Wczoraj sąd, dziś już nie, czyli ciąg dalszy zamieszania po wyborach prezydenckich [OPINIA]
Nie mam dużego kłopotu z tym, że ktoś uważa, iż Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN nie powinna orzekać w sprawach wyborczych. Warto jednak zadać pytanie, dlaczego ta konkretna izba nie przeszkadzała po wyborach parlamentarnych w 2023 r. i do Parlamentu Europejskiego w 2024 r. - pisze dziennikarz Wirtualnej Polski Patryk Słowik.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
28 sędziów Sądu Najwyższego oświadczyło, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego nie jest sądem i nie może zajmować się sprawami z zakresu prawa wyborczego.
Podobne stanowisko zajęło pięciu byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego. Stwierdzili, że ich zdaniem o ważności wyborów "muszą orzekać sędziowie, których status - w myśl standardów krajowych i międzynarodowych - nie wywołuje najmniejszych wątpliwości".
W mediach zaroiło się od profesorów prawa i polityków, którzy mówią jednoznacznie: w sprawie ważności wyborów Izba Kontroli nie może orzekać, musi orzekać Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN. Część wypowiadających się prawników twierdzi, że jeśli wypowie się tylko Izba Kontroli, to nie będzie podstaw do zaprzysiężenia Karola Nawrockiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Giertych ma zgodę Tuska? "Daje na to glejt"
A ja mam tylko jedno pytanie: gdzie byliście, drodzy eksperci, w 2023 i 2024 r., gdy Izba Kontroli zajmowała się oceną ważności wyborów parlamentarnych przeprowadzonych w październiku 2023 r. i europejskich z 2024 r.?
Tamte wybory wygrała ekipa skupiona wokół Donalda Tuska. Wtedy status izby nie uniemożliwiał objęcia mandatów najpierw poselskich, a potem europarlamentarnych przez wybranych kandydatów?
Zmiana podejścia
Przez kilka lat Izba Kontroli zajmowała się oceną ważności wyborów i nikomu to nie przeszkadzało. 10 stycznia 2024 r. - czyli już po wyrokach europejskich trybunałów, na które dziś powołują się eksperci - prokurator generalny Adam Bodnar wysłał do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN pismo "w przedmiocie ważności wyborów do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej i do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej przeprowadzonych w dniu 15 października 2023 r.". Bodnar wnosił o stwierdzenie ważności wyborów. Uznawał Izbę Kontroli za sąd.
Na sali sądowej - przed sędziami z Izby Kontroli - Bodnar był reprezentowany przez prokuratora z Prokuratury Krajowej. Sąd do stanowiska Bodnara przychylił się. W efekcie Bodnar - zgodnie z orzeczeniem SN zapadłym w Izbie Kontroli - jest senatorem. Donald Tusk, dzięki temu orzeczeniu, jest premierem.
A jeśli ktoś izby nie uznaje i uważa, że w efekcie nie zapadło orzeczenie, tylko co najwyżej opinia przy kawie i ciasteczkach, to - co do końca maja 2025 r. prawnicy zgodnie przyznawali - akt wyborczy przecież i tak korzysta z domniemania ważności. Tym samym brak orzeczenia nie powoduje, że Sejmu nie ma, Senatu nie ma, premiera wybranego przez posłów nie ma. W takim układzie jednak należałoby uznać, że jest też - z orzeczeniem SN, czy bez niego, bo przepisy są tożsame - prezydent. Tutaj jednak nagle eksperci zaczęli twierdzić, że domniemania ważności wyboru nie ma. Choć do maja 2025 r. jeszcze przecież niemal wszyscy przyjmowali, że takowe jest.
Incydent w uzasadnieniu
24 stycznia 2025 r. Sejm uchwalił tzw. ustawę incydentalną, czyli ustawę, która określała, że to nie Izba Kontroli SN będzie orzekała w sprawach wyborczych, tylko sędziowie z innych izb.
Ustawa została zawetowana przez prezydenta Andrzeja Dudę, czyli nie weszła w życie. Za ustawą zagłosowali m.in. Donald Tusk i Roman Giertych.
Warto zwrócić uwagę na to, że w uzasadnieniu do ustawy wprost wskazano, że zgodnie z obowiązującym prawem rozpoznawaniem protestów wyborczych i stwierdzaniem ważności wyborów zajmuje się Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Jeśli ktoś mi nie wierzy, dokument nadal jest dostępny na stronach sejmowych - druk nr 923. Wskazanie, że to właśnie Izba Kontroli jest uprawniona - przed wejściem w życie ustawy incydentalnej, która w życie ostatecznie nie weszła - do zajmowania się sprawami wyborczymi znajduje się na pierwszej stronie uzasadnienia, w piątym akapicie.
Warto powtórzyć pytanie: co zmieniło się od stycznia 2025 r., kiedy to parlamentarzyści obecnej większości sejmowej uważali Izbę Kontroli za uprawnioną do orzekania w sprawach wyborczych (choć podkreślali zarazem, że ich zdaniem zajmować się tymi kwestiami powinni inni sędziowie), a dziś uważają, że nie ma ona prawa orzekać? Czy jedyną zmianą nie jest to, że wybory wygrał Karol Nawrocki?
Dwie wersje w jednym tweecie
Wielokrotnie zwracałem uwagę na to, że minister sprawiedliwości - prokurator generalny Adam Bodnar stworzone przez Prawo i Sprawiedliwość izby SN - Kontroli Nadzwyczajnej oraz Odpowiedzialności Zawodowej - raz uznaje, a innym razem nie; w zależności od potrzeb.
Gdy trzeba stwierdzić ważność wyboru Bodnara do Senatu, izba jest sądem. Gdy trzeba stwierdzić ważność wyboru Nawrockiego na prezydenta, sądem nie jest. Gdy trzeba zabrać prokuratorowi jeżdżącemu po pijaku immunitet, Izba Odpowiedzialności Zawodowej jest sądem. Gdy przed jej oblicze trafia ceniony przez prokuratora generalnego śledczy, to już nie sąd.
Bodnar przeszedł jednak tym razem samego siebie. Udało mu się bowiem Izbę Kontroli uznać za sąd oraz nie uznawać za sąd w dosłownie jednym tweecie.
Bodnar bowiem 23 czerwca napisał, że "w efekcie protestów w części Komisji Wyborczych doszło, decyzją Sądu Najwyższego, do ponownego przeliczenia głosów". Decyzję podjęto w Izbie Kontroli - Bodnar więc uznał ją za Sąd Najwyższy.
Dosłownie dziewięć zdań później Bodnar jednak napisał: "Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych na mocy orzeczeń TSUE, ETPCz i Sądu Najwyższego - nie jest sądem w rozumieniu Konstytucji. W ogóle nie powinna orzekać o ważności wyborów".
Warto więc i tu zapytać: dlaczego Izba Kontroli, która zleca przeliczenie głosów w danej komisji jest sądem, a Izba Kontroli, która miałaby orzekać o ważności wyborów, już sądem nie jest? Czy chodzi o to, że w pierwszym wypadku działa zgodnie z oczekiwaniem Bodnara, a w drugim może zadziałać wbrew jego potrzebom?
Chwiejne poglądy
Naprawdę nie mam kłopotu z tym, że ktoś nie uznaje Izby Kontroli za sąd. Ba, nie mam wielkiego problemu z tym, że ktoś nie uważa orzekających w tej izbie osób za sędziów, tylko widzi w nich przebrzydłych neosędziów - przebierańców w togach. Są ludzie, którzy twierdzili tak w 2018 r., twierdzili w 2023 r., twierdzą więc i dzisiaj.
Ot, pogląd, do którego można mieć prawo. A orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, choć nie tak radykalne w tezach, faktycznie dają podstawę do uznania, że coś z "nowymi" izbami SN może być nie tak.
Od poważnych ludzi - a za takich chciałbym uważać sędziów SN, byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego oraz sprawujących ważne funkcje publiczne polityków - można jednak oczekiwać pewnej spójności w poglądach. Tymczasem ciężko nie odnieść wrażenia, że gdyby tylko wybory wygrał Rafał Trzaskowski, żadnych odezw o tym, że zwycięzca nie będzie mógł zostać prezydentem wskutek wadliwości w SN, by nie było.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski