PolitykaWybory prezydenckie 2020 za granicą. "Czekam na kartę niczym na Boże Narodzenie"

Wybory prezydenckie 2020 za granicą. "Czekam na kartę niczym na Boże Narodzenie"

Setki lub nawet tysiące Polaków głosujących w wyborach prezydenckich na terenie Wielkiej Brytanii wciąż czekają na karty do głosowania w niedzielnych wyborach prezydenckich i obawiają się, że ich głosy nie dotrą na czas. Wielu wyborców obawia się, że w efekcie ich głosy nie zostaną uwzględnione w wynikach pierwszej tury głosowania.

Wybory prezydenckie 2020 za granicą. "Czekam na kartę niczym na Boże Narodzenie"
Źródło zdjęć: © picture-alliance, empics, d. Thompson
Violetta Baran

Tegoroczne głosowanie przeprowadzane jest w szalonym tempie po tym, jak ambasady i konsulaty na całym świecie otrzymały rekordowo krótki kalendarz wyborczy, dający im ledwie kilka dni na rejestrację wyborców. Pomimo tych trudności, zgłosiła się rekordowa liczba osób: ponad 380 tys. na całym świecie, z czego blisko 130 tys. w samej Wielkiej Brytanii. To absolutny rekord wśród brytyjskiej Polonii, znacznie powyżej dotychczasowej najwyższej frekwencji w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych (99 tys.).

W efekcie jednak dyplomaci i urzędnicy mieli wyjątkowo krótki czas na przygotowanie i wysłanie rekordowo wysokiej liczby skomplikowanych pakietów wyborczych, na które składają się m.in. dwie koperty, instrukcja, zaświadczenie o osobistym i tajnym oddaniu głosu oraz karta do głosowania.
Wysyłka z konsulatów w Londynie, Manchesterze, Edynburgu i Belfaście zakończyła się - zgodnie z ustawowym terminem - w poniedziałek, ledwie sześć dni przed wyborami.

Zakłócenia w pracy poczty

Jednocześnie brytyjski dostawca pocztowy Royal Mail od tygodni ostrzegał przed zakłóceniami w normalnym działaniu systemu dostaw z powodu trwającej pandemii koronawirusa, podkreślając, że przesyłki mogą być spóźnione. Początkowo polskie konsulaty na terenie Wielkiej Brytanii oczekiwały zwrotu wszystkich pakietów wyborczych do końca dnia w piątek, 26 czerwca, ale po serii interwencji ze strony mediów i lokalnych aktywistów przedłużono go do zakończenia głosowania w niedzielę.

To oznacza, że wyborcy otrzymali dodatkową szansę przesłania swojego głosu w sobotniej poczcie dostarczanej przez Royal Mail lub za pomocą usług kurierskich nawet w niedzielę. Ze względu na zagrożenie epidemiczne niemożliwe jest osobiste dostarczenie swojego pakietu do odpowiedniej komisji.

Brak kart do głosowania

W czwartek - ledwie cztery dni przed głosowaniem - setki osób wciąż jednak nie otrzymały nawet jeszcze swoich kart do głosowania i alarmowały w mediach społecznościowych, że mogą być pozbawione głosu.

- Nie wiem, jak to się stało. Złożyłam wniosek o dopisanie do rejestru wyborców na czas, zachęcałam innych, żeby się rejestrowali, dostałam nawet kilka razy potwierdzenie, ale wciąż niczego nie ma - irytuje się w rozmowie z "Deutsche Welle" Aleksandra Tomaszewska, która mieszka w Londynie od pięciu lat. - Pracuję z domu, martwię się i jak tylko słyszę jakiś samochód, to biegnę sprawdzić, czy to może moja karta, ale wciąż jeszcze nic nie ma. Dzisiaj przyszły już listy, ale wciąż bez mojego pakietu wyborczego - mówi.

Tomaszewska, która studiuje na jednej z brytyjskich uczelni, podkreśliła, że opóźnienie jest "frustrujące" i "niesprawiedliwe".

- Tyle się słyszy, że to ważne wybory; że różnice między kandydatami się tak nieduże i bardzo, bardzo chcę zagłosować, ale nie mogę tego zrobić, skoro nie mam karty - podkreśla. - Próbuję to sobie racjonalizować, że przynajmniej w drugiej turze uda się zagłosować, ale dlaczego mam zrezygnować ze swojego prawa głosu, bo ambasada nie pomyślała, że poczta nie działa normalnie - mówi z oburzeniem.

"Nie wychodzimy z domu"

W podobnym tonie wypowiedział się Patryk Przybylski, który śmiał się, że czeka na dostarczenie przesyłki "niczym na Święta Bożego Narodzenia". - Teraz trochę się już z tego śmieję, ale nie wychodzimy z domu, zawsze ktoś jest, żeby odebrać od listonosza, gdyby ktoś się pojawił. To absurdalne - mówi.

- Nie myślę o tym jako o jakiejś zaplanowanej akcji, ale to wszystko traci sens. Nie rozumiem, jak mogło do tego dojść, że było tak mało czasu. Jakby to nie była tak ważna kwestia, jak wybór prezydenta Polski, tylko głosowanie na skarbnika klasowego - ironizuje. Przybylski zaznaczył, że problemy z dostarczeniem kart naruszają powszechny charakter wyborów, "skoro nie dostaję karty na czas lub muszę wydać majątek na to, żeby dotarła na czas". Rzeczywiście: osoby, które otrzymały pakiety na początku tygodnia, mogły je odesłać pierwszą klasą za ledwie dwa funty. Wraz ze skracającym się czasem, te koszty się piętrzą: gwarantowane doręczenie na następny dzień kosztuje już blisko siedem funtów, a w przypadku dostawy w sobotę - 11 funtów (ponad 55 złotych).

Pozbawieni głosu

- Ktoś nie pomyślał, że jak list dojdzie w ostatniej chwili, to szanse na zwrot na czas są nikłe. Ja pracuję z domu w dość komfortowej sytuacji i mogę pójść go nadać, ale trzeba pomyśleć o ludziach, którzy pracują od 9 do 18 i nie będą w stanie w środku dnia pójść na pocztę i stać w kolejce. Można było tego uniknąć, wysyłając to wszystko wcześniej - ocenia Robert Zapalski z Londynu.

Jak tłumaczy, jest "bardzo rozczarowany". - To będzie pierwszy raz odkąd nabyłem prawa wyborcze, kiedy nie zagłosuję, i to nie z mojej winy. To, że urodziłem się z nazwiskiem na Z, to chyba moje nieszczęście, gdyby okazałoby się, że wysyłali te karty alfabetycznie. Może przydawało się w szkole, bo byłem zawsze ostatni do tablicy, ale tutaj ewidentnie nie pomaga - kpi Zapalski. Zaskakuje go brak opcji osobistego zwrotu głosu. - Rozumiem zagrożenie epidemiczne i dlaczego zdecydowano się na głosowanie korespondencyjne, ale w takiej sytuacji, jaka jest różnica pomiędzy setkami kurierów, którzy mogą podjechać w niedzielę, a ludźmi, którzy przyszliby tylko wrzucić swoje koperty? - pytał.

Dodatkowy problem dotknął kilka tysięcy osób, które zarejestrowały się na majowe odwołane wybory prezydenckie, ale w wyniku niestabilnie działającego systemu rejestracji wyborców nie udało im się później skutecznie potwierdzić zgłoszenia na głosowanie korespondencyjne w czerwcu. Według oficjalnych danych, taka sytuacja może dotyczyć nawet kilku tysięcy osób.

Faworytem (na razie) Trzaskowski

Wyniki z Wielkiej Brytanii spodziewane są w powyborczy poniedziałek lub wtorek. Faworytem jest kandydat opozycyjnej Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski, ale w przeszłości brytyjska Polonia często zaskakiwała analityków, głosując w niespodziewany sposób. W wyborach prezydenckich z 2015 roku w pierwszej turze wygrał Paweł Kukiz, uzyskując ponad 50 proc. wszystkich głosów. W drugiej turze kandydat Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Duda pokonał urzędującego Bronisława Komorowskiego.

W ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych Polacy na Wyspach zdecydowanie poparli Koalicję Obywatelską przed Lewicą, a rządzące Prawo i Sprawiedliwość znalazło się dopiero na trzecim miejscu.

Pomimo rekordowej frekwencji w tym roku, zdecydowana większość populacji Polaków w Wielkiej Brytanii - szacowanej na 900 tys. osób - nie bierze udziału w wyborach.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

*Przeczytaj także: *

Źródło artykułu:Deutsche Welle
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (29)