Łukaszenka postawi Polsce żądania? Przydacz ostrzegł dyktatora
- Na miejscu białoruskiego satrapy zastanowiłbym się nad kontynuowaniem tego typu agresywnej polityki - powiedział w piątek szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcina Przydacz, komentując zatrzymanie Polaka przez służby Alaksandra Łukaszenki.
- Niestety w ostatnich latach Białoruś realizuje tego typu politykę, że zatrzymuje ludzi po to, żeby byli zakładnikami do realizacji późniejszego interesu politycznego - wskazał Przydacz na antenie TVN24.
Według niego reżim Łukaszenki w zamian za uwolnienie zatrzymanych osób w nieodległej przyszłości może domagać się odejścia od konkretnych sankcji czy otwarcia zamkniętych przejść granicznych. Przydacz przypomniał, ze granica z Polską to główna brama wiodąca z Białorusi na Zachód.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: wojska NATO nie dotrą na Ukrainę? "Ja zostanę urokliwą blondynką"
- Na miejscu białoruskiego satrapy zastanowiłbym się nad kontynuowaniem tego typu agresywnej polityki - oświadczył polityk.
Podkreślił, że w najnowszej prowokacji "rosyjski ślad jest bardzo wyraźnie widoczny". – Być może Białoruś na żądanie Rosji, albo po to, żeby się przypodobać Rosji, zaostrza relacje z Polską w sobie znanych celach - wskazał.
Przydacz zapewnił, że polskie władze "bez względu na różnice, muszą walczyć o polskiego obywatela".
Polski rząd: prowokacja Łukaszenki
W czwartek telewizja państwowa "Biełaruś-1" poinformowała o zatrzymaniu Polaka Grzegorza G. 26-latek miał rzekomo mieć przy sobie tajne materiały dotyczące białorusko-rosyjskich manewrów Zapad-2025.
Jak informowaliśmy, G. to karmelita z zakonu w Krakowie. Niedawno został jednak skierowany do klasztoru w Trutowie.
Premier Donald Tusk przekazał, że polskie służby "absolutnie wykluczają", by zatrzymany Polak miał zdobywać tajne materiały. Informacje reżimowych mediów nazwał "prowokacją Łukaszenki" i "bredniami".
- Według mojej informacji odwiedzał księdza, swojego znajomego czy przyjaciela, który mieszka czy działa na Białorusi. W tej chwili tyle wiadomo - wskazał premier.
Źródło: TVN24/WP Wiadomości