PublicystykaWitwicki: Pożegnanie Wiosny (Opinia)

Witwicki: Pożegnanie Wiosny (Opinia)

Zaduszki to dobra okazja, by powspominać Wiosnę. Formację, której polityczna śmierć od pewnego czasu była tak oczywista, że nikt jej nawet nie zauważył. Bo Wiosna to partia, która umarła za życia. Jej poprzednicy tacy, jak Ruch Palikota czy Nowoczesna ginęli w mękach albo celebrowali swoją agonię. Wiosna odeszła, zanim na dobre zaczęła istnieć.

Witwicki: Pożegnanie Wiosny (Opinia)
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta

Zgodnie z polską tradycją na początku listopada wspominamy tych, którzy odeszli. Z Wiosną rozstali się ci, którzy mieli być jej filarami: Sylwia Spurek, Marcin Anaszewicz, Michał Syska czy Małgorzata Marenin. Jednak nie nazwiska są tu najważniejsze. Z Wiosny wyparowały idee. Na początku stycznia politycy Wiosny, wraz z SLD, stworzą wspólną formację pod nazwą Lewica. Jeśli tak się stanie, to będzie to chichot historii. W dodatku dość krótkiej.

Biedroń tworząc Wiosnę, jak ognia unikał słowa "lewica". To słowo źle mu się kojarzyło. Lider wiosny chciał być "progresywny". Inspirowali go nie bohaterowie lewicy, a liberalny Macron. Progresywizm to był szerszy pomysł na partię, która nazwę mogłaby wtedy spokojnie ukraść formacji, którą zakładał Ryszard Petru. Bo najważniejszym zadaniem było przekonanie wyborców, że reprezentuje się nowoczesność. Sama lewicowość miała być w tej układance wykorzystana bardzo instrumentalnie. Była przydatna tam, gdzie robiła wrażenie progresywnej.

W chwili, gdy machina wyborcza Wiosny zaczęła się rozkręcać okazało się, że Robert Biedroń jest na wakacjach. Oczywiście nie ma nic złego w odpoczywaniu, ale oczywiste jest to, że Kaczyński, Schetyna, Kosiniak- Kamysz czy Czarzasty nie jechaliby w takim momencie Nikaragui. Instagramowe pozdrowienie stopą od Biedronia było sygnałem ostrzegawczym dla pełnych entuzjazmu działaczy: czy aby na pewno, to wszystko jest na serio?

Niska wycena

Ostatecznie Polacy pomysł na start w wyborach do Europarlamentu wycenili na 6 proc. Na tyle dużo, by przetrwać i walczyć o więcej.

Pojawiła się też pokusa, którą był mandat dla lidera. Tego samego, który jeszcze kilka tygodni wcześniej mówił, że jako premier będzie zmieniać Polskę. Biedroń stanął przed prostym wyborem: wygodne życie albo mozolna budowa partii, która może w przyszłości namieszać. Praca nad partią jest oczywiście niewdzięczna, męcząca i nie musi się wcale skończyć z sukcesem. Nikt nie gwarantuje przecież, że terenowe objazdy i wspólne zebrania wraz z działaczami z powiatu sejneńskiego zaowocują zwycięstwem wyborczym. Gwarantowana jest jednak porażka, gdy się tego nie zrobi. Jeśli chce się walczyć o więcej, to trzeba budować struktury. Show w rodzaju biedroniowej "Burzy mózgów" może być początkiem, a nie końcem pracy w terenie. Nie da się podbić kraju siedząc w Brukseli. Lider Wiosny wolał własną wygodę niż formację. W chwili, gdy piszę te słowa, Biedroń jest na wakacjach.

Koniec Wiosny, to nie jest nawet spektakularny upadek partii. Najbardziej pasuje tu biznesowa siatka pojęciowa: zakończenie projektu. Prywatne cele zostały osiągnięte: pensja w Europarlamencie, miejsce w Sejmie dla bliskich. Resztę można wystawić na Allegro. Pytanie tylko, co z tymi, którzy uwierzyli w wizje Biedronia? Liderzy Wiosny już niedługo będą tłumaczyć, że swoje polityczne marzenia będą realizować wraz z SLD. Jeszcze niedawno chcieli posłać tę partię do piachu. Wszystko wskazuje na to, że jedyne, co udało się im zabić, to marzenia tych, którzy im zaufali.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)