerzone hasło Pobudki to: "Kościół – Szkoła – Strzelnica – Mennica”.

Te połączone środowiska chcą startować wspólnie w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego. Wybory w Gdańsku, które odbędą się 3 marca, ogłoszone po zabójstwie prezydenta Pawła Adamowicza, to test na siłę nowej koalicji. Padło na Grzegorza Brauna. Kandydat skrajnej prawicy ma zaistnieć i zwrócić uwagę na siebie oraz zjednoczone ugrupowanie.

Na wynik Brauna w Gdańsku ma pracować sztab młodych wolontariuszy z całej Polski (np. z Częstochowy). Kandydat skrajnej prawicy nie musi więc płacić nikomu za rozwieszanie plakatów. Spoty reklamowe, jako reżyser, może kręcić sam. Najwięcej muszą kosztować duże billboardy, tzw. siatki reklamowe (nawet 7-8 tysięcy), które widać w całym mieście, plus wynajem eleganckich sal hotelowych na spotkania. Przepisy kodeksu wyborczego mówią, że wpłat na komitet wyborczy wyborców (KWW) mogą dokonywać tylko osoby fizyczne z polskiego konta. Na stronie komitetu nie znalazłem jednak wymaganych informacji o konkretnych darczyńcach i wysokości ich wpłat. Nie dostałem też od ludzi Brauna odpowiedzi, kto i ile wpłacił na jego komitet.

Obraz
© East News

Gdańsk stolicą masonerii

Tymczasem kandydat siedzi przede mną w kawiarni we Wrzeszczu. Wracamy do jego ulubionego - od kilku tygodni - tematu: Gdańska.

Grzegorz Braun dostrzega pilną potrzebę zmiany nazw nawiązujących do Wolnego Miasta. Ot, choćby takie Rondo Graniczne. Znajduje się w miejscu, w którym w latach 1920-39 przebiegała granica między Wolnym Miastem Gdańskiem a Rzeczpospolitą Polską.

Braun chce zmiany tej nazwy. Dlaczego? Odpowiada miniwykładem historycznym. Zaczyna od Stanisława Augusta i rozbiorów. Później mówi o ambasadorze brytyjskim z XVIII wieku, III Rzeszy i konferencji poczdamskiej.

Podsumowuje: - Kwestia przynależności Gdańska do Polski to kwestia do dziś niezałatwiona. Status miasta Gdańska jest nieokreślony. To są zdradzieckie zaniedbania układu gdańskiego. Trwa bowiem zdradzieckie działanie elit gdańskich na rzecz rozmycia polskości. To brzydka zabawa. Gdańsk wciąż jest eksterytorialny, a ta eksterytorialność jest na rękę Niemcom, Żydom i Rosjanom.

- Dlaczego te gdańskie elity postępują w taki sposób? – staram się zrozumieć.

- Bo Gdańsk to wciąż matecznik masonerii – ocenia Braun. I wskazuje, że to on jest tym jedynym konkretnym, przejrzystym kandydatem na urząd prezydenta: - Polak, katolik, wolnościowiec. Wiadomo, do którego kościoła chodzę.

A inni kandydaci?

- Nie wiadomo do jakiej loży należą i jakie symbole mają na swoich masońskich fartuchach.

Dan Brown zarobił dużo, pisząc powieści o tajnych stowarzyszeniach, lożach i układach sięgających Leonarda Da Vinci. Grzegorz Braun przenosi natomiast swoje teorie do bieżącej polityki. Jest przekonany, że dobry wynik wyborczy zapewni mu ujawnianie tajnych lóż. Martwi się przy tym, że jego przekaz może nie dotrzeć do ludzi. To dlatego, że media ("kartel dezinformacyjny”) mają na niego zapis. Jak to określa: skazały go na "śmierć publiczną”.

- Może to pana wina? – zastanawiam się. – Nie tak dawno, bo w 2012 roku,powiedział pan: "No powiedzmy, wziąłbym tak z tuzin redaktorów "Gazety Wyborczej" i ze dwa tuziny pracowników TVN-u. Jeżeli się nie rozstrzela co dziesiątego, to znaczy, że hulaj dusza piekła nie ma”. Czy jako poważny kandydat na prezydenta Gdańska nie żałuje pan tamtych słów?

- Nie doszacowałem – mówi Braun z uśmiechem, popijając kawę. - Te dwa antypolskie ośrodki propagandowe, gdyby państwo polskie istniało, już dawno znalazłyby się pod śledztwem. Zdrada powinna być przykładnie karana. A tam, gdzie zdrada stanu nie jest karana, ale jest promowana, tam państwo podupada.

Obraz
© East News

In vitro jak Auschwitz

Nie tylko do "kartelu dezinformacyjnego" Grzegorz Braun ma żal. Do władz Uniwersytetu Gdańskiego również. Właśnie dowiedział się, że prorektor odwołał jego spotkanie ze studentami. Uzasadnienie: "Uniwersytet nie uczestniczy i nie organizuje żadnych kampanii wyborczych organizowanych przez kandydatów".

- To tylko potwierdza moją teorię, że Gdańskiem rządzi układ – wskazuje kandydat na prezydenta. - Chcę go rozwalić.

Na spotkaniu ze studentami miał pokazać swój film o Lutrze i rewolucji protestanckiej. Film opowiada o tym "jak wielką katastrofę spowodować może jeden człowiek" – czyli Marcin Luter, twórca protestantyzmu, który odszedł od kościoła rzymsko-katolickiego w 1517 roku.

"100 minut prawdy na 500-lecie zakłamania" – reżyser reklamuje film i obdarowuje mnie płytą DVD.

– Jako wolnościowiec nie sięgnąłem do pańskiej kieszeni, aby zrobić ten film – podkreśla. – Powstał ze zbiórki publicznej. Pół miliona złotych.

W czasie spotkania Grzegorz Braun poleca mi tytuły innych swoich dzieł, "z kliku sezonów", jak mówi. To "Plusy dodatnie, plusy ujemne” (o Lechu Wałęsie jako rzekomym agencie SB); "Eugenika – w imię postępu” (o eutanazji, aborcji i in vitro) oraz właśnie "Luter i rewolucja protestancka”.

- Nie do końca zrozumiałem. Co pan właściwie ma przeciwko protestantom? – pytam.

- Eugenika, przymusowa sterylizacja czy in vitro to dzieci protestantyzmu – mówi Braun. - Te antyludzkie projekty zrodziły się w świecie spustoszony przez rewolucję protestancką. Tylko kościół katolicki stwarza bezpieczną ekosferę, przestrzeń największego bezpieczeństwa – wyjaśnia Braun.

Porównuje procedurę in vitro do Auschwitz: - Nie ma różnicy między selekcjonowaniem ludzi na lepszych i gorszych na rampie oświęcimskiej czy na szkle laboratoryjnym.

- Ale w Gdańsku to miasto współfinansuje rodzicom program in vitro po wycofaniu się z tego programu przez rząd PiS. Rodzice się cieszą, że dzięki temu programowi mogą doczekać się dzieci – wskazuję.

- To może cieszmy się też z obfitych owoców programu Lebensborn? – mówi Braun. – I z tego, że polskie dzieci były oddawane na wychowanie dobrym, germańskim rodzinom. To jest ten sam obłęd! Ustawa powszechnie zwana w Polsce "kompromisem aborcyjnym" plasuje nas na poziomie III Rzeszy Hitlera. W III Rzeszy też można było zabijać niektóre dzieci.

Obraz
© East News

Sodomici żyją krócej

- Czy jest coś, za co szanował pan Pawła Adamowicza? – pytam.

Cisza.

Po chwili dowiaduję się, że Braun na pewno zakazałby Marszu Równości, z poparciem dla praw LGBT, w którym Adamowicz poszedł dwa razy.

- Publiczne epatowanie dewiacją uważam za akt molestowania. Proszę mnie w sposób nachalny nie molestować swoimi problemami w sferze erotycznej – mówi.

Dodaje, że sprzeciwia się też nowoczesnej edukacji seksualnej, którą miasto planowało wprowadzić w szkołach.

- Zboczeńcom nie należy powierzać wychowania dzieci i młodzieży. Nie chcę, żeby urzędowo zapraszani do szkół zboczeńcy edukowali gdańskie dzieci.

- Zboczeńcy?

- To chyba słowo powszechnie używane? Ja nie używam słownika poprawności politycznej. Ja używam słownika normalnych ludzi – zaznacza Braun.

Kandydat na prezydenta Gdańska twierdzi, że za edukację seksualną w gdańskich szkołach mieliby odpowiadać geje i lesbijki [w rzeczywistości mają je prowadzić przeszkoleni, certyfikowani edukatorzy - red.].

- A gdybym na przykład chciał, żeby mój syn chodził jednak na takie lekcje nowoczesnej edukacji seksualnej?

Braun: - To proszę założyć swoją własną szkołę. Ale nie za fundusze publiczne! Nie stoję panu na drodze do szczęścia, jakkolwiek wykoślawionego. Uczcie jednak w tej szkole faktów medycznych, a nie propagandy.

- A fakty są jakie?

- Takie mianowicie, że zboczone praktyki seksualne są groźne dla zdrowia i życia. To statystyki: sodomici żyją krócej, sodomici częściej zapadają na przykre choroby i częściej są skłonni targnąć się na swoje życie. Te fakty dobrze byłoby przedstawiać młodym ludziom wchodzącym w świat zagrożeń. Tymczasem propaganda sodomii przedstawia niekonwencjonalne zachowania jako mające pewien urok.

Króluj nam Chryste

Mimo jasno skrojonego programu kandydatura Brauna jest w Gdańsku przyjmowana niechętnie.

Agnieszka Owczarczak, przewodnicząca Rady Miasta (PO): - Skrajne poglądy pana Grzegorza Brauna nie pasują do naszego miasta. Jesteśmy miastem otwartym, solidarnym i przyjaznym, a on głosi poglądy dokładnie przeciwne.

Andrzej Kowalczys, radny PO: - To "spadochroniarz" z Warszawy, który nie zna miasta i nie rozumie jego ducha. Niepokoi mnie uruchamianie przez Brauna procesu nietolerancji wśród części mieszkańców.

Piotr Grzelak, wiceprezydent Gdańska: - Aleksandra Dulkiewicz nie debatuje z Braunem, bo nie chcemy promować jego poglądów: retoryki wykluczenia i krytyki demokracji. On jest antydemokratą wykorzystującym demokratyczne instrumenty, żeby się promować, a my nie mamy zamiaru mu w tym pomagać.

W gazetce wyborczej dla mieszkańców Braun stworzył swój alfabet Gdański. Oto niektóre litery: A – jak Amber Gold; I – jak izraelscy deweloperzy; O – jak otwartość na islamskich imigrantów.

Tymczasem spot wyborczy Grzegorza Brauna zaczyna się od tradycyjnego powitania: "Szczęść Boże".

Potem kandydat zapewnia, że "uchroni Gdańsk przed dyktatem Eurokomuny i inwazją imigrantów. Nie będą Niemcy i Żydzi uczyć nas historii. Nie będą zboczeńcy wychowywać naszych dzieci. Rozliczę układ gdański. Króluj nam Chryste, w Gdańsku i wszędzie…"

O imigrantach jeszcze nie rozmawialiśmy. Pytam więc o rzekomą "inwazję". Czy może - jego zdaniem - w Gdańsku jest za dużo obcokrajowców? Ukraińców, Czeczenów, Rosjan?

- Rzecz nie w tym, że w Polsce jest za dużo przybyszów, rzecz w tym, że w Polsce jest za mało Polaków - mówi Braun, zwracając uwagę, bym nie przyłapał go na niechęci do obcych. - Dlatego trzeba pielęgnować polską rodzinę.

- Przyjąłby pan w Gdańsku uchodźców z Syrii czy Iraku?

- Ja nie. Ale proszę gościć we własnym salonie kogo pan uzna za stosowne! Wolnoć Tomku w swoim domku. Proszę zapraszać, kogo pan zechce i go utrzymywać, ale proszę nie przymuszać rodaków żeby łożyli na pańskie fanaberie .

- Po co panu start w tych wyborach? - pytam na koniec. - Tylko szczerze, jak na spowiedzi świętej.

- Chcę, żeby sprawa polska dobrze się miała, a nie może się mieć dobrze bez perły w koronie, czyli Gdańska - mówi Braun. - Niestety, warszawskie urzędy i służby traktują Gdańsk jako eksterytorialny. Inaczej mielibyśmy tu cały cykl bulwersujących spraw. Tu trzeba przeprowadzić wielopłaszczyznowy audyt. A poza tym plan tu był taki, żeby podać sobie władzę z rąk do rąk ponad głowami ludzi. A ja temu procesowi demokratycznemu nadałem powagi. Grzechem byłoby nie stanąć do tego pojedynku, skoro Opatrzność tak pokierowała biegiem zdarzeń w Gdańsku.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (23)