Nerwy w PiS. Konsternacja po wywiadzie Kaczyńskiego

"Uchwalenie ustawy o Sądzie Najwyższym mogłoby być skrajnie destrukcyjne dla Polski" - stwierdził w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" Jarosław Kaczyński. Prezes PiS tymi słowami zadziwił nawet swoich najbliższych współpracowników. To wszak szef partii rządzącej dał zielone światło projektowi, który miał doprowadzić do kompromisu z Komisją Europejską i odblokowania funduszy unijnych na Krajowy Plan Odbudowy, a premier zarzekał się w rozmowach z opozycją, że nie można w niej zmienić już ani przecinka. - Jest spora dezorientacja. Najpierw mamy bronić tych przepisów, a potem okazuje się, że to "destrukcja" - ubolewają rozmówcy z partii rządzącej.

Jarosław Kaczyński zaskoczył polityków PiS
Jarosław Kaczyński zaskoczył polityków PiS
Źródło zdjęć: © East News | Jacek Dominski/REPORTER
Michał Wróblewski

Po tym, gdy redaktor naczelny "GP" Tomasz Sakiewicz zamieścił w weekend na Twitterze cytat z zapowiadanego wywiadu z prezesem PiS, powstało spore zamieszanie. Oto bowiem lider obozu władzy, protektor premiera Mateusza Morawieckiego, przyznaje, że jego partia zaproponowała projekt ustawy, który może doprowadzić do destrukcji "całego aparatu państwowego".

Gdzie tu logika? Wszak szef rządu jeszcze kilka dni temu zapewniał, że projekt ustawy jest dobry i pozwoli wreszcie odblokować miliardy dla Polski. Nasi rozmówcy z partii rządzącej, którym zadaliśmy to pytanie, odpowiadają, że… "zmieniły się okoliczności". - Wystąpienie prezydenta zmieniło naprawdę bardzo wiele - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską jeden z polityków PiS.

Przypomnijmy: Andrzej Duda po tym, jak PiS przedstawiło projekt ustawy, który zakładał możliwość wzajemnego "testowania" się sędziów oraz przeniesienie spraw dyscyplinarnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego, wyraźnie dał do zrozumienia, że nie zaakceptuje proponowanych rozwiązań. Prezydent nie tylko zasugerował, że jego zdaniem propozycje PiS są niekonstytucyjne, ale także dał wyraz swojemu sprzeciwowi wobec pisania polskiego prawa pod dyktando Brukseli. Przyznał też, o czym jako pierwsi informowaliśmy w Wirtualnej Polsce, że nowy projekt sądowy nie był z nim konsultowany.

- Po wystąpieniu Andrzeja wiedzieliśmy, że to już właściwie koniec tego projektu. I że trzeba będzie pisać nowy. Mieliśmy nadzieję na zamknięcie wreszcie tego tematu, ale niestety. Nie wyszło, jak wiele rzeczy ostatnio - twierdzi w rozmowie z WP nasz rozmówca z PiS.

Zgodnie z projektem ustawy, który został już wycofany z Sejmu, sprawy dyscyplinarne i immunitetowe sędziów miałby rozstrzygać Naczelny Sąd Administracyjny, a nie jak obecnie utworzona niedawno Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego. Projekt przewidywał też poszerzenie zakresu tzw. testu niezawisłości i bezstronności sędziego, który mogłaby inicjować nie tylko strona postępowania, ale także z urzędu sam sąd. Projekt uzupełniał także badania podczas testu o przesłankę ustanowienia sędziego "na podstawie ustawy".

Według naszych informacji z projektu zniknąć mają m.in. zapisy dotyczące Naczelnego Sądu Administracyjnego. O szczegółach słychać jednak niewiele.

Ziobro i Tusk mówią tak samo

Krytyki odnoszącej się do projektu PiS, który miał otworzyć furtkę do unijnych pieniędzy, było tak wiele, że sam prezes partii rządzącej zdał sobie sprawę, że nie będzie szans na jego uchwalenie. Po wystąpieniu prezydenta niepewność w szeregach obozu tylko rosła. Z tego też powodu Jarosław Kaczyński postanowił zabrać wreszcie głos w tej sprawie.

"Uchwalenie ustawy o Sądzie Najwyższym prawdopodobnie, ale nie na pewno, byłoby uznane za wypełnienie kamieni milowych, ale skutki w Polsce mogłyby być skrajnie destrukcyjne, nie tylko dla sądownictwa, lecz także całego aparatu państwowego" - powiedział prezes PiS w rozmowie z "GP".

Jego wypowiedź na twitterowym koncie Tomasza Sakiewicza została jednak skrócona, co spotęgowało zamieszanie. Politycy PiS, których zapytaliśmy o sprawę, stwierdzili, że naczelny "GP" "podkręcił" i trzeba było interweniować. Jak usłyszeliśmy, Sakiewicz miał otrzymać telefony z PiS z prośbą o szersze przedstawienie wypowiedzi Kaczyńskiego. - Wcześniej brzmiało to niestety tak, jak by prezes celowo chciał uderzyć w premiera, bo to przecież on jest "patronem" tego projektu. Może Sakiewicz celowo chciał Morawieckiego wpuścić na minę? - zastanawia się jeden z rozmówców z obozu władzy.

Jak słyszymy w partii rządzącej, Jarosław Kaczyński chciał uspokoić sytuację, ale wygląda na to, że - delikatnie rzecz ujmując - nie do końca się to udało.

- Sporo jest nerwowych ruchów. Brakuje spójności w przekazie. Najgorsze jest to, że daliśmy sobie narzucić narrację, że projekt został napisany w Brukseli", i że Komisja Europejska tworzy nam ustawy. To bzdura, ale niestety Ziobro razem z Tuskiem przebili się z takim twierdzeniem - mówi nam człowiek z partii rządzącej. Dodaje, że "ta narracja musiała mocno zdenerwować prezesa". - Kaczyński jest na tym punkcie przeczulony. Nigdy nie może pozwolić sobie wmówić, że godzi się na "sprzedawanie polskiej suwerenności" - zauważa rozmówca dobrze znający prezesa.

Policzek dla premiera

Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla "GP" mówi, że "ustawa o Sądzie Najwyższym wymaga doprecyzowania i dalszych konsultacji". "Uchwalenie ustawy (...) mogłoby być skrajnie destrukcyjne nie tylko dla sądownictwa, lecz także całego aparatu państwowego i mogłyby zaszkodzić przyjmowaniu przez Polskę głównych środków z perspektywy budżetowej na lata 2021–2027" - przekonuje prezes PiS.

Zapytany, co ma na myśli, mówiąc o destrukcyjnym wpływie nowelizacji, lider PiS odpowiedział: "Destrukcyjne w sensie możliwości podważania nominacji sędziowskich. Te same wątpliwości wyraził prezydent Andrzej Duda, dlatego ta ustawa wymaga doprecyzowania i dalszych konsultacji".

Niektórzy rozmówcy z PiS, pytani o te słowa, twierdzą, że to "policzek dla premiera". - To przecież Morawiecki jest promotorem tej ustawy. I bierze za nią odpowiedzialność - wskazuje jeden z polityków.

Inny przyznaje jednak, że nie rozumie, dlaczego wypowiedzią dla "GP" Jarosław Kaczyński postanowił publicznie upokorzyć premiera i ministra ds. europejskich Szymona Szynkowskiego vel Sęka, który w ostatnich tygodniach kilkukrotnie był w Brukseli negocjować z urzędnikami z KE projekt nowelizacji ustawy sądowej.

Rozmówcy z PiS nie ukrywają, że wszyscy w partii są już tym sporem i kwestią blokowanych funduszy na Krajowy Plan Odbudowy zmęczeni. - Naprawdę mamy dosyć pytań w kółko o to samo - mówi jeden ze znanych przedstawicieli partii rządzącej.

Grzęzowisko

Zakończenia sporu chcą także życzliwi PiS publicyści. "Zostajemy z tym tematem na święta i nowy rok, więc jeszcze wielokrotnie sprawa trudnego kompromisu z Brukselą w sprawie sądownictwa zostanie omówiona z każdego punktu widzenia. Zapewne także przy świątecznych stołach" - pisze na portalu wPolityce.pl Michał Karnowski.

Publicysta twierdzi, że realny był scenariusz, który doprowadziłby do zamknięcia sporu, ale "stało się inaczej".

"Znów potwierdziło się, że dotykamy prawdziwego węzła gordyjskiego polskiej polityki. W grze są realne różnice i trwałe napięcia wewnątrz obozu rządzącego, jego relacje z prezydentem oraz obiektywnie potężna presja ze strony Berlina i Brukseli nakierowana na zredukowanie polskiej suwerenności. Stąd do wątpliwości podchodzę z szacunkiem. Są uzasadnione. Przyjemniej byłoby je przyjąć i nie musieć bronić tego trudnego kompromisu. Ale odpowiedzialność w tym historycznym momencie nakazuje opowiedzenie się za podjęciem ryzyka" - pisze Michał Karnowski.

Tekst autora wPolityce.pl przesyłali sobie wzajemnie w niedzielę politycy obozu władzy. Zwracali uwagę zwłaszcza na fragment: "W upartym szukaniu kompromisu z nieuczciwie grającą Unią nie chodzi tylko o te konkretne pieniądze z funduszu odbudowy. To też próba zamknięcia tematu, który mógłby hamować napływ do Polski głównych funduszy unijnych. Też bandycko i też bezprawnie - ale niestety, nie jest to wykluczone. Ten czynnik trwałej niepewności związanej z funduszami unijnymi miałby niszczący wpływ na sytuację finansową Polski oraz polityczną sytuację obozu propolskiego".

Karnowski pisze także o tym, o czym nie tak dawno mówił premier: że nie warto umierać za wymiar sprawiedliwości i sądownictwo. "To ważny odcinek frontu walki o uczciwą i sprawiedliwą Polskę, wszystkim na nim działającym należy się szacunek za męstwo, ale czas uczciwie powiedzieć, że strategicznie nie ma to w tej chwili większego sensu" - przyznaje autor. I twierdzi, że obóz władzy "za wszelką cenę musi się z tego grzęzawiska wyrwać, musi odzyskać inicjatywę strategiczną".

Głos w tej sprawie zabrał też sam szef rządu. "Spór z Komisją Europejską musi zostać zakończony, bo prawdziwy konflikt rozgrywa się dziś na wschód od Polski. Środki z UE pośrednio przysłużą się wzmocnieniu polskiej obronności, polskiej armii, naszego wspólnego bezpieczeństwa. Te fundusze pomogą nam obronić niepodległość i szybko się rozwijać. Polska ma tym więcej suwerenności im jest silniejsza ekonomicznie i militarnie. Powiedzmy to sobie wprost. Pieniądze z UE poważnie wzmocnią naszą suwerenność, nawet jeżeli w pewnych obszarach będziemy musieli zrobić ruch konika szachowego" - napisał na Facebooku Mateusz Morawiecki.

Politycy Solidarnej Polski twierdzą w nieoficjalnych rozmowach, że to presja na nich, żeby odpuścili krytykę ("ziobryści" od kilku lat są w sporze z Morawieckim i ostro krytykują jego politykę w UE). Jednak politycy Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry zarzekają się, że nie zmienią swojego zdania na temat negocjacji rządu z Brukselą.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1241)