Skandal w policji. Brat 17‑latki przerywa milczenie
Od wypadku radiowozu w Dawidach Bankowych mija tydzień. Pojawiła się kolejna relacja na temat zdarzenia. Tym razem milczenie przerwał brat poszkodowanej nastolatki.
09.01.2023 | aktual.: 09.01.2023 12:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W ubiegły poniedziałek policjanci z Pruszkowa uderzyli radiowozem w drzewo w Dawidach Bankowych. Oprócz nich w pojeździe były dwie nastolatki, które poważnie ucierpiały. W rozmowie z "Faktem" głos zabrał brat 17-latki, który przybył na miejsce po zdarzeniu.
Relacja brata poszkodowanej
- Kiedy zadzwonił do mnie chłopak siostry, pojechałem natychmiast na miejsce. Choć radiowóz był rozbity, policjanci żartowali, śmiali się. Nie wyglądali na specjalnie przejętych. Dopiero kiedy powiedziałem kim jestem, miny im zrzedły - powiedział w rozmowie z "Faktem" brat 17-latki.
Jak relacjonuje, na miejsce przybył m.in. komendant policji z Pruszkowa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Bunt w Trybunale. Wiceminister sprawiedliwości o roli prezydenta
- Mówił mi wtedy, że to nie jest pewne, że dziewczyny były w radiowozie. Jak to niepewne, skoro zrobiono im tam zdjęcia, widać, że były w środku - dodał mężczyzna.
Badanie alkomatem wykazało, że policjanci byli trzeźwi. Mężczyzna poprosił również o przebadanie funkcjonariuszy na obecność narkotyków. Usłyszał, że nie przeprowadza się takich czynności.
- Moje wątpliwości wzbudziło zachowanie jednego z policjantów. Kiedy szarpnął za drzwi od karetki, klamka mu w rękach została - relacjonował.
Wypadek w Dawidach Bankowych
Prokuratura prowadzi śledztwo ws. wypadku radiowozu z Pruszkowa. Pojazd został rozbity na drzewie w Dawidach Bankowych. W środku byli nie tylko dwaj policjanci, ale też dwie nastolatki w wieku 19 i 17 lat.
Dziewczyny znalazły się w pojeździe po wezwaniu pomocy do pożaru. Na miejsce przyjechali strażacy oraz policjanci. Mundurowi sprawdzili trzeźwość grupy nastolatków, która wezwała służby. Zaprosili 19-latkę do radiowozu. Dziewczyna nie chciała wejść tam sama, więc poprosiła 17-letnią koleżankę, by jej towarzyszyła. Po chwili, ku zaskoczeniu ich znajomych, policjanci ruszyli w drogę. Niecały kilometr dalej pojazd uderzył w drzewo. Policjantom nic się nie stało, ale dziewczyny poważnie ucierpiały. Jak twierdzą, nie zdołały po drodze zapiąć pasów.
Rodzinę poszkodowanej 17-latki reprezentuje mecenas Roman Giertych. Zaapelował do osób, które mogą pomóc w wyjaśnieniu wątpliwości, by zgłaszały się do jego kancelarii. Zapowiedział, że złożył wniosek o przeniesienie postępowania do innej jednostki.
Źródło: "Fakt"