"Wojna" między dwoma ośrodkami władzy. A w mieście ziąb
Mieszkańcy Lubartowa marzną, a dwa ośrodki władzy - spółdzielnia mieszkaniowa i samorząd - nawzajem się oskarżają. W małym miasteczku na Lubelszczyźnie trwa kolejna odsłona "wojny", na której cierpią mieszkańcy.
Kiedy w piątek rano pani Magdalena z Lubartowa prowadziła do przedszkola swoje dziecko, na termometrze były 3 stopnie C. Nocą jeszcze zimniej, około zera. W październiku takie ochłodzenie to nic nadzwyczajnego. To czas, kiedy spółdzielnie mieszkaniowe piszą do lokatorów, aby odkręcili kaloryfery, bo włączą grzanie.
Właśnie na to liczyli też mieszkańcy Spółdzielni Mieszkaniowej w Lubartowie. Ale w mieszkaniu pani Magdaleny w czwartek grzejniki stały się tylko "ledwo ciepłe".
- Tego dnia na spacerze spotkałam znajomą z bloku obok. U nich nie było żadnego ogrzewania. W mieszkaniu na parterze mieli 14 stopni - relacjonuje pani Magdalena.
Podobne doniesienia szybko pojawiły się na lokalnych forach internetowych.
Jak mieszkańcy Białegostoku oceniają decyzje Hołowni? "Marne szanse"
"Na Chopina w tym momencie w mieszkaniu trochę ponad 15" - jedna z mieszkanek na dowód załączyła zdjęcie termometru. Następne komentarze to doniesienia z kolejnych osiedli: "Na 1 Maja nadal zimne". "Słowackiego 3b pi..a lodem". "Cmentarne zimno".
Jedna z lokatorek nie wytrzymała i w piątek napisała na skrzynkę redakcji WP: "Jeśli byłaby możliwość, prosimy o jakiś telefon do prezesa spółdzielni, może coś ma do powiedzenia w tej sprawie. My wynajmujemy tu mieszkanie i musimy od trzech dni grzać elektrycznie" - zaalarmowała pani Małgorzata z bloku przy Chopina.
Z panią Magdaleną z Cichej rozmawiam w piątek przed 13.
- Właśnie dotykam rurek i są zimne. Jeżdżą od rana instalatorzy, coś patrzą, sprawdzają, ale ciepła nie ma. W domu jest zimno. Mam małe dziecko, w jego pokoju wieczorami mam 18 stopni. Jest koszmarnie - relacjonuje lokatorka.
Kiedy godzinę później o ziąb pytam prezesa SM w Lubartowie, mówi tak: - 99 proc. bloków już jest odpalonych, więc nie są zimne kaloryfery - przekonuje Jacek Tomasiak.
Mylił się. W sobotę o godz. 16 pani Magdalena ponownie relacjonowała: - Przez cały piątek grzejniki były zimne. W sobotę zadzwoniłam do spółdzielni i przyszedł pan hydraulik, powiedział, że zwiększył ciśnienie i zaczęło grzać. Jednak w tym momencie grzejniki są ledwo ciepłe.
Wojna między dwoma ośrodkami władzy
Aby zrozumieć, co się dzieje w Lubartowie, trzeba wiedzieć, że w mieście są dwa ośrodki władzy. Jeden formalny: w ratuszu urzęduje już drugą kadencję burmistrz Krzysztof Paśnik (PSL). Drugi mniej formalny: Jacek Tomasiak na fotelu prezesa spółdzielni mieszkaniowej zasiada od 19 lat. Kilka lat temu z list Konfederacji ubiegał się o mandat posła. Do ubiegłego roku był też radnym. Ale w ostatnich wyborach Tomasiak już nie wziął udziału.
Tuż przed wyborami w 2024 r. został skreślony z listy wyborczej po tym, jak prywatny detektyw zdobył dowody na to, że nie zamieszkuje w mieście, tylko w domu pod Lubartowem. On sam temu zaprzeczał, ale Miejska Komisja Wyborcza wykreśliła prezesa i jego komitet stracił lidera listy. To był kolejny etap wieloletniej wojny między jednym a drugim ośrodkiem władzy w Lubartowie. Wraz z sezonem grzewczym 2025/2026 zaczął się kolejny.
Problemy z ogrzewaniem mieszkań wzięły się stąd, że spółdzielnia mieszkaniowa w tym sezonie nie korzysta już z ciepła dostarczanego przez należące do miasta Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Lubartowie.
- Spółdzielnia mieszkaniowa w całości wypowiedziała nam umowę. W związku z czym, PEC przestało dostarczać ciepło do zasobów spółdzielni z końcem sezonu grzewczego, czyli w maju 2025 roku - informuje WP Maciej Polak, przewodniczący rady nadzorczej PEC w Lubartowie.
Spółdzielnia odłącza się od miejskiego ciepła
Wypowiedzenie umowy miało związek z ogromną inwestycją spółdzielni. Za 75 mln zł (połowa pochodziła z wkładu własnego, reszta to dofinansowanie zewnętrzne) zainstalowała pompy ciepła na niemal wszystkich swoich blokach.
Prezes SM w Lubartowie wyjaśnia, że zmiana systemu ogrzewania miała na celu oszczędności.
- Ogrzewanie z PEC jest dużo droższe. W zeszłym roku uruchomiliśmy na próbę trzy bloki. Po sezonie okazało się, że na tych budynkach mamy aż 70 proc. oszczędności. Tam, gdzie przeszliśmy na pompy ciepła, ludzie dostali po 1,5-2,5 tys. złotych zwrotów za centralne ogrzewanie - przekonuje Jacek Tomasiak. Dodaje, że z czasem zwroty będą jeszcze wyższe.
Problem w tym, że zdaniem Macieja Polaka z PEC, spółdzielnia mieszkaniowa za bardzo się pospieszyła.
- Obecna sytuacja wskazuje, że spółdzielnia zakończyła współpracę z PEC mimo tego, że nie byli w stanie ogrzewać budynków w swoich zasobach. To tylko spekulacja, ale być może nie spodziewali się szybkiego nadejścia niskich temperatur na przełomie września i października - mówi przewodniczący.
Jacek Tomasiak: Winne prognozy pogody i burmistrz
Jak wynika z wyjaśnień prezesa spółdzielni, zaskoczenie pogodą to prawda, ale tylko częściowo.
- 20 września u nas w Lubartowie było 31 stopni. 26 września wasza prognoza z Wirtualnej Polski mówiła, że następny tydzień też będą temperatury w granicach 20 st. C. Gdybym ja wiedział, że 27 września zarówno wasz portal jak i wszystkie media podadzą, że rozwinął się zimny front, który 29 września spowoduje, że będziemy mieli 10 stopni i deszcz, to ja już wcześniej załączyłbym urządzenia. A tak zareagować mogłem dopiero 29 września w poniedziałek - tłumaczy w rozmowie z WP prezes SM w Lubartowie Jacek Tomasiak.
Z czego wynika problem? Na 71 blokach należących się spółdzielni znajduje się 500 pomp ciepła. I nie da się ich włączyć równocześnie. Ale prezes zapewnia, że jak już udało się je włączyć, to będzie tylko cieplej.
Według Jacka Tomasiaka większy problem dotyczy tylko pięciu bloków. I wini za to burmistrza.
- Chodzi o osiedle Szaniawskiego, gdzie, aby wykonać prace związane z inwestycją, PGE musiała wejść na działkę miejską. A co zrobił burmistrz? W związku z tym, że nie pała do mnie sympatią, wyraził PGE tylko zgodę warunkową, która wygląda tak, że burmistrz się zgodził, ale wymusił uzyskanie zgody od wszystkich współużytkowników wieczystych. A tymczasem jeden z nich zmarł. I PGE utknęło decyzyjnie, zgodę na pozwolenie na budowę będzie miało dopiero 2 grudnia - relacjonuje Jacek Tomasiak.
- Ale znaleźliśmy alternatywę dla tych biednych ludzi. Zakładamy na razie liczniki awaryjne, które pozwolą uruchomić przynajmniej na 70 proc. mocy nasze urządzenia - zapewnia prezes. Pełną moc i maksymalną temperaturę uda się uzyskać dopiero po zakończeniu inwestycji przez PGE, czyli być może w zimie.
Prezes i burmistrz. "Jak dzieci w piaskownicy"
Osoby znające sytuację polityczną w mieście zarzucają, że inwestując w ciepło, prezes chciał szybko odejść od ogrzewania miejskiego, właśnie dlatego, że jest w konflikcie z burmistrzem.
- Zarząd spółdzielni postanowił realizować swoje cele za wszelką cenę, tworząc je jako element gry politycznej i biorąc mieszkańców za zakładników, zupełnie nie licząc się z kosztem, który ponosić będą lokatorzy - mówi WP osoba znająca sytuację polityczną w mieście.
Prezes spółdzielni przyznaje, że on i burmistrz Krzysztof Paśnik, za sobą nie przepadają.
- Ta nienawiść do mnie nie jest od wczoraj. To jest od wielu miesięcy i lat. Ale jeżeli pan burmistrz mnie nie lubi, to niech przyjedzie i mi odłączy ciepło. A jak ja go nie lubię, to jemu odłączę ciepło. Ale nie zachowujmy się jak dzieci w piaskownicy, żeby robiąc drugiemu na złość, cierpieli obywatele - zarzuca Jacek Tomasiak.
Burmistrz Lubartowa: Informacje prezesa są fałszywe
Swoją narrację prezes spółdzielni przedstawia w należącej do niego telewizji kablowej. Burmistrz do zarzutów odniósł się w mediach społecznościowych. Stwierdził, że informacje prezesa o zablokowaniu przez niego możliwości przebudowy linii energetycznej są fałszywe. Przedstawił dokumenty, z których wynika, że inwestor, aby prowadzić prace, musiał uzyskać zgody wszystkich użytkowników wieczystych. Przekonywał też, że żadnej innej decyzji podjąć nie mógł.
"Zarząd spółdzielni wypowiadając umowę z PEC wiedział, że nie jest gotowy do zapewnienia ogrzewania budynków przy ul. Lipowej, Słowackiego, Cmentarnej i Szaniawskiego" - uważa Krzysztof Paśnik.
"Jako Burmistrz, nie mam kompetencji do podejmowania za Zarząd Spółdzielni decyzji o inwestycjach ani o wyborze sposobu ogrzewania. Łączę jednak z Państwem wyrazy ubolewania nad sytuacją, w której znaleźliście się na skutek działań Zarządu Spółdzielni i w której są Państwo dalej wprowadzani w błąd przez osoby obiecujące sukces w sprawie, której nie umieją podołać" - dodał Paśnik.
Burmistrz dodaje, że miejska spółka PEC w dalszym ciągu jest gotowe dostarczać ciepło do bloków spółdzielczych, ale nikt ze spółdzielni nie wyraził zainteresowania taką umową.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl