Kampania PiS zdemaskowana. Generał nie zostawia suchej nitki na władzy
- Żołnierze nie mogą być wciągani w sympatie czy antypatie polityczne - mówi WP gen. Mieczysław Bieniek. Irytacja wśród wojskowych narasta, bo PiS przekroczyło przed wtorkową defiladą kolejne granice, gdy Jarosław Kaczyński prowadził kampanię na wojskowych piknikach. W sprawie rozformowania jednostek też są niemałe wątpliwości.
15.08.2023 | aktual.: 15.08.2023 07:30
W poniedziałek w Uniejowie, w województwie łódzkim, zorganizowano jeden z niemal 70 pikników "Silna Biało-Czerwona" z okazji przypadającego we wtorek Święta Wojska Polskiego. Jak zapowiadał minister obrony Mariusz Błaszczak, pikniki te miały być pokazem siły, jedności i reakcją na to, co się dzieje przy polskiej granicy.
Oficjalnie pikniki są organizowane przez Wojsko Polskie, a nie przez PiS. Jednak w swoim wystąpieniu Jarosław Kaczyński od razu przeszedł do kwestii politycznych. - Jesteśmy jedyną partią, która gwarantuje w Polsce równość - przekonywał.
W niedzielę razem z politykami PiS Kaczyński gościł na podobnym pikniku wojskowym w Zawichoście, w województwie świętokrzyskim.
W poniedziałek rano minister Błaszczak, przy okazji czwartego pytania referendalnego, zaatakował Platformę Obywatelską. - Donald Tusk i jego ekipa najpierw likwidowali jednostki wojskowe na wschodzie Polski, potem krytykowali nas za to, że zbudowaliśmy barierę na granicy z Białorusią, a następnie zapowiadali jej likwidację - mówił w spocie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według gen. Mieczysława Bieńka, byłego zastępcy Dowódcy NATO ds. Transformacji i doświadczonego żołnierza, sprawy bezpieczeństwa i sił zbrojnych powinny być ponad podziałami politycznymi. - Żołnierze nie mogą być wciągani w sympatie bądź antypatie polityczne - podkreśla były wojskowy.
I przypomina głośny incydent w Australii, który odbił się szerokim echem na całym świecie.
- Kilka lat temu minister obrony narodowej Australii na spotkaniu z żołnierzami zaczął mówić o jedności partii politycznej. Podszedł do niego szef Sztabu Generalnego Australii, szepnął mu coś do ucha i minister natychmiast zszedł ze sceny. Wystarczyło powiedzieć, że jest to spotkanie z żołnierzami, na którym nie mówi się o politycznych tematach. Oczywiście, że żołnierz jest obywatelem i ma prawo głosu. Ale nie łączmy go w żaden sposób z polityką - ocenia gen. Bieniek.
Zdaniem byłego zastępcy Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk. rez. Macieja Matysiaka, armia musi być apolityczna i nie powinna być narzędziem polityków w kampanii wyborczej.
- Armia nie może kreować polityki. Powinna słuchać rządzących, ale w obliczu zewnętrznego zagrożenia nie powinna być wykorzystywana do walki wewnętrznej z opozycją. Posługiwanie się do celów politycznych mundurem oznacza powrót do socjalizmu. Wojsko nie jest od prowadzenia polityki. A politycy nie powinni się wspierać siłami zbrojnymi w kampanii - podkreśla były wiceszef SKW, ekspert fundacji Stratpoints.
Rozformowywanie jednostek? Tendencje w całym NATO
Płk Matysiak, pytany o likwidację jednostek wojskowych, o których wspominał minister Mariusz Błaszczak, przyznaje, że miało to miejsce i było częścią procesu modernizacji polskiej armii.
- W ramach restrukturyzacji Wojska Polskiego, w przeszłości, niektóre jednostki były rozwiązywane. Pamiętajmy jednak, że likwidowano jedne, by utworzyć nowe. Ten proces modernizacji kilka lat temu odbywał się wolniej niż obecnie. Ale też uwarunkowania były inne. Nie było czasowej presji, i nie było podwyższonego poziomu zagrożenia. Obecnie trend zakupowy w polskim wojsku przyspieszył, ale jest chaotyczny - komentuje były wiceszef SKW.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że według przyjętej przez Sejm 25 maja 2001 roku ustawy o przebudowie i modernizacji technicznej oraz finansowaniu Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej - do 2003 roku w polskiej armii miało być maksymalnie 150 tys. zawodowych żołnierzy. Wokół tej sprawy był polityczny konsensus. "Za" głosowali posłowie SLD i AWS. Także obecny prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Według dr. Michała Piekarskiego z Instytutu Studiów Międzynarodowych PAN, zmniejszanie armii i wynikające z tego rozformowywanie jednostek było nie tylko rezultatem politycznego porozumienia, ale odpowiadało też tendencjom w całym NATO w pierwszej połowie XXI wieku.
- Od lat 90. panował konsensus, że duża armia oparta na powszechnym poborze i dużej liczbie sprzętu nie jest najlepszym rozwiązaniem i każde kolejne rządy, każdy kolejny program modernizacji armii zakładał, że będziemy modernizować, unowocześniać armię, ale będzie ona coraz mniejsza - mówił ekspert w rozmowie z TVN24.
"Trzeba to robić z głową"
Jak dzisiaj podkreśla płk Matysiak, modernizacja w polskiej armii jest potrzebna. - Trzeba modernizować, podnosić zdolność bojową, kupować nowe rodzaje broni. Tylko trzeba to robić z głową. Zwracać uwagę na zależność kosztów do efektów. Łatwo jest kupić bardzo drogo i bezsensownie przepłacić - uważa płk rez. Maciej Matysiak.
W nawiązaniu do modernizacji armii ekspert przypomina ministrowi obrony narodowej Mariuszowi Błaszczakowi o bardzo ważnym szczególe.
- Dzisiaj szef MON Mariusz Błaszczak ogłasza polskie plany zakupowe, ale nie słyszymy o szkoleniach. Trzeba pamiętać, że zakup sprzętu to ok. 1/3 wartości nakładu, a 2/3 to dodatkowe koszty – szkolenie, infrastruktura, logistyka, zabezpieczenie. Jesteśmy w przededniu zgody amerykańskiego Kongresu na zakup w USA 96 śmigłowców bojowych Apache. Bardzo dobra decyzja. Tylko pamiętajmy, że do latania potrzebna jest dwuosobowa załoga: pilot i operator. Jak łatwo policzyć musimy mieć blisko 100 pilotów i tyle samo operatorów. W Dęblinie po ukończeniu studiów rocznie 30 pilotów może usiąść za sterami Apache. Jeśli doliczymy do tego śmigłowce transportowe i podobną liczbę obsługi, to będziemy gotowi za 10 lat - podkreśla były zastępca Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
I zadaje pytanie: co z tego, że kupimy supernowoczesne śmigłowce, jak nie będziemy mieli obsługi do nich?
- Zgadzam się, że modernizacja jest nam nadal potrzebna, ale systemowa i zintegrowana - podsumowuje.
Przypomnijmy, w czwartym pytaniu referendalnym minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak pyta Polaków: "Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi"?
Jak przekonuje w spocie PiS, "o sprawach bezpieczeństwa, które dotykają bezpieczeństwa, powinni decydować obywatele. Polska może stać się kolejnym celem Putina. A nasze bezpieczeństwo jest realnie zagrożone. Dlatego konsekwentnie wzmacniamy Wojsko Polskie oraz budujemy zaporę na granicy z Białorusią i Rosją".
- To absurdalne pytanie w referendum, bo nikt nie chce płotu rozbierać. Tym bardziej, kiedy widzimy, że ze strony Białorusi mnożą się próby nielegalnego wtargnięcia na nasze terytorium. W referendalnym spocie użyto sił zbrojnych do politycznej walki z opozycją. W mojej ocenie jest to niestosowne i niedopuszczalne. Cywilna kontrola nad siłami zbrojnymi wiąże się z odpowiedzialnością. Z konstytucji jasno wynika, że wojsko powinno być apolityczne - ocenia gen. Mieczysław Bieniek.
Zdaniem byłego zastępcy Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk. rez. Macieja Matysiaka, jeśli pojawiło się takie pytanie, to powinno się je zadać przed budową płotu na granicy polsko-białoruskiej. A nie, kiedy płot został już postawiony.
- To pytanie przypomina mi pytania z referendum ludowego z 1946 roku. Tam było "trzy razy tak". W tym przypadku będzie "cztery razy nie". Oczywiste pytania z oczywistym przekazem – mówi Wirtualnej Polsce były wojskowy.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski