Wpadka kilku "żołnierzy" wywołała wojnę hazardową?
Wpadka kilku żołnierzy w zasadzkę rzadko wywołuje wojnę. Ale rzadko – nie znaczy nigdy. Jeśli obydwie strony są już do wojny gotowe lub właśnie kończą przygotowania, każdy nawet niewielki alarm może być sygnałem do ataku. Tak się stało na naszym politycznym teatrze operacyjnym w okresie przygotowywania się do zwarcia wyborczego. Afera hazardowa dała początek od dłuższego czasu przygotowywanego starcia wyborczego PO - PiS, nazwanego dziś wojną, którą dodatkowo – z uwagi na jej bezpośrednią przyczynę, a raczej pretekst – można nazwać wojną hazardową.
PiS trochę przypadkowo i zbyt wcześnie chwycił jeńca w obozie przeciwnika i nieudolnie badając go narobił hałasu na skalę strategiczną, ujawniając przy tym swoje zamiary. PO nie miała wyjścia. Choć to jeszcze nie najlepszy dla niej czas, choć jeszcze nie wszystko przygotowane, należało przechodzić do szturmu.
Najlepszą w takich sytuacjach jest oczywiście strategia ofensywna. Nie ma sensu okopywać się i próbować zyskać czas na dokończenie nawet najwspanialej obmyślanych przygotowań. Tego się nie da robić pod ogniem. Głównodowodzący, czyli premier, dał sygnał i … kampania wystartowała. Z hasłami i retoryką kampanii wojennej. Retoryką dość ochoczo (choć z pozornymi grymasami) podjętą w sejmie.
Były marszałek (co prawda nie polny, ale sejmu), pan Ludwik Dorn od razu przywołał najmodniejszego w ostatnich latach starożytnego stratega chińskiego Sun-Tzu. I słusznie. Dodajmy jeszcze drugiego najważniejszego klasyka strategii, jakim jest niewątpliwie C. Clausewitz i spróbujmy spojrzeć na rozpoczynaną przez premiera kampanię zmagań międzypartyjnych przez pryzmat najważniejszych zasad strategii wojennej. Są wśród nich takie m.in. jak celowość działań, manewr, ekonomia sił, swoboda działania, zaskoczenie.
Moim zdaniem premier zupełnie logicznie czekającą nas jeszcze wiele miesięcy kampanię prowadzącą do osiągnięcia ostatecznego celu wyborczego podzielił – zgodnie z zasadą celowości - na dwa etapy: zadanie bliższe i zadanie dalsze. W zadaniu bliższym chce w pierwszej kolejności zminimalizować negatywne skutki afery hazardowej, aby stworzyć sobie korzystniejsze, niż dziś wyglądają, warunki do właściwej kampanii wyborczej w zadaniu dalszym. Dlatego słusznie chce przenieść jak najszybciej główne starcie z pola rządowego na bardziej dla tego zadania właściwe z punktu widzenia PO pole parlamentarne. Tam jest o wiele lepszy teren do stosowania tych wszystkich chytrości wojennych Sun-Tzu, o których wspominał marszałek (maskowanie, fortel, mylenie, podstęp, presja psychologiczna itp.).
Dokonuje więc manewru sił, przerzucając ich część z hufców rządowych do sejmowych. Jednych wojowników po to, aby tam właśnie za sobą, jak magnes, ściągali uwagę tropiącego ich przeciwnika, odciągając ją od rządu. Innych po to, aby wzmocnili potencjał harcowników, niezbędnych właśnie do ciągłego ambarasowania, angażowania, zajmowania przeciwnika. To jest w pełni zgodne z zasadą ekonomi sił na wojnie nakazującą optymalizację podziału posiadanego wojska stosownie do specyfiki i wagi poszczególnych zadań. Przerzucanie koncentracji sił z zadania na zadanie pozwala też na wojnie w ramach tej zasady bić przeciwnika częściami (najważniejsza zasada Napoleona).
Łatwo też zauważyć, że poprzez taki manewr premier może związać przeciwnika na kierunku działań osłonowych, pomocniczych po to, aby uzyskać czas na dokończenie przygotowań i zapewnić sobie swobodę działania na głównym kierunku jego zainteresowania, jakim dziś jest działalność rządowa, która powinna stworzyć jak najlepsze podstawy wyjściowe do kampanii wyborczej w zadaniu dalszym.
Najwyraźniej taki manewr nieco zaskoczył opozycję, przynajmniej w skali taktycznej. Dotyczy to zwłaszcza przesunięcia trzech ministrów z kancelarii premiera. Nie powinno to jednak być zaskoczeniem, jeśli będziemy patrzeć na ten manewr z perspektywy całej kampanii, a nie tylko jej pierwszego i trochę wymuszonego etapu. Taki ruch jest strategicznie logiczny jako uruchomienie możliwości budowy już teraz zalążka przyszłego sztabu wyborczego potrzebnego w zadaniu dalszym. Wiadomo, że są to najlepsi fachmani od kampanii wyborczej, a w uniformach ministrów rządowych takiej roli i tak nie mogliby pełnić. Wcześniej czy później te uniformy musieliby zdjąć.
W sumie wydaje się, że strategia premiera jest w powstałej sytuacji optymalna z punktu widzenia klasycznych zasad strategii. Łączy przy tym w sobie działania ukierunkowane na łagodzenie skutków kryzysu wywołanego aferą hazardową z tworzeniem warunków i swobody działania w realizacji najważniejszego zadania, jakim dla PO jest zwycięskie przeprowadzenie prezydenckiej kampanii wyborczej.
Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski