Młode Irlandki świętują wynik referendum w sprawie uchylenia zakazu aborcji. Dublin, 26 maja 2018 roku© Getty Images | Charles McQuillan

Biskupi nie dyktują im już, jak żyć. Rewolucję irlandzką zrobiły kobiety

Zakazane: rozwody, aborcja i antykoncepcja, strażnikami moralności księża katoliccy i biskupi - to nieodległy wcale obraz Irlandii. - Dziś Kościół nie ma już monopolu ani na moralność, ani na duchowość wiernych - mówi Marta Abramowicz. - To kobiety zrobiły tam rewolucję.

Często słyszała pytanie: "Kiedy u nas będzie jak w Irlandii?". Marta Abramowicz stara się na nie odpowiedzieć w książce "Irlandia wstaje z kolan".

- Chciałam zrozumieć, co się stało, że ten katolicki kraj rozliczył Kościół ze wszystkich nadużyć, zdetronizował księży, a potem wolą swoich obywateli w powszechnym głosowaniu odrzucił katolicką moralność - mówi Abramowicz w rozmowie z Wirtualną Polską. - Starała się też dociec, co sprawiło, że Irlandczycy przestali wierzyć w nauki przedmałżeńskie i odrzucili wiedzę o seksie wyniesioną z niedzielnych kazań. Czym się od nich różnimy, skoro u nas wciąż to niemożliwe?

Sebastian Łupak: W wywiadzie dla tygodnika "Sieci" Jarosław Kaczyński nazwał Irlandię "pustynią katolicką z szalejącą ideologią LGBT". To prawdziwy obraz tego kraju?

Marta Abramowicz: Jarosław Kaczyński próbuje używać Irlandii jako straszaka. Ale nie ma czym straszyć, bo katolicy wciąż stanowią w Irlandii 69 procent społeczeństwa.

Czy to jest inny katolicyzm niż nasz polski?

Kościoły, co prawda, pustoszeją, ale Irlandczycy wciąż biorą śluby kościelne, chrzczą dzieci, obchodzą Boże Narodzenie i Wielkanoc. Kulturowo dalej są katolikami. Tylko przestali patrzeć na księdza i biskupa ze strachem, czekając, co powie i jak ich osądzi. W tym sensie Irlandia wstała z kolan.

Widziałam to na własne oczy w czasie przygotowywania dzieci do pierwszej komunii w Irlandii. Tam nie było obowiązkowych składek na prezent dla biskupa, dla księży, rodzice nie byli strofowani, nie musieli co chwila stawiać się na zajęciach przygotowawczych. Wszystko przebiegało w przyjaznej, miłej atmosferze. Nie było tej buty i arogancji, która wciąż jest obecna w polskim Kościele.

Marta Abramowicz
Marta Abramowicz© Archiwum prywatne

A "szalejąca ideologia LGBT"? Premier Irlandii Leo Varadrkar jest gejem…

Gejem jest także Roderick O’Gorman, do niedawna minister do spraw dzieci, równości i integracji społecznej, a jego poprzedniczka na tym stanowisku, Katherine Zappone była lesbijką i na wszystkie oficjalne uroczystości przychodziła ze swoją żoną.

Ale zanim osoby LGBT mogły wziąć ślub w Irlandii, premier Leo Varadrkar, jeszcze jako minister zdrowia z chadeckiej partii Fine Gael, ujawnił swoją orientację seksualną podczas wywiadu radiowego.

To był rok 2015 i Irlandia przygotowywała się do referendum w sprawie małżeństw homoseksualnych.

To w tym referendum katolicka Irlandia zgodziła się na małżeństwa par jednopłciowych. Za było 62 procent głosujących Irlandczyków. Tymczasem w Polsce w tym samym 2015 roku zaczęliśmy marsz w przeciwną stronę: praktycznie całkowity zakaz aborcji, strefy wolne od LGBT, nagonka polityków i biskupów na "tęczową zarazę", zakaz edukacji seksualnej w szkołach. Do tego państwo wspiera w Polsce Kościół dotacjami w wysokości kilku miliardów złotych. Co różni nasz katolicyzm od irlandzkiego?

To prawda, że zmiany tam potoczyły się szybciej niż w Polsce. Miało na to wpływ wiele czynników. Choćby ich wejście do Unii Europejskiej już w 1973 roku, co wymusiło na Irlandii zmianę wielu praw, choćby zakazu pracy dla mężatek.

Ważnym czynnikiem były też zmiany społeczne: ludzie uciekali ze wsi do miast albo emigrowali za pracą do Londynu, Manchesteru czy Nowego Jorku. Nawet odbieranie angielskiej BBC w Irlandii miało wpływ na zwiększenie dystansu do Kościoła, bo pozwoliło Irlandczykom spojrzeć na swój kraj z innej perspektywy.

Kroplą, która przelała czarę goryczy, było jednak rozczarowanie instytucjonalnym Kościołem, jego zakłamaniem, hipokryzją i kulturą milczenia po serii skandali, które wstrząsnęły Irlandią w latach 90.

Ale choć Irlandczycy zmienili swój stosunek do Kościoła szybciej niż my, to ich pozycja wyjściowa była gorsza niż nasza.

W jakim sensie?

Zamężne kobiety w Irlandii miały ustawowy zakaz pracy aż do początku lat 70. Formalnie dotyczył on tylko budżetówki, ale w praktyce stosowali go wszyscy pracodawcy, włączając w to największe firmy takie jak Guinness czy Jacobs. Czyli gdy tylko kobieta wychodziła za mąż, zwalniano ją z pracy, bo od teraz miała zajmować się domem, dziećmi i mężem.

A to, czy w ogóle zostało się zatrudnionym, zależało od tego, jak gorliwym jest się katolikiem. Pracodawca wysyłał list lub dzwonił do parafii, z której pochodził kandydat i ksiądz albo dawał mu rekomendację, albo nie.

Aż do lat 90. obowiązywał zakaz rozwodów, a za kontakty homoseksualne pomiędzy mężczyznami groziło więzienie.

Panował całkowity zakaz aborcji, podobnie jak teraz jest właściwie w Polsce. Zakazane były też wszelkie środki antykoncepcyjne. Kobiety jeździły po pigułki i galaretki plemnikobójcze do protestanckiego, brytyjskiego Belfastu w Irlandii Północnej i przywoziły je po kryjomu do Dublina.

Tymczasem przy braku antykoncepcji i świadomości, jak się zabezpieczyć, młode kobiety często zachodziły w ciążę. A nie było dla irlandzkiej rodziny większej hańby niż panna z dzieckiem. Grzesznica musiała jak najszybciej zniknąć z oczu katolickiej wspólnoty. Państwo razem z Kościołem prowadziło specjalne domy matki i dziecka, do których rodziny wysyłały "zhańbione" córki.

Klęczący prezydent Irlandii Eamon de Valera... przyjmuje arcybiskupa Dublina
Klęczący prezydent Irlandii Eamon de Valera... przyjmuje arcybiskupa Dublina© Getty images | Keystone

W jednym z takich domów - Bon Secours Mother and Baby Home w miejscowości Tuam w hrabstwie Galway - znaleziono w 2016 roku szczątki dzieci pochowanych nie w grobach, ale wrzuconych do szamba. Mogło ich być nawet 800.

Właściwe prace ekshumacyjne dopiero się zaczynają. Irlandczykami wstrząsnął fakt, że były dzieci, ale na cmentarzu nie ma ich grobów, co oznacza, że zakonnice pochowały je w zbiorowej mogile gdzieś na terenie domu i bez katolickiego pogrzebu.

Jak mogło dojść do śmierci aż tylu dzieci?

Wiele noworodków z takich domów trafiło do adopcji, często nielegalnie, bo przez lata nie było prawa regulującego te rzeczy, więc zakony brały pieniądze od bogatych katolickich rodzin z USA i w zamian za to oddawały im dzieci.

Ale wiele noworodków umarło, zanim doczekało adopcji. Najczęściej z powodu chorób zakaźnych, które w domu, gdzie na jednej sali leżało kilkadziesiąt dzieci, szerzyły się błyskawicznie. I te kończyły w zbiorowych mogiłach.

W Tuam sytuacja była jeszcze gorsza, bo matki wysyłano do pracy w pobliskim szpitalu, gdzie zajmowały się ciężko chorymi dziećmi. Gdy wracały, przenosiły choroby na noworodki. Warunki tam panujące były tak złe, że placówkę w końcu zamknięto w 1961 roku.

Domy matki i dziecka powstały teoretycznie z dobroci serca tak jak szkoły przemysłowe i pralnie magdalenek.

Z dobroci serca?

Po latach okupacji brytyjskiej, kiedy Irlandia odzyskała niepodległość, była ubogim, zacofanym krajem. Jedyną instytucją, którą było stać na prowadzenie szkół czy szpitali był Kościół katolicki, który miał ziemię, budynki oraz zastępy sióstr zakonnych i księży gotowych odciążyć państwo.

W teorii wszystko grało: szkoły przemysłowe miały uczyć chłopców i dziewczynki zawodu; domy matki i dziecka - pomagać kobietom w ciąży odrzuconym przez rodzinę; a pralnie magdalenek - dawać dach nad głową, zatrudnienie i możliwość resocjalizacji kobietom, które zeszły na "złą drogę".

Praktyka dość poważnie rozminęła się ze szlachetną teorią?

Szkoły przemysłowe były rodzajem sierocińców, w których dzieci zmuszano do niewolniczej pracy. Zakonnice uważały, że skoro pochodzą z nieprawego łoża, to powinny przejść przez czyściec. Panował tam bardzo ostry rygor. W szkole, w której była Bernadette, jedna z bohaterek książki, dziewczynki w pralni czyściły zasikane prześcieradła, myły podłogi, a potem nawlekały koraliki na różańce przeznaczone do sprzedaży. Musiały wykonać po 60 różańców każdego wieczoru.

Podobnie było w pralniach magdalenek przeznaczonych dla "pokutnic".

Czyli dla kogo?

Dla prostytutek oraz samotnych matek, które karano za urodzenie nieślubnego dziecka. Trafiały tam nawet dziewczęta, które były zbyt ładne, bo rodzina chciała je w ten sposób uchronić przed grzechem i zadawaniem się z chłopcami. W ramach resocjalizacji czekał je post, modlitwa i praca w pralni - za darmo - od rana do nocy za murami klasztoru.

Wiele uwagi poświęcasz sposobom, w którym te dzieci bito i jak się nad nimi znęcano.

Do tego dochodziły nadużycia seksualne. W szkołach dla chłopców przemoc seksualna była powszechna, jej ofiarami padły setki dzieci.

To wszystko zostało opisane w szczegółowych raportach, w tym w raporcie sędziego Sądu Najwyższego Seana Ryana z 2009 roku. Komisja Ryana obradowała 10 lat, zbierała dowody, zeznania i przeglądała akta. Wnioski były druzgocące dla Kościoła.

Dzieci przed sierocińcem klasztoru Miłosierdzia w Seatown Place. Mieściła się tam szkoła przemysłowa
Dzieci przed sierocińcem klasztoru Miłosierdzia w Seatown Place. Mieściła się tam szkoła przemysłowa© Getty Images | Sean Sexton

A jednak powstały w Irlandii niezależne komisje, które przeprowadziły śledztwo dotyczące nadużyć w instytucjach. U nas Kościół ma ochronę państwa. Żadnych wiążących raportów nie możemy się doczekać.

Były premier Irlandii Edna Kenny powiedział po publikacji raportu na temat nadużyć seksualnych księży, że nie może być tak, że zewnętrzne państwo - czyli Watykan - uniemożliwia dochodzenie prawdy niezależnej republice, jaką jest Irlandia.

Kenny jest głęboko wierzącym katolikiem i nie mieściło mu się w głowie, że te sprawy mogą zostać niewyjaśnione.

Doszło do ukarania Kościoła?

Jeśli chodzi o szkoły przemysłowe, ustalono, że ofiary przemocy seksualnej, fizycznej i psychicznej - a były ich tysiące - powinny uzyskać odszkodowania w wysokości około 1,5 miliarda euro. Większość tej kwoty pokryli irlandzcy podatnicy.

Dlaczego Kościół odmówił zapłaty?

Bo stwierdził, że był tylko podwykonawcą. Czyli że to państwo irlandzkie kierowało dzieci do placówek kościelnych i to ono powinno sprawować nad nimi pieczę. A skoro urzędnicy państwowi wiedzieli, co się dzieje, a nie reagowali, to niech teraz państwo płaci.

Czy Kościół w Irlandii poszedł na współpracę z komisjami ds. przemocy wobec nieletnich?

Próbując ratować swoją reputację, hierarchia irlandzka oddała wszystkie teczki komisji prowadzącej śledztwo, wysłuchała ofiar i odsunęła od posługi księży, na których padł choćby cień podejrzenia o molestowanie seksualne nieletnich.

Tymczasem w Polsce politycy PiS trzymają blisko z Kościołem, bo wiedzą, że to da im cenne głosy w wyborach. Solidarna Polska napisała nawet list do proboszczów z prośbą o modlitwę.

W Irlandii też tak kiedyś było. Przez dziesięciolecia prezydent Irlandii Eamon de Valera zasięgał rad u arcybiskupa Dublina Johna Charlesa McQuaida.

Czego polityk oczekiwał od duchownego?

Współrządzenia krajem. Arcybiskup McQuaid miał być niczym ostateczny arbiter moralności. Rozstrzygał: bezpłatna opieka medyczna dla kobiet - nie; rozwody - nie; antykoncepcja - nie; obsceniczne książki i amerykańskie magazyny dla kobiet - nie.

Obaj mieli taką samą wizję Irlandii: wiejska parafia, pełna pobożnych ludzi i skromnych dziewcząt.

Ann O'Gorman, która sama przebywała w domu matki i dziecka, podczas czuwania w miejscu masowego pochówku dzieci w Tuam. Znaleziono tam prawie 800 ciał
Ann O'Gorman, która sama przebywała w domu matki i dziecka, podczas czuwania w miejscu masowego pochówku dzieci w Tuam. Znaleziono tam prawie 800 ciał© Licencjodawca | Charles McQuillan

Czy dziś Kościół Katolicki ma wpływ na politykę irlandzką? Wydaje może przed wyborami, tak jak miało to miejsce w Polsce, vademecum wyborcze katolika?

Odkąd księża i biskupi irlandzcy musieli odpowiedzieć na dziesiątki i setki niewygodnych pytań, przestali pojawiać się w mediach.

Wielu z nich straciło autorytet, gdy wyszło na jaw ich podwójne życie. Ludziom ciężko było uwierzyć, że kapłani, którzy mieli być opoką ich życia, przez lata krzywdzili kobiety i dzieci.

U nas też niedawno okazało się, że poważny ksiądz z Dąbrowy Górniczej, który przygotowywał dzieci do pierwszej komunii, urządził na plebanii schadzkę z udziałem męskiej prostytutki.

Irlandią wstrząsały podobne skandale. W 1992 roku wierni dowiedzieli się, że popularny biskup Eamonn Casey ma 17-letniego syna, którego edukację opłaca z funduszy diecezji. Z kolei znany z telewizji i radia ksiądz Michael Clearly, zagorzały obrońca celibatu, założył rodzinę, którą ukrywał przed światem.

Co istotne, w Irlandii zaczęły na głos wypowiadać się kobiety, które były ofiarami księży.

Czy kobiety miały duży wpływ na pozbawienie Kościoła władzy?

One zrobiły tam rewolucję. Zadały sobie pytanie, kto korzystał na tym systemie, a odpowiedź była jasna: korzystali wyłącznie mężczyźni. I zaczęły zabiegać o zmiany.

Ważne były i te, które opowiedziały głośno o swoich doświadczeniach przemocy, i prawniczki, które pisały ustawy legalizujące antykoncepcję i polityczki - jak prezydentka Mary Robinson - które przeciwstawiły się potędze i hipokryzji Kościoła.

Wszystkie chciały móc normalnie żyć w swoim kraju i nie musieć z niego wyjeżdżać.

Jedną ze znanych Irlandek, które walczyły o prawa kobiet, była piosenkarka Sinead O’Connor. Ona też jako 15-latka, po kradzieży w sklepie, trafiła do katolickiego poprawczaka An Grianán, gdzie prała ubrania księży za darmo.

Wiedziała, co działo się w instytucjach prowadzonych przez irlandzkie zakony. Gdy zdecydowała się podrzeć zdjęcie papieża w programie na żywo, jej gest został odebrany w dużej mierze jako szalony i obrazoburczy. Myślę, że moja książka dobrze tłumaczy, dlaczego to zrobiła, ale też, dlaczego nikt jej nie zrozumiał.

W 2018 roku Irlandia po referendum zmieniła Konstytucję i zalegalizowała aborcję. Jak udało się przekonać do tego katolickie społeczeństwo?

To była bardzo długa droga. W Irlandii aborcja była słowem tabu. Mówiło się o tych kobietach: "poleciała Ryanairem" czy "popłynęła promem". Wiadomo, do sąsiedniej Wielkiej Brytanii, wykonać zabieg.

W 2012 roku Irlandią wstrząsnęła sprawa 30-letniej Savity Halappanavar. To dentystka, Hinduska, która nie miała nic wspólnego z katolicyzmem. Trafiła do szpitala w Galway, gdzie lekarze orzekli, że zaczęło się poronienie. Miała czekać, aż jej ciało w sposób naturalny wydali płód. Czuła się coraz gorzej. Płód umierał w jej brzuchu, a mimo to lekarze odmawiali aborcji. Savita umarła na sepsę.

To przypadek taki jak pani Izabeli z Pszczyny czy pani Doroty z Nowego Targu. Także zakończone śmiercią kobiet w szpitalach.

Tak samo, jak w Polsce, przypadek Savity wywołał masowe protesty w Irlandii.

Te protesty w Polsce nic nie dały. PiS je przeczekał. Gdy umarła pani Dorota, Jarosław Kaczyński powiedział, że "takiej sprawy nie ma, ona jest wymyślona przez propagandę, to jest część tej urojonej rzeczywistości". Dlaczego w Irlandii udało się zmienić prawo na korzyść kobiet?

Wyjaśniam to krok po kroku w swojej książce. Jedną z bohaterek jest Aibhe Smyth, aktywistka, która w wieku 70 lat stanęła na czele kampanii referendalnej upominającej się o prawo do aborcji. Zdradzę tylko, że Irlandczycy głosowali w tym referendum zgodnie ze swoimi chrześcijańskimi wartościami.

"Irlandia wstaje z kolan"
"Irlandia wstaje z kolan"© Materiały prasowe

Czy Irlandia jest dziś rzeczywiście "katolicką pustynią"?

Irlandia jest normalnym europejskim krajem. Ludzie idą po pracy do pubu na guinessa, chodzą na mecze rugby czy futbolu gaelickiego. Niektórzy chodzą na niedzielne msze, a inni szukają Boga samodzielnie. Kościół nie ma już monopolu ani na moralność, ani na duchowość wiernych.

Większość szkół podstawowych i połowa średnich jest wciąż prowadzona przez Kościół, co wynika z historii tego kraju. Jednak mam wrażenie, że polskie szkoły publiczne są dużo bardziej nasycone katolicyzmem i nacjonalizmem niż irlandzkie. Tam rodzice nie obawiają się tego, czego zostaną nauczone ich dzieci.

Wciąż trwają w Irlandii debaty, np. czy nowy szpital położniczy, zbudowany na gruntach należących do Kościoła - a wiele gruntów należy do Kościoła - będzie przeprowadzał terminację ciąży czy badania prenatalne. Trwają negocjacje między państwem a Kościołem, kto za co odpowiada. Ale na pewno Kościół nie jest już stroną dominującą w tych rozmowach. To on zabiega teraz o wiernych.

Czy przykład Irlandii mógłby być wzorem dla Polski, że można żyć w kraju katolickim, ale jednocześnie nowoczesnym, otwartym i europejskim?

Irlandia jest lustrem, w którym możemy się przejrzeć. Jeżeli chcemy zobaczyć, czym kończy się wcielanie nauk Kościoła przez państwo we wszystkich dziedzinach życia, to możemy spojrzeć na Irlandię sprzed lat.

Jestem bardzo daleka od uznania, że ta historia jest czarno-biała. Właśnie dlatego te rozliczenia są tak trudne, bo w jednej instytucji mamy księży i zakonnice, którzy całe życie pomagali innym, oraz tych, którzy stosowali przemoc i krzywdzili.

Teraz w Polsce mierzymy się z podobnymi dylematami. Te same procesy które działy się w latach 90. w Irlandii, toczą się teraz w Polsce. Polscy biskupi tracą swój autorytet. Narasta bunt przeciw autorytarnym instytucjom. Jesteśmy w początkach tej drogi, ale to się już dzieje.

O tym, czy ten proces potrwa jeszcze dwadzieścia lat, czy przyspieszy, zadecydują nadchodzące wybory. Będziemy w nich głosować nad tym, czy chcemy być społeczeństwem wolnym, kierującym się własnym sumieniem czy podległym kontroli Kościoła i autorytarnej władzy.

***

Marta Abramowicz - autorka reportaży "Zakonnice odchodzą po cichu" i "Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica". Jej książki doceniane są za bezkompromisowe ujawnianie prawdy i za empatię, z jaką pisze o swoich bohaterkach i bohaterach. Lubi kontakt z czytelnikami, można do niej napisać przez stronę: martaabramowicz.pl

Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
zakaz aborcjiaborcjairlandia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1332)