Wybory prezydenckie 2020. Najnowsze sondaże pokazują: Andrzej Duda pewny zwycięstwa w pierwszej turze. Później będzie problem
40-44 proc. dla Andrzeja Dudy, 28-32 proc. dla Rafała Trzaskowskiego. Takie wyniki przewidują sztaby PiS i PO w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Obóz władzy jest pogodzony z faktem, że urzędującej głowie państwa nie uda się uzyskać reelekcji w najbliższą niedzielę. Ale Duda zamierza walczyć do końca.
26.06.2020 | aktual.: 26.06.2020 09:39
Czwartek. Wracający z Waszyngtonu prezydencki samolot przed południem ląduje na Okęciu. Andrzej Duda prosto z lotniska pędzi do Pałacu Prezydenckiego, gdzie spotka się z największymi amerykańskimi inwestorami w Polsce. Po tym zorganizuje konferencję, odbędzie odprawę z współpracownikami i jeszcze w ten sam dzień ruszy na spotkanie z wyborcami w Radomiu.
Tam wygłosi jedno z mocniejszych przemówień w ostatnich dniach. Powie o stawce tych wyborów, nakreśli główną oś sporu przed pierwszą turą i uderzy w największego rywala.
- Nie ma dziś bardziej zdeterminowanego polityka w naszym obozie niż Andrzej - mówi Wirtualnej Polsce jeden z współpracowników prezydenta. - Kipi energią, najchętniej robiłby pięć rzeczy na raz. Ta kampania mega go nakręca - przekonuje nasz rozmówca.
Jeszcze kilka miesięcy temu Duda wierzył, że uda mu się uzyskać reelekcję w pierwszej turze. Wymiana Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i wejście do wyborczej gry Rafała Trzaskowskiego zweryfikowało te plany.
Wybory prezydenckie 2020. Sondaże: zwolennicy opozycji bardziej zmobilizowani
Dziś sztab prezydenta - jak wskazują osoby pracujące przy kampanii - walczy o jak największą mobilizację wyborców Zjednoczonej Prawicy i demobilizację zwolenników opozycji. Politycy PiS szacują, że przy frekwencji niższej niż 60 proc. w drugiej turze wyborów 12 lipca Duda wygra z Trzaskowskim.
Tyle że - jak wynika z wielu prognoz - frekwencja w tegorocznych wyborach prezydenckich może być najwyższa w historii. A jeśli przekroczy w drugiej turze 60 proc. - i sięgnie choćby 65 proc. - to zacznie działać na korzyść kandydata opozycji.
Obóz władzy próbuje zatem grać na demobilizację tych wyborców, którzy niekoniecznie stoją dziś murem za Trzaskowskim, ale w drugiej turze byliby skłonni go poprzeć. W sondażu IBRIS dla WP na kandydata KO mogłoby zagłosować w drugiej turze 70 proc. wyborców Kosiniaka-Kamysza, 74 proc. wyborców Hołowni i aż 97 proc. wyborców Roberta Biedronia.
Tyle że gra ta jest ryzykowna - próbując politycznie zohydzić Trzaskowskiego w oczach umiarkowanego elektoratu, PiS - wraz z całą machiną propagandową - przy okazji mobilizuje zagorzałych zwolenników kandydata Koalicji Obywatelskiej i opozycji w ogóle. Tej mobilizacji zabrakło obozowi anty-PiS choćby przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego w ubiegłym roku.
Dziś jednak sytuacja jest inna: według naszych informacji, z wewnętrznych badań PO wynika, że to zwolennicy Trzaskowskiego są dziś najbardziej zmobilizowani, żeby oddać głos w wyborach (aż 96 proc.). Wśród wyborców PiS ta mobilizacja jest dziś mniejsza: jedynie 85 proc. z nich - jeśli wierzyć badaniom - jest gotowych "zdecydowanie pójść na wybory". Stąd też organizowane przez rząd tuż przed wyborami akcje profrekwencyjne, typu "bitwa o wozy strażackie" w gminach do 20 tys. mieszkańców.
- Gdyby byli pewni mobilizacji w małych miastach i na wsi, żadnych "bitew o wozy" nie musieliby robić - twierdzą nasi rozmówcy z okolic sztabu Trzaskowskiego.
Jeszcze niedawno niektórzy politycy PiS rozsiewali plotki, że Andrzej Duda w wewnętrznych, niepublikowanych nigdzie badaniach może liczyć na 46 proc. poparcia, a brakujące 4-5 proc. da mu w pierwszej turze wyborów wizyta u Donalda Trumpa. Dziś wiemy, że wylot polskiego prezydenta do Stanów Zjednoczonych nie zmieni wyborczego krajobrazu, choć sztab głowy państwa wizytę - przynajmniej oficjalnie - zalicza do udanych.
Istotnie na mobilizację elektoratu nie przełoży się także środowe wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, o którym wszyscy już zapomnieli, a wielu w ogóle go nie odnotowało.
Wybory prezydenckie 2020. Czarny sen Andrzeja Dudy i szansa dla Rafała Trzaskowskiego
Faktem jest, że jeszcze w ubiegłym tygodniu w wewnętrznych sondażach sztabu PiS (które partia rządząca robi codziennie, uwzględniając w większym niż wcześniej stopniu wyborców wielkomiejskich) Duda wyraźnie przekraczał 40 proc. Później jednak znów stracił kilka punktów, wracając na próg 40 proc. M.in. stąd decyzja, by na ostatnim odcinku kampanii do mobilizacji wyborców PiS wykorzystać autorytet i charyzmę prezesa. Czy skutecznie? Raczej nie.
Dziś przedstawiciele obozu władzy szacują, że ich kandydat na prezydenta "zmieści się" w pierwszej turze w przedziale 40-44 proc. poparcia.
Na wygraną w pierwszej turze szans Duda nie ma - dlatego część sztabu prezydenta ze skrzywieniem słucha niektórych polityków PiS, którzy już dziś w mediach przekonują - albo wręcz zakładają się z dziennikarzami - że ich kandydat przekroczy 28 czerwca magiczną granicę 50 proc. poparcia i zmiecie Trzaskowskiego w pył. Tak nie będzie.
Świadomi sytuacji politycy PiS wiedzą, że najgorszy scenariusz dla Andrzeja Dudy to przebicie przez Rafała Trzaskowskiego bariery 30 proc. poparcia i zmniejszenie dystansu do głowy państwa. To rozbudziłoby nadzieje zwolenników opozycji i zmobilizowało ich w drugiej turze. A to oznacza poważne zagrożenie dla PiS - zauważają analitycy.
Ludzie przeciwni obozowi władzy - gdyby różnica między Dudą a Trzaskowskim w pierwszej turze wyniosła mniej niż 10 punktów procentowych - wreszcie naprawdę uwierzyliby, że prezydenta można pokonać. W innym przypadku - gdy Trzaskowski osiągnąłby 28 czerwca wynik gorszy niż 30 proc. - entuzjazm i morale wyborców opozycji mogłyby się obniżyć, przekładając się na niższą niż spodziewana frekwencję w dogrywce 12 lipca. Mówiąc wprost: jeśli Trzaskowskiemu w pierwszej turze pójdzie słabo, to - jak liczy PiS - zwolennicy opozycji zamiast pójść 12 lipca do lokali wyborczych, wyjadą na urlop.
Czarną wizją sztabowców PiS jest spadek poparcia dla kandydata PiS poniżej 40 proc. w pierwszej turze wyborów. To dziś mało prawdopodobne, ale mimo wszystko - realne. Jeśli ten groźny dla Dudy scenariusz się zrealizuje, o wynikach w drugiej turze - o czym mało kto pisze - mogą zdecydować głosy Polaków mieszkających za granicą. Ci prawdopodobnie w większości staną za Trzaskowskim (oprócz Polonii w USA).
W dodatku to kandydat Koalicji Obywatelskiej - jak powtarzają jego sztabowcy - ma największą zdolność do mobilizacji nowych zwolenników. Jeśli wyborcy opozycyjni, którzy dziś popierają Hołownię, Biedronia czy Kosiniaka, zobaczą, że Trzaskowski - skracając dystans do Dudy w pierwszej turze wyborów - ma realną szansę wygrać z kandydatem PiS w drugiej turze 12 lipca, bez większego wahania go poprą. I tego obawia się PiS.
Dlatego wyniki w pierwszej turze wyborów będą tak istotne. Ta odbędzie się już w najbliższą niedzielę.