Władza unika tematu pani Joanny. Posłanki PiS‑u "nie słyszały o sprawie"
PiS unika tematu nagrań z udziałem policjantów interweniujących wobec pani Joanny. Kobieta została upokorzona przez policjantów podczas traumatycznej wizyty w krakowskim szpitalu. Posłanki partii rządzącej, pytane przez Wirtualną Polskę, twierdzą, że nie słyszały o sprawie lub nie widziały materiału, którym żyje dziś Polska.
14 czerwca, Sejm. W Sali Kolumnowej zbiera się klub parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości. Prezes Jarosław Kaczyński wzywa swoich posłów do "walki o prawdę" - tak, by "odkłamywać" twierdzenia opozycji i "wrogich PiS-owi mediów" o tym, że zaostrzenie prawa aborcyjnego doprowadza do śmierci kolejnych kobiet (kulisy opisywaliśmy tutaj).
Tuż przed tym umiera pani Dorota, której lekarze z Nowego Targu - nie chcąc przerwać ciąży zagrażającej życiu - nie zdecydowali się pomóc.
Sprawa stała się politycznym problemem, z czego doskonale zdawał sobie sprawę lider PiS-u.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziś głośno jest o innym przypadku - pani Joanny, która zażyła tabletkę wczesnoporonną i stała się obiektem kontrowersyjnej interwencji funkcjonariuszy policji (o szczegółach piszemy tutaj).
Sytuacja - ujawniona w "Faktach" TVN - wywołała oburzenie. Interwencję podjęły już polityczki Lewicy, oświadczenie wygłosił Donald Tusk, a głos w tej sprawie kolejno zabrały m.in. policja (która broni swoich funkcjonariuszy), Naczelna Izba Lekarska, pełnomocniczka pani Joanny i Rzecznik Praw Pacjenta (wymienione instytucje domagają się wyjaśnień i krytycznie odnoszą się do zajścia w krakowskim szpitalu).
PiS unika tematu pani Joanny
Politycy PiS jednak niechętnie wypowiadają się na ten temat. Na korytarzach sejmowych ich nie ma, a dodzwonić się trudno.
Posłanki, które odebrały telefon, tłumaczyły, że nie zdążyły się jeszcze zapoznać ze sprawą.
- Nie znam tematu - odpowiedziała nam posłanka Anna Kwiecień, reprezentująca parlamentarny zespół ds. policji. Wyjaśniła, że wieczorem nie śledziła mediów ze względów rodzinnych, a dzień później występowała w prorządowej telewizji, gdzie rozmawiała m.in. o polityku PO Grzegorzu Schetynie.
Parlamentarzystka w rozmowie z WP po chwili jednak nawiązała do sprawy pani Joanny, stwierdzając, że tabletkę poronną w Polsce można przyjąć wyłącznie na receptę ("lekarze się tego domagali, bo to bomba hormonalna"). Nasza rozmówczyni przyznała, że nie wie, dlaczego lekarka z krakowskiego szpitala dzwoniła na policję. Powiedziała też, że należy zbadać wszelkie okoliczności dotyczące nagrania z udziałem funkcjonariuszy.
O sprawie nie słyszały inne posłanki PiS, do których dzwoniliśmy. - Szanowny panie, nic nie słyszałam. Jadę samochodem - powiedziała nam Lidia Burzyńska. To samo przekazała nam aktywna w mediach społecznościowych posłanka Marta Kubiak.
W tej sprawie zadzwoniliśmy również m.in. do posłanek Teresy Glanc, Ewy Kozaneckiej, Dominiki Chorosińskiej, Bożeny Borys-Szopy czy wicemarszałek Senatu Marii Koc. Żadna nie zechciała porozmawiać o sprawie. Na antenie TVN24 Józefa Szczurek-Żelazko dobę po emisji reportażu stwierdziła, że go nie widziała, a Marek Suski uznał, że w tym czasie lepiej było obejrzeć serial "Reset".
Głos zabrały za to dawne koalicjantki PiS-u z Porozumienia: Magdalena Sroka (była policjantka) oraz Iwona Michałek. Obie zasiadają w parlamentarnym zespole ds. policji.
Sroka nie ma wątpliwości: - Jestem zdziwiona, że policjanci nie stosowali się do poleceń lekarzy. To nie policjanci stanowią prawo. Oni je tylko egzekwują. Sytuacja nie wymykała się spod kontroli, była opanowana przez lekarzy, a pani Joanna nie chciała interwencji policji, bo nie było ku temu żadnych podstaw. A tym bardziej żadnych podstaw do odbierania komputera czy telefonu.
Jak mówi nam posłanka: - Sądzę, że policjanci chcieli się "wykazać". Służby państwowe na słowo "aborcja" stają na baczność i z obawy przed tym, by nie zarzucono im niepodejmowania interwencji w tak ważnej dla PiS-u sprawie, podejmują czynności na wyrost. Skandaliczna sytuacja, doprowadzająca do zagrożenia życia kobiety.
Podobnie uważa Iwona Michałek. - Ta sytuacja godzi nie tylko w panią Joannę, ale we wszystkie kobiety w Polsce. Tak po prostu być nie może. Bo to żadne państwo prawa. A zachowanie służb wynika dziś z atmosfery, jaka panuje w Polsce z winy PiS-u i Trybunału Konstytucyjnego - mówi.
Tusk wzywa na marsz
Sprawę wykorzystuje opozycja, która domaga się dymisji szefa policji, mówiąc o "barbarzyńskim prawie" antyaborcyjnym wprowadzonym przez władzę. Lider PO wezwał w środę do "Marszu miliona serc" 1 października. Jak tłumaczył, to skutek "bezduszności aparatu pisowskiego państwa".
"Atak prokuratury i policji na kobietę szukającą pomocy w szpitalu to dopiero początek" - komentował wcześniej na Twitterze Donald Tusk.
Później mówił, że "odwaga pani Joanny pokazuje, że nawet pojedyncza osoba, jeśli ma odwagę zabrać głos, postawić się tej władzy, może przyczynić się do zmiany".
- To nie tylko pani Joanna została upokorzona i ugodzona w samo serce. Pamiętamy Izę z Pszczyny, tragiczne przypadki z Częstochowy, Nowego Targu. Nie chcę mnożyć tych przykładów, bo nie chodzi tylko o to, co dzieje się z polską kobietą, którą spotyka bezduszność machiny państwowej, wręcz zmasowany atak służb państwowych. Mówimy dzisiaj także o tym, że Polska pod rządami PiS to nie tylko policjant, prokurator, ksiądz (...), to też zakusy PiS-owskiej władzy, potrzeba Kaczyńskiego i Ziobry, żeby wchodzić w nasze, wasze życie w każdym aspekcie - przekonywał Tusk w otoczeniu polityków KO.
Na te słowa PiS jeszcze nie zareagowało. Sztabowcy partii rządzącej byli w środę zajęci między innymi zakłócaniem konferencji prasowych polityków Koalicji Obywatelskiej.
PS Dzień po naszej publikacji pytaliśmy o sprawę rzecznika rządu. Piotr Mueller przyznał, że jeśli funkcjonariusze popełnili błąd, to powinni ponieść konsekwencje. Fragment rozmowy we fragmencie poniżej.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski