Spotkanie Morawiecki-Ziobro. Wiemy, co koalicjanci PiS położą na stół. "Sytuacja jest trudna"

Mateusz Morawiecki i Zbigniew Ziobro na przedwigilijnym spotkaniu być może podzielą się opłatkiem, ale nie zanosi się na to, by porozumieli się w sprawie reformy sądownictwa. Wirtualnej Polsce udało się dowiedzieć, jakie tematy narzucą w rozmowie z premierem przedstawiciele Solidarnej Polski. - Zmiany proponowane przez Morawieckiego spowodują niespotykany chaos - mówi WP europoseł Patryk Jaki.

Zbigniew Ziobro, Mateusz Morawiecki
Zbigniew Ziobro, Mateusz Morawiecki
Źródło zdjęć: © East News | Wojciech Olkusnik
Michał Wróblewski

"Wymiar sprawiedliwości jest kulą u nogi gospodarki polskiej. Ubolewam, że osoby odpowiedzialne za to nie były w stanie zbudować systemu, aby funkcjonował bardziej efektywnie i sprawiedliwie" – powiedział kilka dni temu Mateusz Morawiecki. Jak dodał szef rządu: "Dziś wymiar sprawiedliwości jest blokadą do uzyskania środków unijnych. Ja tę blokadę chcę usunąć z naszej drogi".

Te dwie wypowiedzi rozwścieczyły koalicjantów z Solidarnej Polski, którzy twierdzą, że nie odpowiadają za projekty sądowe Morawieckiego, i wprawiły w osłupienie obserwatorów życia politycznego. Mateusz Morawiecki o działaniach ministra swojego własnego rządu powiedział bowiem tak, jak mógłby to zrobić każdy polityk opozycji, z Donaldem Tuskiem na czele. Co ciekawe - jak nieoficjalnie podawały media - na ostrą krytykę pod adresem ministra sprawiedliwości Morawiecki otrzymał zezwolenie samego Kaczyńskiego.

Jest to o tyle interesujące, że przecież sam prezes PiS w ostatnim wywiadzie dla "Gazety Polskiej" powiedział, że "uchwalenie ustawy o Sądzie Najwyższym mogłoby być skrajnie destrukcyjne dla Polski".

- Prezes waży dziś racje w obozie władzy, sercem jest za Ziobrą, ale pragmatyka polityczna każe mu stać murem za premierem. Dla Jarosława ważniejsze jest dziś odblokowanie miliardów z UE niż umieranie za grupkę spolityzowanych sędziów - przyznaje w rozmowie z WP współpracownik Jarosława Kaczyńskiego.

- Jeśli nie będzie pieniędzy z KPO, to nie będzie trzeciej kadencji. A jeśli będzie trzecia kadencja, to wtedy na poważnie weźmiemy się za reformę wymiaru sprawiedliwości. Coś za coś, i Zbyszek Ziobro musi to zrozumieć, i się z tym pogodzić - mówi nam polityk PiS.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Brak konsultacji odbija się czkawką

Będzie to jednak bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe. Gdy kilka dni temu premier Mateusz Morawiecki i związani z nim ministrowie przedstawili nowelizację projektu ustawy o Sądzie Najwyższym, który miał otworzyć drogę do porozumienia z Komisją Europejską, otoczenie szefa rządu liczyło na to, że Polskę od unijnych funduszy dzieli jedynie krok. Nic bardziej mylnego.

Projekt nowelizacji został oprotestowany nie tylko przez opozycję, ale przede wszystkim przez część obozu władzy - nie tylko Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry, ale także przez prezydenta Andrzeja Dudę (o Sądzie Najwyższym, Naczelnym Sądzie Administracyjnym i Krajowej Radzie Sądownictwa nie wspominając).

PiS pod presją projekt wycofało, a premier nagle zorientował się, że przydałoby się skonsultować jego główne założenia z partnerami z obozu władzy.

I tak premier Morawiecki przystąpił do rozmów z głową państwa. Następnie spotykał się z Jarosławem Kaczyńskim, próbując ustalić, jak wyjść z impasu. Wreszcie szef rządu postanowił zaprosić na spotkanie samego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, by spróbować przekonać go do wdrożenia proponowanych przez siebie zmian w polskim prawie.

Jak wynika z nieoficjalnych informacji WP, Morawiecki i Ziobro - przy asyście współpracowników - mają spotkać się w piątek 23 grudnia o godz. 15.

Konkrety na stół

Mimo świątecznej atmosfery o porozumienie będzie jednak trudno - wynika z informacji WP. "Ziobryści" utrzymują, że proponowane przez premiera zmiany to "transfer polskiej suwerenności do Brukseli" - a na to zgody Solidarnej Polski nie będzie.

Otwarcie przyznają to przed spotkaniem z premierem sami zainteresowani. - Sytuacja jest trudna. Projekty reform Ministerstwa Sprawiedliwości zostały w części zawetowane przez prezydenta w 2017 roku, a w drugiej części dobre projekty ciągle są trzymane - od lat - w szufladach przez Kancelarię Premiera. Za to UE ciągle kwestionuje ustawy sądowe prezydenta Dudy i premiera Morawieckiego - mówi Wirtualnej Polsce europoseł i jeden z liderów Solidarnej Polski Patryk Jaki.

Jak dowiaduje się WP, to właśnie Jaki - były wiceminister sprawiedliwości i szef komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji - ma towarzyszyć Zbigniewowi Ziobrze podczas spotkania z szefem rządu.

Europoseł odnosi się w rozmowie z WP do zaproponowanego przez premiera Morawieckiego projektu ustawy o Sądzie Najwyższym, który ma być "kompromisem" z Komisją Europejską.

- Nowy projekt, który przywiózł premier z Brukseli, ma pozwolić na kwestionowanie statusu sędziego. To spowoduje, że każdy, kto przegra sprawę, będzie mógł kwestionować sędziego, bo mu się nie spodoba wyrok. To spowoduje niespotykany nigdzie chaos, wstrzyma dużą część obrotu gospodarczego i w Polsce nikt nie będzie chciał inwestować - przekonuje Patryk Jaki.

Jak dodaje jeden z liderów Solidarnej Polski, "nigdzie na świecie w państwach poważnych nie można kwestionować statusu sędziego - bo to niszczy podstawy prawne państwa". - Niemcy celowo chcą nam narzucić chaos, aby osłabić Polskę. I to wszystko w imię KPO, za który zapłacimy do pięciu razy więcej niż otrzymamy - jeśli w ogóle coś otrzymamy - uważa Jaki.

Jak przyznaje nasz rozmówca: - Dziś chcemy te sprawy postawić w centrum rozmowy.

- Dla nas, jako Solidarnej Polski, suwerenność i szybki rozwój gospodarczy Polski jest najważniejszy. Niestety, wcześniejsze zgody premiera na pakiet Fit For 55 już osłabiają konkurencyjność naszej gospodarki. Chcemy porozmawiać z nim, czy z tymi nowymi kamieniami milowymi, które są częścią KPO, nie będzie podobnie - mówi Wirtualnej Polsce europoseł Solidarnej Polski.

Chaos i dezorientacja

Część uwag Solidarnej Polski podziela prezydent.

Przypomnijmy: Andrzej Duda po tym, jak PiS przedstawiło projekt ustawy, który zakładał możliwość wzajemnego "testowania" się sędziów oraz przeniesienie spraw dyscyplinarnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego, wyraźnie dał do zrozumienia, że nie zaakceptuje proponowanych rozwiązań. Prezydent nie tylko zasugerował, że jego zdaniem propozycje PiS są niekonstytucyjne, ale także dał wyraz swojemu sprzeciwowi wobec pisania polskiego prawa pod dyktando Brukseli. Przyznał też, o czym jako pierwsi informowaliśmy w Wirtualnej Polsce, że nowy projekt sądowy nie był z nim konsultowany.

- Po wystąpieniu Andrzeja wiedzieliśmy, że to już właściwie koniec tego projektu. I że trzeba będzie pisać nowy. Mieliśmy nadzieję na zamknięcie wreszcie tego tematu, ale niestety. Nie wyszło, jak wiele rzeczy ostatnio - twierdzi w rozmowie z WP nasz rozmówca z PiS.

Zgodnie z projektem ustawy, który został już wycofany z Sejmu, sprawy dyscyplinarne i immunitetowe sędziów miałby rozstrzygać Naczelny Sąd Administracyjny, a nie jak obecnie utworzona niedawno Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego. Projekt przewidywał też poszerzenie zakresu tzw. testu niezawisłości i bezstronności sędziego, który mogłaby inicjować nie tylko strona postępowania, ale także z urzędu sam sąd. Projekt uzupełniał także badania podczas testu o przesłankę ustanowienia sędziego "na podstawie ustawy".

Krytyki odnoszącej się do projektu PiS, który miał otworzyć furtkę do unijnych pieniędzy, było tak wiele, że sam prezes partii rządzącej zdał sobie sprawę, że nie będzie szans na jego uchwalenie. Po wystąpieniu prezydenta niepewność w szeregach obozu tylko rosła. Z tego też powodu Jarosław Kaczyński postanowił zabrać wreszcie głos w tej sprawie.

"Uchwalenie ustawy o Sądzie Najwyższym prawdopodobnie, ale nie na pewno, byłoby uznane za wypełnienie kamieni milowych, ale skutki w Polsce mogłyby być skrajnie destrukcyjne, nie tylko dla sądownictwa, lecz także całego aparatu państwowego" - powiedział prezes PiS w rozmowie z "GP".

Jak słyszymy w partii rządzącej, Jarosław Kaczyński chciał uspokoić sytuację, ale wygląda na to, że - delikatnie rzecz ujmując - nie do końca się to udało.

- Sporo jest nerwowych ruchów. Brakuje spójności w przekazie. Najgorsze jest to, że daliśmy sobie narzucić narrację, że projekt został napisany w Brukseli", i że Komisja Europejska tworzy nam ustawy. To bzdura, ale niestety Ziobro razem z Tuskiem przebili się z takim twierdzeniem - mówi nam człowiek z partii rządzącej. Dodaje, że "ta narracja musiała mocno zdenerwować prezesa". - Kaczyński jest na tym punkcie przeczulony. Nigdy nie może pozwolić sobie wmówić, że godzi się na "sprzedawanie polskiej suwerenności" - zauważa rozmówca dobrze znający prezesa.

Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla "GP" mówi, że "ustawa o Sądzie Najwyższym wymaga doprecyzowania i dalszych konsultacji". "Uchwalenie ustawy (...) mogłoby być skrajnie destrukcyjne nie tylko dla sądownictwa, lecz także całego aparatu państwowego i mogłyby zaszkodzić przyjmowaniu przez Polskę głównych środków z perspektywy budżetowej na lata 2021–2027" - przekonuje prezes PiS.

Zapytany, co ma na myśli, mówiąc o destrukcyjnym wpływie nowelizacji, lider PiS odpowiedział: "Destrukcyjne w sensie możliwości podważania nominacji sędziowskich. Te same wątpliwości wyraził prezydent Andrzej Duda, dlatego ta ustawa wymaga doprecyzowania i dalszych konsultacji".

Głos w tej sprawie zabrał też sam szef rządu.

"Spór z Komisją Europejską musi zostać zakończony, bo prawdziwy konflikt rozgrywa się dziś na wschód od Polski. Środki z UE pośrednio przysłużą się wzmocnieniu polskiej obronności, polskiej armii, naszego wspólnego bezpieczeństwa. Te fundusze pomogą nam obronić niepodległość i szybko się rozwijać. Polska ma tym więcej suwerenności im jest silniejsza ekonomicznie i militarnie. Powiedzmy to sobie wprost. Pieniądze z UE poważnie wzmocnią naszą suwerenność, nawet jeżeli w pewnych obszarach będziemy musieli zrobić ruch konika szachowego" - napisał na Facebooku Mateusz Morawiecki.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (205)