"W kabinie pilotów nie było żadnych krzyków"
Prawdopodobnie w poniedziałek do Moskwy przyjedzie z Polski psycholog, który wraz z ekspertami rosyjskimi będzie oceniał zachowania załogi prezydenckiego samolotu przed katastrofą - poinformował Edmund Klich, polski obserwator przy komisji badającej przyczyny katastrofy TU-154, który rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. Klich dodał też, że na nagraniach z kabiny pilotów nie słychać głosu nikogo spoza załogi, a w głosach samej załogi nie słychać nerwów czy zdenerwowania.
15.05.2010 | aktual.: 15.05.2010 13:02
Polski psycholog ma wspólnie ze specjalistami z komitetu międzynarodowego oceniać "stan stresu i działanie załogi, jeśli chodzi o wpływ ewentualnie stanu psychofizycznego, a szczególnie psychicznego, na działanie" - poinformował Klich w rozmowie z TVN 24. O tym, że polski psycholog ma pomagać rosyjskim ekspertom poinformowało też w piątek wieczorem radio RMF FM.
"Nie słychać głosu nikogo spoza załogi"
Klich powiedział też, że słuchając nagrań z kabiny pilotów, nie słyszał głosu nikogo spoza załogi. Według doniesień mediów urządzenia zarejestrowały słowa jeszcze jednej osoby, prawdopodobnie dyrektora protokołu dyplomatycznego w MSZ Mariusza Kazany.
Zobacz: Piąty głos w kabinie pilotów
- Słuchałem całych rozmów w kabinie i słyszałem bardzo dokładnie rozmowy załogi między sobą, załogi z kontrolerami na ziemi. Natomiast jeśli były jakieś inne rozmowy, to takie rozmowy są w tle. W związku z tym, słuchając bez wyciszenia szumów, ja nie słyszałem innych głosów i tego nie mogę potwierdzić, bo mogę powiedzieć to, co słyszałem - zaznaczył Klich.
Powiedział też, że sam osobiście nie dopatrzył się w rozmowach pilotów zdenerwowania, ani nie słyszał, by np. rozmawiali podniesionym głosem.
"Najważniejsze rzeczy są już odczytane"
Według Klicha badanie wypadku jest końcowym etapie zbierania danych. - Trwają jeszcze pewne uściślenia, ale można powiedzieć, że najważniejsze rzeczy są znane i są odczytane - mówił polski ekspert.
Klich był pytany również o kwalifikacje językowe załogi samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem. Według sobotniej "Rzeczpospolitej" żaden z lotników nie miał certyfikatu na prowadzenie rozmów po rosyjsku z kontrolerami lotów.
- Certyfikaty, o ile dobrze wiem, obowiązują w lotnictwie cywilnym, natomiast w lotnictwie wojskowym takie certyfikaty nie obowiązują jako forma dokumentu - powiedział Klich. Dopytywany, czy piloci mieli problemy językowe, nie chciał odpowiedzieć, zasłaniając się tajemnicą prowadzonego postępowania.