Wiesław Dębski: już raz związkowcy zostali potraktowani jak pętaki
Przeminęły burze, przeminęły wichury. Na koniec wyjrzała tęcza. Strony widowiska (rząd i związkowcy) spojrzały wreszcie w swoją stronę. Wydawało się, że mogą zająć się naprawdę ważnymi sprawami. Ale nie – one dalej pomrukują, dalej prężą muskuły - pisze Waldemar Dębski w felietonie dla WP.PL.
18.09.2013 | aktual.: 23.09.2013 14:32
Czytaj także wcześniejsze felietony Wiesława Dębskiego
Szczególnie po stronie rządu, który udaje, że nie rozumie reguł gry związkowej. Jakby jego ministrowie zapomnieli, dlaczego spór rząd – „Solidarność” przybrał personalny garnitur Tusk – Duda. Cofnijmy się więc o kilkanaście miesięcy: Piotr Duda przyniósł do sejmu 2 mln podpisów w sprawie referendum dotyczącego wieku emerytalnego (wylądowały w koszu). Z trybuny sejmowej wygłosił świetne przemówienie, bardzo merytoryczne. I co odpowiedział premier? Donald Tusk nazwał szefa największej centrali związkowej pętakiem! Doprawdy trudno po takim dictum usiąść przy jednym stole.
Warto też przypomnieć, jak to szef PO, będącej wówczas w opozycji, w swym wystąpieniu sejmowym odmawiał premierowi Markowi Belce zdolności honorowej („gdyby pan miał poczucie honoru” – powtarzał kilka razy). Choć nie użył tego słowa, to potraktował ówczesnego szefa rządu również jak pętaka.
Pamiętamy też zapewne te tłumy polityków PO biegających latem 2007 roku do Białego Miasteczka, założonego przez pielęgniarki przed kancelarią premiera Jarosława Kaczyńskiego. Kilka lat później, gdy pielęgniarki postanowiły protestować w sejmie, ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz nakazała straży marszałkowskiej, by je wyprowadziła.
Tak właśnie tworzy się wizerunek PO i jej rządu… I zgodnie z tym wizerunkiem do soboty lekceważono sobie ludzi zjeżdżających do Warszawy. Gdy jednak władze PO zobaczyły te tłumy na ulicach poszły po rozum do głowy i zmieniły przekazy dnia. Zapraszając związkowców do… Komisji Trójstronnej. Ale znów na swoich warunkach, w nadziei – mam takie wrażenie - że Duda z Guzem jednak nie przyjdą.
I pan premier rzeczywiście otrzymał czarną polewkę. Z jednego powodu: raz już związkowcy zostali potraktowani, jak pętaki (że użyję ulubionego słowa Donalda Tuska). W marcu obie strony rozmawiały o elastycznym czasie pracy, umówiły się na kwiecień. Pan premier jednak łaskawie do Komisji Trójstronnej raczył przybyć (na konsultacje w tej sprawie) pod koniec czerwca, gdy w sejmie kończono już prace nad odpowiednią ustawę. Prawda, że sprytna zagrywka? Ale okazało się, że lud wcale nie taki głupi i tuskowych sztuczek nie kupuje. I za to woła: hola, hola, nie tak szybko. Moim zdaniem, nic w tym dziwnego. W Komisji Trójstronnej załatwia się sprawy trzech stron. Dzisiaj najważniejsze jest jednak nawiązanie dialogu rządzący – związkowcy (ci drudzy, to ważna część społeczeństwa obywatelskiego, miłego zapewne państwu z Platformy Obywatelskiej)
.
Oczywiście, źle by było, gdyby Piotr Duda i Jan Guz chcieli za jednym zamachem, lekką ręką załatwić wszystkie swoje postulaty, ale jeszcze gorzej będzie jeżeli rząd użyje tego jako wytrychu, by rozmów uniknąć. Dzisiaj bowiem najważniejsze jest określenie, co jest najważniejsze w tym momencie, inne postulaty zostawiając na później. Zresztą, dzisiaj najważniejsza jest sama rozmowa! Przekonanie do czystości intencji obu stron. A z tym jest problem. Moim zdaniem związkowcy przelicytowali z groźbami obalenia rządu, by pokazać swoją determinację i zaostrzyć stanowisko. Z kolei Donald Tusk napina muskuły nie dlatego (chyba?), że nie chce porozumienia. Raczej wykorzystuje tę sprawę, by pokazać swojemu elektoratowi i swojej partii: zobaczcie, nadal jestem wodzem, nadal jestem twardy, jak kamień. A partia i elektorat tę grę kochają.
Takie było tło ostatniego sporu, który rządowi służył wyłącznie do realizacji własnych, politycznych celów. Dzisiaj – jeśli chcemy mieć spokój społeczny - te cele należy zweryfikować, tak by nie tyczyły one wyłącznie Platformy, jej rządu, jej elektoratu, lecz nas wszystkich.
I na koniec, zupełnie na marginesie. Przy tej okazji wyraźnie zauważyłem, jak bardzo zbliża się lud platformerski do ludu smoleńskiego. Ten sam język, ta sama pogarda dla inaczej myślących, to samo lustrowanie życiorysów. Aż chce się powiedzieć: bijcie się między sobą, nas zostawcie w spokoju…
Wiesław Dębski