"Wszyscy czekają na prezesa". PiS spieszy się z przełomowym projektem ustawy
PiS - jak dowiaduje się Wirtualna Polska - chce jeszcze w styczniu uchwalić w Sejmie nowelizację Kodeksu wyborczego. Projekt ma m.in. ułatwić wyborcom możliwość wzięcia udziału w wyborach, co - zdaniem ekspertów - może wpłynąć na frekwencję i przyczynić się do zwycięstwa partii rządzącej. Na drodze może stanąć jednak nie tylko opozycja, ale także koalicjanci z Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. - Czekamy na konsultacje, bo nikt nas o zdanie w tej sprawie nie pytał - mówią "ziobryści". - Wszyscy czekamy na powrót prezesa, bo tylko on może rozstrzygać spory w tak ważnych kwestiach - przyznaje z kolei polityk z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego.
To, że prezes PiS - z powodu planowanego od dłuższego czasu zabiegu kolana - trafił przed świętami do szpitala i przechodzi w tej chwili rehabilitację, jest politycznie problematyczne dla koalicji. - Żadna ważna decyzja nie zostanie podjęta bez fizycznej obecności prezesa w centrali przy Nowogrodzkiej - mówią politycy PiS.
Jak słyszymy, Jarosław Kaczyński ma wrócić do pracy niebawem. Po Nowym Roku ma w planach m.in. spotkanie z premierem Mateuszem Morawieckim, który - wraz z rządowymi ekspertami - przygotowuje nowy projekt nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym.
- Dopiero po tym, jak zostaną wprowadzone do projektu nowe przepisy, możliwe są kolejne rozmowy z Solidarną Polską na temat spornych kwestii związanych z projektem - słyszymy od naszych źródeł w PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To kulminacja walki w rządzie. "Piekło zamarznie"
Bez prezesa nie ma rozmów
Gdy kilka dni temu premier Mateusz Morawiecki i związani z nim ministrowie przedstawili nowelizację projektu ustawy o Sądzie Najwyższym, który miał otworzyć drogę do porozumienia z Komisją Europejską, otoczenie szefa rządu liczyło na to, że Polskę od unijnych funduszy dzieli jedynie krok. Nic bardziej mylnego.
Projekt nowelizacji został oprotestowany nie tylko przez opozycję, ale przede wszystkim przez część obozu władzy - najpierw Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry, a następnie przez prezydenta Andrzeja Dudę. Krytyczne stanowisko na temat projektu wyraziły także Krajowa Rada Sądownictwa, Sąd Najwyższy oraz Naczelny Sąd Administracyjny. W końcu sam Jarosław Kaczyński przyznał w wywiadzie dla "GP", że zapisy projektu są "destrukcyjne" nie tylko dla systemu sądownictwa w Polsce, ale dla aparatu państwowego w ogóle.
PiS pod presją projekt wycofało, a premier uznał, że przydałoby się skonsultować jego główne założenia z partnerami z obozu władzy.
I tak premier Morawiecki przystąpił do rozmów z głową państwa. Następnie spotykał się z prezesem Kaczyńskim, próbując ustalić, jak wyjść z impasu. Wreszcie szef rządu postanowił zaprosić na spotkanie samego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, by spróbować przekonać go do wdrożenia proponowanych przez siebie zmian w polskim prawie.
Politycy spotkali się dzień przed Wigilią. Rozmowy z ministrem sprawiedliwości nie przyniosły jednak rezultatu. - Każda ze stron pozostała przy swoim. Czekamy na nowe propozycje - mówi lakonicznie osoba znająca przebieg kilkugodzinnego spotkania Morawieckiego z Ziobrą.
Jak jednak słyszymy od innego z naszych rozmówców, który zna kulisy rozmów na szczycie obozu władzy, zanim pojawią się nowe propozycje, wszyscy wyczekują powrotu Jarosława Kaczyńskiego. - Bez prezesa żadne rozmowy nie mają sensu. To on podejmuje ostateczne decyzje, a nie premier, ani tym bardziej jeden czy drugi minister - słyszymy zarówno od koalicjantów z PiS, jak i Solidarnej Polski.
Ultimatum "ziobrystów"
Sytuację komplikuje fakt, że PiS tuż przed świętami Bożego Narodzenia skierowało do Sejmu bardzo ważny projekt nowelizacji Kodeksu wyborczego, który - jak tłumaczą politycy partii rządzącej - ma przyczynić się do zwiększenia frekwencji w wyborach organizowanych w Polsce (jego główne założenia przedstawiliśmy na grafice poniżej).
Projekt skierowano do Sejmu z inicjatywy Jarosława Kaczyńskiego. Prezesowi PiS - jak słyszymy od osób z jego otoczenia - bardzo zależy na tym, by zwiększyć frekwencję w wyborach parlamentarnych, ułatwiając możliwość zagłosowania w lokalach wyborczych osobom starszym, niepełnosprawnym i pochodzącym z mniejszych miejscowości i wsi. Kaczyński zresztą zmiany w Kodeksie wyborczym zapowiadał publicznie od dawna. Mówił, że trzeba "pilnować wyborów", zwiększyć przejrzystość liczenia wyników głosowania oraz ułatwić głosowanie w małych miejscowościach.
Opozycja twierdzi, że to tylko miła dla ucha melodia, która ma zagłuszyć prawdziwe intencje obecnej władzy. A te - zdaniem przeciwników PiS - mają być takie: zmaksymalizowanie zysku wyborczego i skrócenie sobie drogi do trzeciej kadencji rządów.
Partia Jarosława Kaczyńskiego chce ten sprzeciw wykorzystać. Politycy PiS twierdzą, że PO i inne partie opozycyjne nie chcą "demokratyzacji" wyborów, działając "na rzecz wykluczenia kolejnych grup wyborców". - Taki moralny szantaż jest podły, ale nie ułatwia nam sytuacji, a wręcz związuje ręce. PiS to sprytnie rozgrywa, choć robi to wyjątkowo cynicznie. Musimy przemyśleć to, co z tym zrobimy - mówi nam nieoficjalnie ważny polityk opozycji.
Rzecznik PiS Rafał Bochenek w rozmowie z Wirtualną Polską przekonuje, że "zmiany proponowane w przedmiotowej ustawie są prodemokratyczne i mają zapewnić wszystkim obywatelom równe szanse w dostępie do lokali wyborczych, a tym samym udziału w głosowaniu". - Mają one wyeliminować na przyszłość próby oszukiwania i mataczenia przy wynikach, chociażby te sposoby, którymi dzielił się publicznie poseł Platformy Obywatelskiej Tomasz Głogowski, podając przepis na łatwe sfałszowanie wyborów. Transparentność liczenia głosów to jeden z istotnych elementów tych proobywatelskich zmian - mówi nam rzecznik PiS.
Bochenek nawiązuje do nagrania z udziałem posła PO, które pojawiło się w sieci. Można obejrzeć je poniżej.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Jak przekonuje w rozmowie z WP rzecznik PiS, "ktoś, kto jest przeciwko tym rozwiązaniom [nowelizacji Kodeksu wyborczego - przyp. red.], de facto jest przeciwko prawdziwej demokracji, rozumianej jako szeroki udział obywateli w procesie wyborczym". - Te zmiany mają też wybić z głowy, jak się okazuje także politykom PO, próby kombinacji przy wynikach wyborczych - twierdzi Rafał Bochenek.
Jak informuje nas rzecznik partii rządzącej, "prawdopodobnie zmiany te będą procedowane w Sejmie jeszcze w styczniu, choć ostateczna decyzja należy tutaj do pani marszałek Elżbiety Witek".
Projekt zmiany Kodeksu wyborczego liczy 70 stron z uzasadnieniem, z czego same nowe przepisy liczą 34 strony. Co ciekawe poparcia dla projektu nowelizacji Kodeksu wyborczego autorstwa PiS nie gwarantuje dziś… Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry.
Jeden z "ziobrystów" mówi nam wprost: - Morawiecki nie umie załatwić sprawy z KPO, z nikim nie rozmawia, a my teraz mamy w ciemno popierać kolejne ustawy? Po naszym trupie. Niech PiS zadzwoni i umówi się z nami na konsultacje, bez tego nie ma o czym rozmawiać.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski