Wypłynęła rozmowa wicedyrektora szpitala z rezydentem. "Ja się zastanowię, jak cię zwolnić"
Jeden dyżurny na odział i na SOR to zagrożenie dla zdrowia pacjentów - zaalarmował rezydent bydgoskiego szpitala. Z tego powodu został wezwany na rozmowę do wicedyrektora placówki. Padły wulgaryzmy i groźby. - Nie będę bronił żadnego z panów - mówi WP poseł PiS, lekarz Tomasz Latos.
19.02.2019 | aktual.: 19.02.2019 16:45
Do sieci trafiło nagranie rozmowy, która odbyła się 21 stycznia. Na stronie Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy znajdziemy też stenogram. Czytamy w nim, że Bartosz Fiałek, rezydent i przewodniczący bydgoskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, został zaproszony na rozmowę do Zbigniewa Sobocińskiego, wicedyrektora Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy.
Powód? Fiałek - który dał się poznać w 2018 roku, kiedy stanął na czele protestu lekarzy rezydentów w Bydgoszczy - wysłał do NFZ i Państwowej Inspekcji Pracy pisma, w których alarmował o "możliwych nieprawidłowości w organizacji pracy szpitala". Chodziło o zarządzenie dyrekcji dotyczące organizacji pracy na oddziale ratunkowym - z powodu braków kadrowych ustalono, że lekarze z poszczególnych klinik będą się też zajmować pacjentami przywożonymi na SOR.
Zawiadomienie wicedyrektorowi szpitala się nie spodobało. Powiedział rezydentowi, że "pomyliła mu się rola w szpitalu", bo to nie on nim zarządza. Z kolei Fiałek zaznaczył, że jako przewodniczący związku zawodowego ma obowiązek zgłaszać możliwe nieprawidłowości. Według Sobocińskiego, rezydent ma jedynie obowiązek się uczyć.
"Dyrektora szpitala obowiązkiem jest zabezpieczyć ciągłość diagnostyczno-leczniczą pacjentów. (…) I pana g...o to interesuje, jakimi sposobami to robi. (…) Ja bardzo chętnie pana pożegnam z tego szpitala z jednego prostego punktu. (…) Dezorganizacja pracy szpitala. Brak odpowiedzialności za losy pacjentów. (…) Pan się wpi...ala nie w to, co potrzeba. Ja się zastanowię (…) jak panu ulżyć w specjalizacji. (...) Ja sobie nie życzę, żeby taki człowiek pracował w tym szpitalu. (...) Ja pana z paragrafu po prostu wyrzucę. (...) Ja się zastanowię, jak cię zwolnić" - brzmi fragment rozmowy.
Po której stronie jest racja?
- Nie jestem dumny, że nagrywałem. A po tym, jak zobaczyłem, że sprawa została zbagatelizowana, cieszę się, że to zrobiłem. Ujawnienie przez Związek rozmowy to była jedyna broń, którą dysponowałem - podkreśla w rozmowie z WP Fiałek.
Jak zaznacza, zanim nagranie zostało upublicznione, jego pełnomocnik oraz zarząd OZZL wysłali do wicedyrektora szpitala wezwania do pisemnego wycofania gróźb. Sobociński jednak tego nie zrobił.
Fiałek przyznaje, że wicedyrektor powiedział do niego: "Jak poczuł się pan urażony, to mogę przeprosić". Nie była to jednak deklaracja pisemna, dlatego rezydent podjął kroki formalno-prawne. W środę zeznaje przed Okręgowym Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej. - Jest mi przykro, że szpital nie zareagował wcześniej - mówi nam Fiałek.
Skontaktowaliśmy się ze szpitalem. Rzeczniczka przekazała nam, że trwają prace nad oświadczeniem w tej sprawie.
Sprawa wydaje się też mieć podłoże polityczne. W rozmowie z WP poseł PiS, lekarz Tomasz Latos przyznaje, że zna zarówno Fiałka, jak i Sobocińskiego. - Nie będę bronił żadnego z nich. Wszystko mi się nie podoba - zarówno forma i styl rozmowy dyrektora z rezydentem, jak i nagrywanie, które już stało się modne - mówi.
Zwraca uwagę, że wicedyrektor Sobociński jest "czołowym działaczem Platformy Obywatelskiej". - Do niedawna, czyli do ostatnich wyborów, był przewodniczącym Rady Miasta Bydgoszczy. A więc nie jest to szeregowy działacz, a ważna, prominenta postać, jedna z najważniejszych w Platformie bydgoskiej - zauważa.
Wraca też do protestu rezydentów z 2018 roku, który miał pokazać ich małą wiarygodność. - Dostali wtedy wsparcie od PO. Sami szukali poparcia, nie za czasów, kiedy ministrem zdrowia był Bartosz Arłukowicz czy Ewa Kopacz. Niczego wtedy nie proponowali, teraz [za rządów PiS - red.] są aktywni - twierdzi Latos.
Zobacz także: Taśmy Kaczyńskiego. Borys Budka składa deklarację
- Rok temu dyrekcja została postawiona pod ścianą. Rezydenci powiedzieli, że nie będą dyżurować. Były minister zdrowia z PO prof. Marian Zembala krytykował wtedy formę protestu. Mówił, że pewne rzeczy należą do elementów szkolenia i zdobywania doświadczenia zawodowego. W tym wszystkim też nie było pacjenta - dodaje.
Dlatego zdaniem Latosa "dzisiejszy spór toczy się wśród osób, które do tej pory się wspierały, razem działały".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl