Wagnerowcy siłą Łukaszenki? "Zagrożenia są dla niego jasne"
Alaksandr Łukaszenka stara się umacniać na zamieszaniu wokół wagnerowców. Eksperci, z którym rozmawia WP, mówią wprost: jego siła wzrosła. Pojawiają się również pytania, czy ewentualna obecność wagnerowców na Białorusi jest w stanie zagrozić Polsce.
29.06.2023 06:03
Alaksandr Łukaszenka zadeklarował, że jego kraj "jest gotowy w razie potrzeby pomóc w rozmieszczeniu wagnerowców na Białorusi". - Obecnie w kraju przebywa także szef tej firmy Jewgienij Prigożyn. Nie oznacza to jednak, że na Białorusi powstaną punkty rekrutacyjne grupy Wagnera. Nie budujemy jeszcze żadnych obozów. Ale jeśli chcą, to je postawimy. Proszę rozbić namioty. Ale na razie są w Ługańsku w swoich obozach - mówił.
Przypomnijmy, że wszystko to jest pokłosiem wydarzeń z piątku, kiedy Prigożyn oświadczył, że oddziały regularnej rosyjskiej armii zaatakowały obóz jego najemników. Oznajmił, że zamierza "przywrócić sprawiedliwość" w siłach zbrojnych, a jego oddziały wyruszyły w kierunku stolicy Rosji. Jednak w sobotę wieczorem, po upływie około doby, Prigożyn ogłosił odwrót najemników i powrót do obozów polowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kto wybierze wyjazd na Białoruś?
Piotr Pogorzelski z portalu Biełsat po polsku i autor podcastu "Po prostu Wschód" w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że nie jest pewne, że Alaksandr Łukaszenka został wykorzystany przez Władimira Putina.
- Nie wiemy, ilu bojowników z grupy Wagnera wybierze wyjazd na Białoruś. Mają do wyboru włączenie do armii rosyjskiej, przejście do cywila albo wyjazd na Białoruś. Pytanie, kto co wybierze - wyjaśnia. I dodaje, że nie ma jasności, na jakiej zasadzie mieliby przebywać w tym kraju, czyje rozkazy wykonywać, czy mieliby pracować na białoruskie Ministerstwo Obrony.
Zobacz także
Rozmówca WP odniósł się także do informacji o ewentualnym stworzeniu obozów dla wagnerowców. Jednak zaznacza, że nie jest to w żaden sposób zweryfikowana informacja. - Wszystko zależy od tego, ile tych ludzi będzie. Jeśli mało członków grupy Wagnera zdecyduje się na przeprowadzkę, żadnych obozów nie będzie - wyjaśnia.
I dodaje, że Belarusian Hajun (białoruski Hajun - red.), czyli grupa monitoringowa wyjaśniała we wtorek, że póki co takie obozy nie powstaną.
Tymczasem we wtorek niezależny portal rosyjski Wiorstka poinformował, że obóz dla najemników z grupy Wagnera budowany jest w Osipowiczach nad Dnieprem, 200 kilometrów od granicy z Ukrainą. Ma pomieścić osiem tysięcy osób.
Obóz ma mieć powierzchnię 24 tysięcy metrów kwadratowych. Ma zostać zbudowany w bardzo szybkim tempie.
Zagrożenie dla Polski? "Nie ma takiej opcji"
Maciej Matysiak, pułkownik rezerwy, ekspert fundacji Stratpoints, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że członkowie grupy Wagnera, ewentualnie stacjonujący na Białorusi, nie są w stanie zagrozić Polsce.
- Nie ma takiej opcji. Równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że armia rosyjska stacjonująca na Białorusi też stanowi jakieś zagrożenie - mówi.
Podobnego zdania jest Pogorzelski. - To byłaby już po prostu wojna światowa - mówi, prognozując, czym skończyłby się atak grupy Wagnera na Polskę. I dalej: - Nikt nie ma wątpliwości, że wagnerowcy wykonują rosyjskie rozkazy. To mało prawdopodobne, żeby było zagrożenie dla Polski.
Do informacji o wagnerowcach odniósł się w Kijowie m.in. prezydent Polski Andrzej Duda, który w środę złożył niezapowiedzianą wizytę w stolicy Ukrainy. — Zapowiedź rozmieszczenia Grupy Wagnera oraz rosyjskiej broni jądrowej na Białorusi zmienia w istocie architekturę bezpieczeństwa w naszym regionie — ocenił na konferencji.
Głos zabrał również prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. — Według naszego wywiadu grupa Wagnera na Białorusi nie zagraża naszemu bezpieczeństwu; sytuacja na granicy z Białorusią jest pod kontrolą — przekazał ukraiński przywódca.
Tego samego dnia wicepremier Jarosław Kaczyński oświadczył po posiedzeniu Komitetu Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych, że "w związku z obecnością grupy Wagnera na Białorusi została podjęta decyzja o wzmocnieniu naszej obrony na granicy wschodniej". - Odnosi się to zarówno do zwiększenia ilości sił stacjonujących tam, jak i przeszkód oraz umocnień na granicy - ogłosił Kaczyński.
Co to wszystko oznacza dla Łukaszenki?
Pułkownik Matysiak zaznacza, że istotna jest generalnie narracja Kremla. - Na Białorusi niewiele dzieje się bez wpływu, wiedzy czy decyzji Rosji. To samo dotyczy wagnerowców. Znakiem zapytania jest to, czy Prigożyn będzie mieć jakikolwiek wpływ na swoich najemników - dodaje.
Co to wszystko oznacza dla Łukaszenki? - Białoruski dyktator ma nieźle wyszkolonych najemników, nie wiemy, w jakiej liczbie: to może być kilka-kilkanaście tysięcy. Do tego do grupy Wagnera mieliby dołączyć Białorusini. Nie ma co liczyć na swoją armię, bo jest pod dowodzeniem Rosjan. Łukaszenka liczy, że będzie miał jakąś siłę bojową oprócz sił porządkowych - wyjaśnia płk. Matysiak.
- Próbuje zwiększyć swoją pozycję na rynku wewnętrznym, bo zagrożenia są dla niego jasne. Patrzy na wagnerowców jak na grupę, która mu się przyda, gdy będzie miał wewnętrzne niepokoje - dodaje.
W ocenie pułkownika mówienie o tym, że Putin przymila się wagnerowcom, to "gadanie po próżnicy" i "ściema". - Putin został dość mocno skompromitowany. Jego wizerunek jest osłabiony przez działanie grupy Wagnera, bo okazało się, że są chyba poza jego kontrolą. Nie sądzę, że nie chciałby ich zlikwidować - zaznacza rozmówca WP.
Według rosyjskiej analityczki Tatiany Stanowej to nie koniec rebelii Prigożyna, a cała sytuacja przyprawia Władimira Putina "o silny ból głowy". Rosyjska elita zobaczyła, że struktura władzy na Kremlu wcale nie jest tak silna, jak sądzono.
- Prigożyn wcale nie wygląda na przygnębionego, nadal wygłasza oświadczenia i z coraz większą pewnością apeluje o poparcie dla własnych opinii. Kreml jeszcze nie wymyślił sposobu, jak sobie z nim poradzić - stwierdza badaczka, cytowana przez fińską gazetę "Iltalehti".
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski