Więcej pytań, niż odpowiedzi. Na te pytania o wypadek Beaty Szydło rząd PiS musi odpowiedzieć
Po wypadku premier Beaty Szydło zaczęły się piętrzyć pytania i wątpliwości co do jego przebiegu. Pomimo, że do wydarzenia doszło w piątek wieczorem, wciąż nie wiadomo, kto ponosi winę, jak szybko jechała kolumna i czy kierowca fiata usłyszał zarzuty.
Na szczęście najpoważniejszą konsekwencją piątkowego wypadku rządowej kolumny jest złamana noga funkcjonariusza BOR. Beata Szydło trafiła do szpitala (rzekomo) z potłuczeniami, co jest normą przy takich wypadkach. W ciągu kilku dni ma opuścić placówkę, a później wrócić do pracy.
Nie do końca jednak wiadomo, jakie obrażenia odniosła szefowa rządu. Skoro to drobne otarcia, to dlaczego potrzebny jest tak długi pobyt w szpitalu? Nie pomagają też wykręty Mariusza Błaszczaka, który pytania Konrada Piaseckiego o stan zdrowia ucinał powtarzając, że "pani premier jest kobietą i to może być dla niej krępujące".
Znaki zapytania
To nie jedyny znak zapytania. Wszystkiemu winna jest polityka informacyjna rządzących, a raczej jej brak. Bo rzecznik rządu i ministrowie odpowiedzialni za BOR przekazują szczątkowe informacje, a skupiają się głównie na krytykowaniu poprzedników.
Oczywiście każdy ma prawo do prywatności, stąd nikt nie domaga się szczegółowej dokumentacji medycznej Beaty Szydło. Jednak opinii publicznej należy się informacja na temat obrażeń, jakich doznała szafowa rządu. Przede wszystkim zaś na temat tego, kiedy będzie mogła wrócić do pełnienia obowiązków.
Jeszce więcej wątpliwości budzi to, co działo się wcześniej, czyli w momencie wypadku. Oficjalna wersja wydarzeń pełna jest luk i sprzeczności. Winę za kraksę ma ponosić 21-letni kierowca fiata seicento - podobno nie usłyszał nadjeżdżającej kolumny i kiedy minął go jeden z samochodów, zaczął skręcać w lewo.
To oznacza, że odległość między pierwszym samochodem a kolejnymi musiała być spora. Poza tym wciąż nie wiadomo, czy kolumna miała włączone sygnały dźwiękowe, choć tego wymagają przepisy. Małopolska policja szybko zaczęła przekonywać, że młody kierowca słuchał głośnej muzyki i dlatego nie słyszał syren.
Winny czy niewinny?
Co więcej, mężczyzna miał usłyszeć zarzuty i przyznać się do czynu, za który grożą mu 3 lata więzienia. Nie jest pewne, czy przyznał się przed postawieniem zarzutów, czy po. Tylko w tym drugim przypadku jego słowa miałyby wartość procesową. Niepokojące jest, że 21-latkowi powiedziano, że nie potrzebuje adwokata. - Ten człowiek został zmanipulowany - powiedział Wirtualnej Polsce jego obrońca.
Policja podaje, że przesłuchano już ponad 20 świadków, z czego większość to funkcjonariusze BOR, którzy oczywiście potwierdzają, że kolumna jechała na sygnale. Ale cywilni świadkowie, z którymi rozmawiał lokalny portal, nie są już tego tacy pewni.
Nie wiadomo też, z jaką prędkością jechał samochód Beaty Szydło. Według policji 50-60 kilometrów na godzinę. Trudno w to uwierzyć, patrząc na zdjęcia rządowego Audi. Pancerna limuzyna ma kompletnie zgnieciony przód. Minister Mariusz Błaszczak przekonywał, że samochodem kierował doświadczony, przeszkolony kierowca. Tymczasem pojawiają się informacje, że to zastępca głównego kierowcy, bez doświadczenia w tym typie samochodu.
Minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak w swoim stylu próbował zrzucić winę na przeciwników politycznych. Polityk przekonywał, że w poprzednich latach dochodziło do podobnej liczby wypadków, ale opinia publiczna o nich nie wiedziała. I rzeczywiście, samochody BOR brały udział w stłuczkach czy kraksach, ale zwykle nie brali w nich udział politycy, a jedynie funkcjonariusze. Trudno więc porównywać to do zdarzeń z udziałem premier Szydło, prezydenta Dudy czy ministra Macierewicza.
Potrzeba odpowiedzi
Politycy PiS przedstawiają też kompletnie niespójne oceny pracy BOR. Z jednej strony słyszymy, że funkcjonariusze zachowali się wzorowo, a politycy przez nich chronieni chwalą sobie współpracę. Z drugiej, rzeczniczka PiS Beata Mazurek mówi, że to formacja wywodząca się z komunizmu, a w resorcie Błaszczaka przyspieszono prace nad powołaniem jednostki, która ma zastąpić Biuro.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości mogą mówić o nieprawdopodobnym wręcz szczęściu. Stosunkowo szczęśliwie skończyły się wypadki prezydenta Dudy, premier Szydło i ministra Macierewicza. Uniknięto też problemów podczas niesławnego powrotu z konsultacji międzyrządowych w Londynie. Jednak z każdego z takich przypadków trzeba wyciągać wnioski. Tymczasem politycy kierujący naszym państwem wolą zaciemniać obraz sytuacji i nie odpowiadają nawet na podstawowe pytania.