Premier Mateusz Morawiecki i Donald Tusk, lider PO © East News, PAP | Piotr Molecki, Paweł Supernak

W WP robimy zwyczajne dziennikarstwo

Patryk Słowik

Do dziś wiele osób nie rozumie, jak to możliwe, że jednego dnia nasz tekst złości premiera Mateusza Morawieckiego, drugiego - Zbigniewa Ziobrę, a trzeciego – rozczarowany jest Donald Tusk i jego zwolennicy. Niektórzy głowią się, na czyje zlecenie piszemy. Już wyjaśniam.

Zasada jest prosta: jeśli tylko dysponujemy materiałem pozwalającym pokazać nieprawidłowości w postępowaniu polityków, to je pokazujemy. I nie patrzymy na to, czy chodzi o polityka z obozu władzy, czy z opozycji. Choć - rzecz jasna - władzy patrzymy uważniej na ręce, bo to ona rządzi, ma dostęp do pieniędzy, służb i wymaga wzmożonej kontroli społecznej.

ŁUKASZ MEJZA

Do dziś wszyscy żyją sprawą Łukasza Mejzy, posła i byłego już wiceministra sportu, na którym – jak on sam stwierdził – "wisi" rząd.

To dziennikarze WP pokazali szereg nieprawidłowości w jego postępowaniu: od sprzedawania maseczek bez atestów w dobie pandemii po bulwersujący pomysł na biznes paramedyczny, polegający na przekonywaniu rodziców nieuleczalnie chorych dzieci do niesprawdzonych terapii kosztujących krocie.

Wywołało to atak furii po stronie najzagorzalszych zwolenników rządu. Zależna od Orlenu "Polska Press" postanowiła zaatakować WP. Autorzy tekstu czytali o sobie niestworzone historie, że wykonali zlecenie polityczne.

Sam Mejza nazwał to "największym atakiem politycznym po 1989 r.". Mówiąc szczerze, może to nazywać, jak chce. Dziennikarze WP tylko i aż pokazali społeczeństwu to, co polityk chciałby ukryć przed światem.

CIĘŻKI PRZYPADEK PROF. MAKSYMOWICZA

Kilka spraw przed światem ukryłby chętnie również prof. Wojciech Maksymowicz, obecnie poseł opozycji. Pokazaliśmy jednak publicznie, że w godzinach pracy w olsztyńskim szpitalu jako lekarz (za co brał pieniądze), Maksymowicz był w Sejmie, telewizji i na politycznych konferencjach prasowych.

Opisaliśmy też sprawę z 2015 r. Wówczas prof. Wojciech Maksymowicz był wpisany w szpitalnym raporcie jako jeden z dwóch chirurgów uczestniczących w skomplikowanym zabiegu. W rzeczywistości przez większość czasu nie było go na sali operacyjnej. Pozostał lekarz w trakcie specjalizacji, który według sądu popełnił błąd. Pacjentka zmarła.

Niektórzy pytali: "Dlaczego dopiero teraz o tym piszecie?". Napisaliśmy od razu, gdy się o sprawie dowiedzieliśmy. Pytanie - my nie znamy na nie odpowiedzi - dlaczego nie opisali jej ci dziennikarze, którzy potem mówili, że słyszeli o zdarzeniu już dawno temu.

MY UJAWNIAMY, POLITYCY SIĘ OBRAŻAJĄ

Staramy się pilnować procedur - nawet gdy nie pilnują ich ci, o których bezpieczeństwo chodzi. Tak było w tekstach o nieprawidłowościach związanych z lotami prezydenta Andrzeja Dudy, które ujawniliśmy:

Czy kilku ważnych polityków się na WP z tego powodu obraziło? Tak. Czy uważamy, że lepiej ostrzegać przed ewentualnym wypadkiem, niż rozdzierać szaty i pisać "jak to się mogło wydarzyć?" już po zdarzeniu? Również tak. Wolimy się czepiać i - jak niektórzy myślą - szukać dziury w całym, niż nie dostrzegać, że ktoś lekceważy procedury, które nie bez powodu ustanowiono.

Obrażali się też bezkrytyczni apologeci polityków z obu stron barykady. Bo postanowiliśmy poważnie potraktować postulat jawności w życiu publicznym.

Majątki najważniejszych osób w państwie obrosły legendami. Postanowiliśmy więc oddzielić fakty od mitów i pokazaliśmy, czym tak naprawdę dysponują między innymi premier Mateusz Morawiecki z żoną, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro z żoną Patrycją Kotecką, ale także liderzy opozycji jak Donald Tusk czy Szymon Hołownia, czy prezes telewizji publicznej Jacek Kurski. Nie pominęliśmy też najpotężniejszej instytucji religijnej w Polsce - Kościoła Katolickiego: przyjrzeliśmy się majątkowi jednego z najważniejszych hierarchów, czyli abp. Leszka Sławoja Głódzia.

Po każdym z tekstów - choć miały one charakter informacyjny, a nie oskarżycielski, bo sam fakt bycia bogatym nie jest naganny - dowiadywaliśmy się, że to działanie na zlecenie. Okopani w dwóch obozach politycy, którzy wciągnęli w swoją walkę znaczną część obywateli, nie rozumieli, dlaczego o nich piszemy. Byli przekonani, że jedynym powodem, dla którego można skupić się na niewygodnych dla kogoś faktach, jest chęć przypodobania się konkurentowi opisywanego.

Poprzez dobór opisywanych osób daliśmy dowód na to, że nikomu nie chcieliśmy się przypodobać – poza przypodobaniem się Czytelnikom WP.

Kosztowało to redakcję wiele kontaktów: nie wszyscy już chętnie odbierają telefony od naszych dziennikarzy. Ba, niektórzy grozili nam nawet policją, a jeden z opisywanych uważał, że jesteśmy częścią operacji służb specjalnych.

Jeśli jednak jakiś polityk obraża się bądź odmawia udzielania wywiadów z tego powodu, że uczciwie opisaliśmy to, co chciał ukryć, kłopot jest z jego podejściem, a nie z naszym.

GRANICA PRZYZWOITOŚCI

Byliśmy tam, gdzie działy się rzeczy najważniejsze. Władza zabroniła dziennikarzom relacjonować wydarzenia z granicy polsko-białoruskiej, ale reporterzy WP robili wszystko, aby pokazać rzeczywistość taką, jaka jest, a nie taką, jaką chcieliby pokazać politycy.

To właśnie WP udowodniła, że białoruski reżim organizuje masową nielegalną migrację. Pokazaliśmy to czarno na białym.

Ale pokazaliśmy też, że kryzys migracyjny jest tematem ważnym nie tylko w Polsce, lecz również w innych europejskich państwach. Gdzieniegdzie sytuacja wydaje się jeszcze bardziej napięta niż u nas. Wiemy o tym, bo opisujemy to, jak wygląda świat nie z perspektywy wygodnych foteli w Warszawie, lecz - tak jak to zrobili reporter i fotograf WP - choćby z bośniacko-chorwackiego pogranicza.

W KONTRZE

Wywiad to jedna z najpopularniejszych form dziennikarskich. Jest jednocześnie najłatwiejsza - bo przecież proste jest zadanie komuś pytania i wysłuchanie odpowiedzi - jak i najtrudniejsza - ciężko bowiem przeprowadzić interesujący wywiad, przy którym Czytelnik nie ma wrażenia, że wszystkie słowa słyszał już 15 razy.

Wywiad wreszcie można przeprowadzić tak, by dać pole do popisu rozmówcy. Ale można stanąć do interlokutora w kontrze, aby zmusić go do wysiłku intelektualnego.

Bez wątpienia zmuszony do wysiłku został Donald Tusk, który w ostatnich miesiącach udzielił wielu wywiadów, ale o żadnym nie mówiono tak wiele, jak o tym dla WP.

Donald Tusk o działaniach rządu podczas kryzysu przy granicy oraz czwartej fali COVID-19:

Dziennikarz przeprowadzający rozmowę robił po prostu to, co należało do jego zadań: pytał, a gdy polityk nie odpowiadał konkretnie, dopytywał. Okazało się, że tyle wystarczyło, aby dla jednych był to atak dziennikarza na Donalda Tuska, a dla drugich "słuszne pognębienie Tuska w WP".

I tu od razu wyjaśnijmy: zaproszenie dla liderów Prawa i Sprawiedliwości do studia telewizyjnego WP jest ciągle aktualne. Nie rozmawiamy z nimi wyłącznie dlatego, że nie chcą przyjść.

Reakcje na rozmowę z Donaldem Tuskiem to doskonały dowód na to, że wszyscy odzwyczailiśmy się od solidnie przygotowanych dziennikarzy i od rozmów, w których media nie służą wystawianiu piłki politykowi.

Nie wystawiamy jej zresztą także przedstawicielom biznesu. Dowód? Twórca sieci hoteli Tadeusz Gołębiewski w rozmowie z nami otworzył się na tyle, że przyznał się do błędów biznesowych, do czego - jak każdy wie - przedsiębiorcy przyznawać się nie lubią. A jednocześnie w rozmowie tak iskrzyło, iż w każdej chwili Czytelnik mógł myśleć, że za chwilę Gołębiewski wyrzuci dziennikarza za drzwi.

Wreszcie, w ostatnim roku zajęliśmy się gigantycznym biznesem, jakim jest branża tytoniowa. Nie bez powodu media bardzo rzadko piszą o niej krytycznie. To, mówiąc wprost, ogromny kapitał, który potrafi tworzyć solidne zachęty dla wydawców mediów, ażeby skupili oni swoje zainteresowanie na innych tematach.

- Nie puszczą wam tego tekstu – mówili koledzy z innych redakcji, po których rozniosła się informacja, że ktoś postanowił opisać tytoniowy biznes w Polsce.

Tekst się ukazał. W nim zaś pokazaliśmy precyzyjnie, w jaki sposób globalne koncerny tytoniowe lobbują, wykorzystując łatwowierność urzędników państwowych oraz kupując poparcie osób uznawanych za ekspertów. Opisaną przez nas sprawą zajmuje się teraz prokuratura.

Powoli dochodzimy do rozwiązania zagadki: na czyje zlecenie piszemy. Dam jeszcze parę przykładów.

Pierwszy to reportaż o sytuacji w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Renicach pod Szczecinem.

Przez lata dochodziło w nim do przemocy.

"Adrian - kręgosłup złamany podczas ucieczki przed oprawcami. Kuba – plecy przypalone papierosami i rozgrzanymi gwoźdźmi. Krystian – pobity przez wychowawcę. Od lat słychać refren: 'To są chłopcy zde-mo-ra-li-zo-wani!'". Ale materiałów o Renicach w mediach było już kilka. Żaden jednak nie poruszył tylu sumień, co - proszę wybaczyć ten moment słusznej dumy – nagrodzony Grand Pressem tegoroczny tekst WP. Dzięki nagłośnieniu sprawy wychowankowie zostali z ośrodka zabrani. A ci, którzy ich katowali, już nikogo nie skrzywdzą.

O bliznach na całe życie był też reportaż "Pamiętaj, że jesteś zerem".

Autorzy ujawnili, że czternaście koszykarek oskarża znanego trenera z elitarnej Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Łomiankach o znęcanie się psychiczne. Szkoleniowiec miał też dopuszczać się molestowania.

"Inni piszą o wielkim świecie, wielomiliardowych biznesach, aferach politycznych. A my o trenerze koszykówki z Łomianek" - śmiał się jeden z autorów. Przy czym doskonale wiedział, że chodzi o coś znacznie poważniejszego: o przemoc, której nie brakuje również w sporcie. O obronę słabszych przed silniejszymi.

Bohaterki tekstu wypowiadały się anonimowo. Gdy jednak trener zaczął WP zarzucać kłamstwa, kilka kobiet się ujawniło. Doświadczeni adwokaci i radcowie prawni zaś zapowiedzieli, że gdyby którakolwiek z nich potrzebowała wsparcia prawnego, zostanie im ono udzielone bezpłatnie.

Pokazywaliśmy też historie osób, które jeszcze niedawno były na szczycie życia, a które - bez swojej winy - z niego spadły.

To choćby historia Jana Furtoka, który choruje na Alzheimera.

Kibice pamiętający wielki polski talent piłkarski chcieli wesprzeć rodzinę Furtoków. Po tekście WP jednak szybko zareagował Polski Związek Piłki Nożnej, który zapewnił, że nie pozostawi jednego ze swych braci w potrzebie.

Pomóc udało się też kobiecie, mieszkającej z niepełnosprawną córką w rozpadającym się domu bez toalety, ciepłej wody oraz ogrzewania.

Czytelnicy WP okazali ogrom dobroci: na konto ciężko doświadczonej przez los rodziny trafiło ponad 110 tys. zł.

Na to właśnie liczyliśmy. Na naszych Czytelników. Bo to na ich zlecenie piszemy.

Oddzielanie faktów od opinii, dokładne dokumentowanie przekazywanych informacji, pytanie wszystkich zainteresowanych i bezkompromisowość, w której liczy się temat, a nie reperkusje ze strony polityków.

W dobie rosnącej liczby mediów tożsamościowych, sporów ideologicznych, oddawania głosu jednym i pomijania drugich, Wirtualna Polska stara się być obserwatorem - nie tym, który stoi pośrodku, bo nie zawsze prawda leży pośrodku, ale tym, który pokazuje Czytelnikom rzeczywistość.

Źródło artykułu:WP magazyn
donald tuskłukasz mejzamateusz morawiecki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (637)