W czasie kolędy przerwali małżeństwu seks. "Byli wyraźnie zaskoczeni"

- Raz, pukając do domu, przerwaliśmy moment uniesienia małżeńskiego. Państwo byli wyraźnie zaskoczeni obecnością księdza. Tłumaczyli się, że zupełnie zapomnieli o kolędzie - mówi nam Dawid, ministrant z małej miejscowości. Ministranci i księża z całej Polski opowiedzieli nam o najdziwniejszych sytuacjach, jakie im się przytrafiły w trakcie kolędy.

Ksiądz w czasie wizyty duszpasterskiej
Ksiądz w czasie wizyty duszpasterskiej
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Karol Porwich

W Polsce, jak nigdzie indziej na świecie, przyjęła się tradycja wizyty duszpasterskiej, która zwykle odbywa się tuż po świętach Bożego Narodzenia i kończy 2 lutego, czyli w święto Ofiarowania Pańskiego.

Pandemia koronawirusa i związane z nią ograniczenia mocno zmieniły ten zwyczaj, ale w wielu rejonach Polski wizyta księdza to wciąż jedno z najważniejszych i najbardziej uroczystych momentów w roku.

W kolędzie zwykle poza księdzem biorą udział ministranci, którzy pomagają mu w organizacji. Jednak ich udział czasem powoduje niespodziewane sytuacje.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Histeria i zniszczone drzwi

- Kiedyś z kolegą w czasie kolędy usiedliśmy na sofie, na której oparty był wielki, odpustowy obraz Maryi ze świecącymi kolorowymi żaróweczkami - mówi nam Sławek, który w przeszłości był ministrantem. - Nagle obraz spadł z oparcia z wielkim hukiem, a starsza kobieta, która to zobaczyła, była tak do niego przywiązana, że wpadła w histerię i wielki płacz. Efekt był taki, że proboszcz resztę czasu w tym domu spędził na wkręcaniu żaróweczek - wspomina.

Inną historię związaną z ministrantami, których dobre chęci spowodowały szkody gospodarza, opowiada ks. Marcin, ksiądz z Warszawy. - Moi ministranci, którym skończyła się kreda, wymyślili, że tradycyjne K+M+B na drzwiach można też napisać kamykiem, tak jak to się robi na płytach betonowych. Efekt był taki, że porysowali w jednym z mieszkań nowe drzwi i dodatkowo zrobili to straszliwym charakterem pisma - opowiada.

Czasami zdarza się też, że nie wszyscy chcą przyjąć księdza. Wojciech, kiedy był ministrantem, widział, jak niektórzy chowali się przed wizytą. - Kiedyś w trakcie kolędy księdza przyjęła tylko kobieta, która mówiła, że męża nie ma w domu. Kiedy ksiądz wychodził z mieszkania, zauważył mężczyznę, który chował się w kuchni, oddzielonej od przedpokoju kotarą. Zasłonka nie wisiała do samej podłogi i mężczyznę zdradziły wystające spod niej stopy.

Zagrożone życie wikarego

Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i wsiach wizyta duszpasterska to bardzo ważne wydarzenie. Czasami duża odległość między domami i zimowa pogoda sprawiają, że może dojść do niebezpiecznych sytuacji. - Nowy wikary zgubił się w lesie, w miejscu, gdzie kilka domów było na uboczu - opowiada Adam. - Ponieważ w naszym domu miał jeść obiad, to po zmroku zaczęliśmy go szukać (okazało się, że rozładował mu się telefon). Gdy mój brat go znalazł, ksiądz już dziękował za uratowanie życia, bo w lesie błądził kolejną godzinę - wspomina. Od tamtego czasu nowym księżom parafianie przygotowywali mapkę i w tym rejonie księża chodzili już zawsze z ministrantami z okolicy.

W dużych miastach niektórzy duchowni znaleźli sposób, żeby nieco przyspieszyć wizytę duszpasterską. - Kilkanaście lat temu, w pewnej warszawskiej parafii, był ksiądz, który potrafił na kolędzie odwiedzić 400 rodzin jednego dnia - wspomina Paweł.

Jak to robił? - Parafia miała na swoim terenie sporo bloków z tzw. wielkiej płyty. Ksiądz, dochodząc do klatki, dzwonił domofonem, wciskając każdy guzik od góry do dołu mówiąc: kolęda! Ludzie wychodzili przed swoje drzwi, ksiądz odmawiał z trzema-czterema rodzinami z danego piętra modlitwę, święcił mieszkania, nie wchodząc do środka, po czym rozdawał obrazki i szedł na następne piętro - wyjaśnia ministrant.

Ucieczka księdza

Inną historię przypomina sobie Konrad, który był ministrantem w parafii w dużym mieście. - Podczas kolędy na jednym z osiedli lokatorzy mówili, żeby nie wchodzić do pewnego mieszkania, bo tam jest "speluna". Mimo wszystko poszliśmy tam po kolędzie. Ksiądz zaczął rozmawiać z ludźmi w środku. Kiedy wychodził, to zaprosił ich na plebanię pod warunkiem trzeźwości. Wtedy jeden z mężczyzn rzucił się na niego z nożem i ksiądz musiał się ratować ucieczką.

Czasami nie wszyscy spodziewają się kolędy i są nią wyraźnie zaskoczeni. - Raz, pukając do domu, przerwaliśmy... moment uniesienia małżeńskiego. Państwo byli wyraźnie zaskoczeni obecnością księdza. Tłumaczyli się, że zupełnie zapomnieli o kolędzie, ale ostatecznie nas przyjęli - mówi Dawid, wieloletni ministrant z małej miejscowości.

"Ksiądz jest za PO?"

Niektórym parafianom bardzo zależy, żeby porozmawiać z księdzem o bieżących wydarzeniach politycznych. Ks. Piotr z archidiecezji krakowskiej wspomina, że po wyborach w 2015 roku, kiedy wygrało Prawo i Sprawiedliwość, jeden z gospodarzy zaczął rozmowę słowami: - No, nasi wygrali.

Duchowny, chcąc uciąć temat, odpowiedział cytatem z Pisma Świętego, że wszystko się okaże, bo "po owocach ich poznacie". Wtedy wzburzony mężczyzna zapytał: - To ksiądz jest za PO? - Nie mówię za kim jestem - odpowiedział ksiądz, ale do końca wizyty w tym domu gospodarz cały czas próbował w rozmowie wracać do tematu polityki.

"Rzuciła mi się na szyję"

Z kolędą nie zawsze wiążą się miłe czy anegdotyczne wspomnienia. Czasami księża i ministranci, goszcząc u kogoś w domu, spotykają się z ludzkimi dramatami. - Zdarzyło mi się pocieszać kobietę, której tydzień wcześniej zmarł mąż. Po prostu rzuciła mi się na szyję z płaczem. Miałam jakieś 16, 17 lat - wspomina Joanna z Warszawy, która brała udział w wizycie duszpasterskiej. W jej parafii były ministrantki.

Czasem wizyta księdza kończy się zupełnie inaczej, niż się zaczęła. - Chodząc po kolędzie, zapukaliśmy do kolejnych drzwi. Otworzyła kobieta. Spytaliśmy się, czy pani przyjmuje księdza. Kobieta nieco zmieszana odmówiła, mówiąc, że nie jest przygotowana - wspomina Paweł.

- Zapytałem: czy chce pani, czy nie? Nie liczą się krzyż i świeczki, tylko chęć - mówi. Kobieta po chwili namysłu stwierdziła, że jeżeli księdzu nie będzie przeszkadzało, że wychowuje sama dziecko i nie ma lichtarza i świec, to może wejść.

Ministranci odśpiewali kolędę, pomodlili się i wyszli, czekając przed następnym mieszkaniem. - Ksiądz jednak nie wychodził przez godzinę. Później okazało się, że kobieta w czasie kolędy po ponad 17 latach skorzystała ze spowiedzi. Dla mnie to było wielkie potwierdzenie tego, że kolęda ma sens - mówi Paweł.

Arkadiusz Grochot, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
kolędawizyta duszpasterskaksięża
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (664)