Chaotyczne decyzje Błaszczaka. Wojsku brakuje nawet kurtek
Polska armia jest w trakcie ogromnych zmian. Jedne pomysły są całkiem rozsądne, inne powodują ból zębów ekspertów i żołnierzy. Minister Mariusz Błaszczak jest jednak dumny ze swoich dokonań i planuje paradę, jakiej jeszcze nie było.
15.08.2023 | aktual.: 15.08.2023 13:11
Ostatni rok minął pod znakiem przekazywania starego sprzętu Ukrainie i szaleńczych wręcz zakupów prowadzonych bez przetargów, analiz i z nieznacznym udziałem polskiego przemysłu. Akcja obfitowała w wiele wpadek, w tym kilka takich, które poważnie nadwyrężyły wizerunek Sił Zbrojnych i Ministerstwa Obrony Narodowej.
Potężne zakupy są związane z zapowiedziami ministra Błaszczaka, że chce zbudować największą armię lądową w Europie. Chce to zrobić w ciągu dwóch lat, nie oglądając się na możliwości krajowego i światowego przemysłu zbrojeniowego, toczącą się na Ukrainie wojnę, która pochłania ogromne ilości materiałów wojennych, oraz na budżet kraju, który pęka w szwach.
Szaleńcze zakupy
Dla armii ostatni czas był słodko-gorzki. Z jednej strony w końcu została podpisana umowa ramowa na system przeciwpancerny Ottokar-Brzoza, który w końcu zastąpi ponadpięćdziesięcioletnie pociski Malutka przenoszone na równie leciwych pojazdach BRDM. Zamówiono pierwszą z fregat rakietowych Miecznik i trzy kolejne niszczyciele min Kormoran II.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z drugiej strony zostały kupione samobieżne haubice K9, które są bezpośrednią konkurencją dla polskich Krabów, a także nieużywane w żadnej armii na świecie śmigłowce S-70i Black Hawk. Zostało też wysłane pytanie ofertowe w sprawie zakupu ciężkich śmigłowców transportowych AW101 dla Wojsk Aeromobilnych. To ciężkie śmigłowce o udźwigu średnich maszyn. Ich koszty utrzymania są tak wielkie, że nawet kraj producenta pozbył się ich z Sił Powietrznych.
Największe kontrowersje budzą jednak zakupy w Korei Południowej, które są prowadzone wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi i zasadom prowadzenia postępowań dla armii. Zwykle badane są jej potrzeby, organizowane testy porównawcze, w końcu sprawdzane korzyści dla własnego przemysłu zbrojeniowego. W przypadku Mariusza Błaszczaka można mieć wrażenie, że kupuje wszystko, co lobbyści zapakują w odpowiednio błyszczący papierek.
W ten sposób Wojska Lądowe aktualnie posiadają pięć różnych typów czołgów. Choć wydaje się, że docelowo głównym pojazdem pancernym będzie koreański K2, do 18. Dywizji Zmechanizowanej trafią amerykańskie Abramsy, Leopardy znajdą się w rezerwie, a T-72 i PT-91 trafią ostatecznie na Ukrainę.
Zakupy śmigłowcowców stanowią inną kategorię, ponieważ takiego galimatiasu, jaki stworzyli ministrowie Macierewicz i Błaszczak nie było jeszcze w historii żadnej armii na świecie. Już od kilku lat kontrolerzy NIK mają przy nich sporo pracy, a zapowiada się, że nie jest to koniec.
Mądre zakupy
Do bardzo dobrych zakupów można zaliczyć systemy przeciwpancerne Ottokar-Brzoza, które będą produkowane w kooperacji z Brytyjczykami. Dzięki temu pułki przeciwpancerne w końcu doszusują do XXI wieku. Na razie żołnierze oddziałów przeciwpancernych zatrzymały się na etapie lat. 70. XX w.
Nosicielem systemu ma zostać Tatrosan – pojazd opracowany przez czesko-polskie konsorcjum składające się z Tatra Export i Huty Stalowa Wola. Docelowo pojazd ma być produkowany w fabryce Autosan, która należy do HSW i Pit-Radwar.
Równie dobrym zakupem jest rozpoczęcie programu Miecznik. Na razie została rozpoczęta budowa pierwszej fregaty. Mają ją budować polskie państwowe stocznie, co nie jest dobrym prognostykiem, zważywszy na ciągnące się perypetie z remontami okrętów Marynarki Wojennej i budowę dla Szwecji kadłuba okrętu rozpoznawczego.
Kontrakt ze Szwedami dał jednak Polsce dobrą pozycję wyjściową do podpisania umowy z konsorcjum Saab na okręty rozpoznawcze programu Delfin. MON skorzystał także z opcji zamówienia trzech kolejnych niszczycieli min typu Kormoran II. I jest to wielki sukces Błaszczaka, który w końcu ruszył z dużymi zakupami dla zaniedbywanej Marynarki Wojennej.
Kompletna porażka
Największą wadą zakupów Błaszczaka jest niemal całkowite ignorowanie rzeczywistych potrzeb armii i polskiego przemysłu obronnego. Minister kupuje kompulsywnie i nie zawsze to, co rzeczywiście jest potrzebne armii i zgodnie z wypracowywaną wiele lat doktryną.
Przykładem są śmigłowce AW101, które są znakomitymi maszynami, ale zupełnie zbędnymi polskiej armii. Podobnie jest ze śmigłowcami S-70i, które są z powodzeniem wykorzystywane przez służby cywilne, ale nie przez wojsko.
W dodatku wiele zakupów wprost uderza w polskie fabryki zbrojeniowe. Sprawa kupna haubic samobieżnych K9 jest znana. Mniej znana jest kwestia zakupu kolejnych systemów Javelin, choć Mesko produkuje porównywalne i znacznie tańsze kierowane pociski przeciwpancerne Piorun. Również podobnie wygląda kwestia zakupu bezzałogowych statków powietrznych, produkowanych przez WB Electronics.
Brakuje za to podstawowego wyposażenia żołnierzy. MON koncentruje się na medialnych zakupach. Tymczasem polscy żołnierze nadal nie posiadają na wyposażeniu zimowych kurtek, których brak dał się odczuć zimą 2022 r. podczas kryzysu migracyjnego na granicy z Białorusią.
Wówczas brakło także kontenerów mieszkalnych i odpowiedniego wyposażenia punktów kontrolnych. Żołnierze ogrzewali się paląc drewnem w beczkach po ropie, a jedynym zabezpieczeniem przed wiatrem i deszczem były plandeki, kupowane w sklepach ogrodniczych. Do dziś niewiele się zmieniło.
Lista brakującego sprzętu jest bardzo długa. Np. na etacie pokojowym kamizelka z wkładem balistycznym przysługuje co piątemu żołnierzowi. Dopiero podczas wojny mają otrzymać je wszyscy. Nijak się to ma do zapewnień mówiących o tym, że żołnierz ma się szkolić na sprzęcie, na którym ma walczyć. W tym przypadku główną winę ponoszą przepisy zupełnie nie nadążające za rozwojem Sił Zbrojnych i zmieniającą się sytuacją.
Ciosy wizerunkowe
Upadek rosyjskiej rakiety pod Bydgoszczą nie był tylko ciosem wizerunkowym, a przede wszystkim bardzo istotnym powodem dla odwołania ministra ze stanowiska. Ten wykpił się jednak, zrzucając winę na generalicję. Sprawą zajmuje się NIK, a przecieki z kontroli dowodzą, że wojsko zachowało wszelkie procedury.
Od tamtego czasu najważniejsi polscy generałowie nie pokazywali się w towarzystwie ministra. Zapewne podczas święta będzie inaczej, jednak animozje i brak zaufania pozostały. Nie licząc politycznych nominatów, generałowie patrzą na ministra niezbyt przychylnym okiem. Z kolei minister stał się obiektem żartów, które pogłębiły się podczas poszukiwań balonu rozpoznawczego, a ostatnio w podczas poszukiwań zagubionego zapalnika pocisku rakietowego.
Mało brakowało, a 15 sierpnia Błaszczak nie tylko odbierałby defiladę, ale także byłby świadkiem protestu cywilnych pracowników MON, którzy od lat zarabiają znacznie poniżej najniższej pensji krajowej, ponieważ od lat tabela płac nie była aktualizowana.
Dlatego dochodzi do takich kuriozów, jak 70-procentowa comiesięczna premia, która ma wyrównać zarobki do poziomu akceptowalnego przez prawo. Problem w tym, że składka emerytalna jest odprowadzana jedynie od stawki podstawowej. Oznacza to w przyszłości głodowe emerytury. MON uciekł przed blamażem podpisując tymczasowe porozumienie. Protestu nie będzie. Przynajmniej do września.
Wyzwania
Plany modernizacji i powiększenia armii są tak bardzo ambitne, że aż nierealne bez wpędzenia Polski w ogromne zadłużenie. O tym MON również stara się nie mówić, a o wielkości zaciągniętego kredytu polski podatnik wie dzięki koreańskim mediom. Budowa armii może się rozbić właśnie o olbrzymie koszty utrzymania wielotysięcznej armii i brak ludzi.
Wiele z zakupów Błaszczaka jest jedynie propagandową zagrywką. Zapowiadał kupno 1000 koreańskich czołgów – umowę podpisano na 180 maszyn. Śmigłowce S-70i jedynie nieznacznie poprawiają możliwości Sił Zbrojnych. Podobnie, jak tworzenie nowego korpusu, który nowym nie będzie.
Resort obrony stara się pokazać, że robi bardzo dużo w sytuacji zagrożenia. Jednak im bardziej stara się pokazać, ile robi, tym jego działania są bardziej chaotyczne i pozbawione logiki. Niestety to nie politycy będą musieli się przez lata zmagać z kolejnymi problemami, a żołnierze, których nikt nie pytał o zdanie.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski