"W szpitalu 200 rosyjskich marynarzy". Gdzie jest reszta?
Co się stało z rosyjskimi marynarzami z "Moskwy"? Matka jednego z nich nie może odnaleźć syna. Trafiła do szpitala, gdzie mieli zostać przetransportowani. Doliczyła się 200 z 500-osobowej załogi statku.
Irina, matka marynarza Yegora Shkrebetsa, który służył na zatopionym rosyjskim krążowniku "Moskwa", twierdzi, że była w szpitalu na Krymie, gdzie zostali zabrani uratowani ranni Rosjanie i doliczyła się około 200 marynarzy z ponad 500-osobowej załogi.
Kobieta opowiedziała o tym rosyjskiemu wydaniu "The Insider". "Było tam tylko 200 osób, a na krążowniku było ponad 500. Gdzie reszta?" - pytała kobieta. Podkreślała, że próbowała uzyskać informację o losie syna od dowództwa wojskowego, ale niczego się nie dowiedziała.
Irina wspominała, że po rosyjskiej inwazji na Ukrainę 24 lutego jej syn zadzwonił i powiedział, że zdobyli Wyspę Węży. Ostatni raz skontaktował się 9 kwietnia, ostrzegając, że nie będzie z nim kontaktu przez dłuższy czas.
Kiedy okazało się, że statek "Moskwa" zatonął, Irina i rodzice innych marynarzy krążownika zaczęli szukać swoich dzieci.
Wcześniej doszło do rzekomego spotkania szefa marynarki wojennej z domniemanymi rozbitkami z okrętu wojennego "Moskwa". Resort obrony Rosji pokazał nagranie, jednak jest na nim jedynie 100 marynarzy.
"Moskwa" zatonęła
Krążownik "Moskwa" zatonął podczas holowania w warunkach sztormu – poinformowało w czwartek wieczorem rosyjskie ministerstwo obrony. Wcześniej armia ukraińska podała, że okręt został trafiony dwiema rakietami Neptun. Moskwa początkowo nie potwierdziła tej informacji, twierdząc, że "doszło do pożaru".
Ukraina też oficjalnie nie przyznała się do zatopienia "Moskwy", ale Wołodymyr Zełenski awansował dowódcę marynarki Ołeksija Neizhpape. Mówi się, że w ten sposób nagrodził go za "genialną operacją", jaką było zniszczenie rosyjskiego krążownika. Oficjalnie nie podano powodu awansu, jednak wygadała się bliska współpracownica prezydenta Ukrainy.