Wrogowie Kościoła robią mu prezent. Nawet o tym nie wiedzą
Słychać brawa i śmiech ludzi, cieszących się, że Kościół ma za swoje, słychać też krzyki oburzenia, że podnosi się rękę na to, co święte. Paradoksalnie ta atmosfera to dla Kościoła szansa na to, by poradzić sobie z problemami, z którymi radzić sobie nie chciał, albo nie umiał.
Media zalewa fala informacji o pedofilii wśród księży. Problem, a nawet jego skala, są znane od lat, ale chyba nigdy nie mówiło się o nim tak dużo. Wierni w końcu mogą też odnieść wrażenie, że na samych szczytach kościelnej władzy jest wola, by zmierzyć się z piętnem tego grzechu. Czystka w chilijskim episkopacie i zwołanie bezprecedensowej konferencji ws. walki z pedofilią wskazują, że Franciszek zamierza zrobić w tej kwestii więcej, niż poprzednicy.
W Polsce mamy swoje przykre, ale i przełomowe historie. Poznański sąd przyznał milion złotych odszkodowania i dożywotnią rentę Katarzynie, którą w dzieciństwie gwałcił ksiądz Roman B. Wstrząsającą historię 24-letniej obecnie kobiety opisała Justyna Kopińska. Duchowny podstępem zabrał ją od rodziców, więził w wynajętym mieszkaniu i przez kilkanaście miesięcy gwałcił. Dziewczynce udało się uwolnić, ale do tej pory zmaga się z ogromną traumą. Ma za sobą już cztery próby samobójcze.
Takich historii tylko w Polsce mogą być dziesiątki, setki, a może tysiące. Tego nie wiemy, bo mało która ofiara ma na tyle siły i determinacji, by mierzyć się ze swoim oprawcą. Kiedy oprawcą jest duchowny, skrzywdzona osoba zostaje sama. Przeciw wspólnocie, która funkcjonowanie w trybie "oblężonej twierdzy" ma opanowane do perfekcji. Sama przeciw wszystkim.
Kto szkodzi Kościołowi?
Po wyroku w sprawie Katarzyny zdarzały się obrzydliwe i godne pogardy komentarze, że oto, skuszone wysokością odszkodowań, nastolatki będą teraz uwodzić księży. Inni oburzają się, że oto zaczęła się nagonka na Kościół. Że jakieś niezidentyfikowane siły (może sam szatan?) chcą zohydzić Polakom wiarę, sprawić, by się od niej odwrócili. Poza nagłaśnianiem kolejnych przykładów molestowania miałoby to być ujawnienie mobbingu w prowadzonej przez duchownego fundacji czy premiera antyklerykalnego filmu.
To odwracanie kota ogonem. I tragiczna w skutkach zabawa w dwa ognie, która przechodzi z polityki na inne dziedziny życia. Jeden z biorących udział w kampanii polityków pochwalił się pójściem do kościoła. Pięknie. Później dopisał "Dość tej nagonki na Kościół. Niczego się nie wstydzimy". Każdy ma własne sumienie, ale przymykanie oczy na grzechy ludzi Kościoła, szkodzi tylko i wyłącznie Kościołowi. Mówienie, że nie ma problemu, to dawanie przyzwolenia na dalsze molestowanie. To ignorowanie ofiar i bagatelizowanie ich cierpienia. To niszczenie autorytetu i zniechęcanie kolejnych ludzi wiary.
Kościół potrzebuje krytyki
Kilka lat temu pewien aktywista, Żyd sprzeciwiający się izraelskiemu osadnictwu w palestyńskiej części w Strefie Gazy, powiedział: Izrael nie ma na świecie przyjaciół. Bo przyjaciel to ktoś, kto mówi ci, kiedy robisz coś źle.
Być może i Kościół nie ma przyjaciół. Nawet jeśli osoby, które teraz w niego uderzają, nie mają dobrych intencji, to czynią niepowtarzalną okazję do zwyciężenia zła dobrem. Do oddzielenia ziarna od plew. Do tego, by przyznać się do grzechu, odpokutować i zadośćuczynić. Narodzić się na nowo.
Zobacz także: Sekielski: Są w Polsce księża, którzy mają dość milczenia w sprawie pedofilii
Kościół tego potrzebuje, bo ludzie potrzebują Kościoła.