Zebranie Plenarne Konferencji Episkopatu Polski. Czerwiec 2022 roku© Episkopat.pl

"Dramat na naszych oczach. Z Kościoła odchodzi całe pokolenie"

- Nie widzę wśród biskupów i księży bicia na alarm, że dzieje się coś tragicznego. A dla ludzi młodych Kościół, jako instytucja, stał się niewiarygodny - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską ks. Andrzej Kobyliński. Profesor wskazuje na przyczyny tej sytuacji. Wyjaśnia również powody, dla których papież długo nie zajmował jednoznacznego stanowiska w sprawie wojny w Ukrainie.

Arkadiusz Grochot, Wirtualna Polska: Czy święta Bożego Narodzenia są już laickie? W galeriach handlowych widzimy głównie choinki, elfy i renifery. Nawiązań do symboliki chrześcijańskiej brakuje również w kulturze masowej.

Ks. prof. Andrzej Kobyliński, filozof, kierownik Katedry Etyki UKSW w Warszawie: Zmiany widać gołym okiem. Profanum walczy z sacrum. Lepszym słowem od laicyzacji jest jednak komercjalizacja. Święta bożonarodzeniowe są coraz częściej zdominowane przez wymiar marketingowy i handlowy. Ale ciągle dla wielu ludzi Boże Narodzenie ma przede wszystkim głębokie znaczenie religijne.

W kulturze masowej "święta zimowe" rozpoczynają się już na początku listopada. Wtedy zmieniają się reklamy i witryny sklepowe. Dlatego może warto przenieść religijne święta Bożego Narodzenia na inną porę roku, żeby oddzielić ich sakralne przeżywanie od całej otoczki związanej z prezentami, reklamą i św. Mikołajem?

To jest oczywiście moja prowokacja, ale ona dobrze pokazuje poważny problem, z którym mamy do czynienia.

Niestety, dobrobyt i wysoki poziom konsumpcji osłabiają lub niszczą to, co religijne.

Ks. prof. Andrzej Kobyliński
Ks. prof. Andrzej Kobyliński© Archiwum prywatne

Czy możemy powiedzieć, że ta komercjalizacja świąt wynika z odejścia ludzi od Kościoła? Widzimy to bardzo mocno w ostatnich latach w Europie i w samej Polsce.

To system naczyń połączonych. Chodzi o dwa zjawiska – odrębne, ale zespolone. W Stanach Zjednoczonych jest silny nurt komercjalizacji Bożego Narodzenia, ale z drugiej strony mamy tam ciągle bardzo silne wspólnoty chrześcijańskie. Gdy chodzi o wiarę w Boga i poziom praktyk religijnych, to Amerykanie biją na głowę chrześcijan mieszkających w Europie. Mieszkańcom USA udało się pojednać dobrobyt z religią.

Na naszym kontynencie również istnieje wspomniana komercjalizacja, ale dodatkowo występuje także niezwykle silny prąd ateizacji czy laicyzacji. Europa jest już zasadniczo kontynentem postchrześcijańskim. Powraca pogaństwo. Najbardziej zateizowane kraje to m.in. Czechy, Estonia, Dania, Holandia, Szwecja.

Tego absolutnie nie można powiedzieć o Stanach Zjednoczonych, które są ciągle społeczeństwem bardzo religijnym.

Polacy też stali się już społeczeństwem postchrześcijańskim?

Zdecydowanie nie. Jeżeli chodzi o komercjalizację Bożego Narodzenia, to oczywiście nasza sytuacja jest podobna do tej w świecie zachodnim. Także nad Wisłą mamy galopującą ateizację oraz sekularyzację dzieci i młodzieży.

To jednak jeszcze nie uprawnia do tego, żeby mówić o Polsce postchrześcijańskiej. Wprost przeciwnie – w porównaniu z resztą Europy ciągle jesteśmy bardzo wysoko w statystykach religijności. Naszą sytuację można porównać do tej w Stanach Zjednoczonych. Ponad 90 proc. mieszkańców Polski i USA wyznaje wiarę w Boga.

W naszym kraju do Kościoła katolickiego należy 85 proc. mieszkańców. W tym przypadku kryterium przynależności wyznaniowej jest chrzest.

Jeśli ktoś został ochrzczony jako katolik, to przez całe życie jest formalnie członkiem tej wspólnoty wyznaniowej. Chyba że dokona aktu apostazji.

Jeżeli do wspólnoty katolickiej dodamy jeszcze chrześcijan prawosławnych, protestantów i tzw. wolne kościoły chrześcijańskie, to w Polsce w sensie formalnym do różnych denominacji chrześcijańskich należy ponad 90 proc. mieszkańców. Jesteśmy krajem, którego znakomitą większość ludności ciągle stanowią chrześcijanie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wspomniał ksiądz profesor o młodych. Czy polski Kościół przegrywa walkę o nich?

Przegrywać można wówczas, gdy się o coś walczy. A ja za bardzo nie widzę, żeby w Polsce Kościół o młodych walczył.

Raczej mamy wycofanie się, ciche przyzwolenie na odejście całego pokolenia. Nie widzę wśród biskupów i księży bicia na alarm, że dzieje się coś tragicznego. Dla ludzi młodych Kościół jako instytucja stał się niewiarygodny.

Niedawno prokuratura w Tarnowie potwierdziła prawie sto ofiar jednego z księży pedofilów. Ta szokująca informacja przeszła bez echa w kręgach kościelnych. Jakby nic się nie stało. Mocne słowa potępienia padły tylko ze strony ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego.

Na naszych oczach dokonuje się prawdziwy dramat.

Po pierwsze, mówią o tym dane dotyczące młodych w szkołach średnich, którzy wypisali się z lekcji religii. We Wrocławiu to jest 82 proc., podobne statystyki mamy w Łodzi i Warszawie. Te dane są zatrważające.

Po drugie, jest najnowszy raport CBOS-u dotyczący religijności Polek i Polaków. Wynika z niego, że w latach 1992-2021 poziom praktyk religijnych wśród osób w wieku 18-24 lata spadł z 69 proc. do 23 proc.

Po trzecie, poważnym sygnałem ostrzegawczym jest realne funkcjonowanie parafii katolickich. Coraz rzadziej widać w nich dzieci i młodzież.

Gdy spojrzymy na uczestnictwo w nabożeństwach czy zaangażowanie w działania różnych grup wolontariatu, to okaże się, że z dużej części parafii młodzi ludzie zniknęli. Jakby wyjechali do innego kraju.

Z czego wynika to ciche przyzwolenie hierarchów na zachodzące procesy?

Myślę, że przede wszystkim biskupi i księża z dużym trudem odnajdują się w nowej rzeczywistości. Kościół katolicki, jako instytucja, był przyzwyczajony przez ostatnie dziesięciolecia do swego rodzaju triumfalizmu.

Święcił triumfy szczególnie w okresie karnawału "Solidarności" w latach 1980-1981, później w okresie stanu wojennego, obrad okrągłego stołu i transformacji ustrojowej 1989 r. Do tego oczywiście dochodzi pontyfikat Jana Pawła II i jego pielgrzymki do ojczyzny. W tym okresie Kościół katolicki odgrywał bardzo poważną rolę społeczną, polityczną i kulturową.

Natomiast dzisiaj mamy zupełnie inną sytuację. Skończył się triumfalizm, nadszedł czas pokory i walki o przetrwanie. Widzimy Polskę w relacji do Europy postchrześcijańskiej. Trzeba zreformować bardzo dużo w Kościele, żeby odnaleźć się w tym radykalnie zmienionym kontekście kulturowym.

Żeby to uczynić, trzeba zmienić najpierw mentalność biskupów, księży i zakonników, a to jest bardzo trudne.

A czy wpływ na "zatrważające statystyki" ma polityczne zaangażowanie Kościoła? Wielu Polaków odnosi zapewne wrażenie, że nie jest on neutralny.

Niewłaściwe zaangażowanie polityczne Kościoła to bardzo poważny błąd. Kościół jako instytucja powinien dążyć do scalania naszej tkanki narodowej, nie podgrzewając emocji i pomagając ludziom prezentującym różne poglądy polityczne w dążeniu do zgody.

W Polsce katolicy są w różnych partiach, głosują na różne ugrupowania. Co więcej, prawie wszyscy liderzy polskich partii politycznych są katolikami. Polsce potrzeba w najbliższych latach rzetelnej debaty o tym, jak sobie wyobrażamy w przyszłości funkcjonowanie naszego kraju i naszego systemu politycznego, wiedząc o tym, że jesteśmy społeczeństwem religijnie zdominowanym przez katolicyzm.

To wymaga ogromnej pracy intelektualnej, żeby w najbliższych latach ukształtować odpowiedni model życia zbiorowego.

Kiedy czytamy o wojnie i widzimy tragedię narodu ukraińskiego, która jest wyrządzona przez Rosjan, to naturalnym mechanizmem jest nienawiść w stosunku do agresora. Z kolei chrześcijaństwo mówi nam, żeby wybaczać i kierować się miłosierdziem. Jak nie wpaść w nienawiść po Buczy i Irpieniu?

Jacek Kaczmarski w "Modlitwie o wschodzie słońca" śpiewał: "Ale chroń mnie, Panie, od pogardy. Od nienawiści strzeż mnie, Boże".

Miałem 15 lat, gdy narodziła się "Solidarność". Pamiętam przejmującą wymowę tych słów w okresie stanu wojennego. Myślę, że "Modlitwę" można przywołać także dzisiaj, mówiąc o rosyjskich zbrodniach dokonywanych na terytorium Ukrainy.

Postawa nienawiści jest czymś niewłaściwym i niszczącym człowieka. Trzeba ją przekuć w pragnienie sprawiedliwości.

W "Kazaniu na górze" Jezus Chrystus powiedział: "Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości".

Trzeba dobrze dokumentować rosyjskie zbrodnie i zrobić wszystko, by ich sprawcy odpowiedzieli karnie. To sprawa honoru ludzi dobrej woli, żeby po wojnie ukarać sprawiedliwie wszystkich zbrodniarzy.

Rozumiem, że chodzi księdzu profesorowi również o wymierzenie sprawiedliwości Putinowi. Pójdźmy krok dalej – czy Putin ma szansę na zbawienie?

Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Szkoda czasu, żeby nim się zajmować.

Kwestia zbawienia i potępienia to tajemnica Bożej Opatrzności. Zostawmy to Panu Bogu, a sami skupmy się na tym, by czym prędzej zakończyć wojnę, odbudować spalone domy, nakarmić głodnych i przywrócić sprawiedliwość.

Trzeba już teraz pracować w pocie czoła nad nowym modelem świata, który po tej wojnie narodzi się w Europie Środkowo-Wschodniej. To będzie zupełnie nowy ład polityczny, gospodarczy, kulturowy i społeczny.

Od początku wojny z dużą krytyką spotykał się papież Franciszek, który długo zwlekał choćby z mówieniem wprost o wojnie, wspominał też o tragedii rosyjskich żołnierzy. Potrzebował kilku miesięcy, by przyznać, kto jest agresorem, a kto ofiarą. Czy ksiądz uważa, że długie milczenie papieża było błędem?

Z polskiej i środkowoeuropejskiej perspektywy te wypowiedzi Franciszka z początku wojny rzeczywiście były słabe i zbyt ogólne.

Natomiast z perspektywy polityki europejskiej i międzynarodowej były czymś odpowiednim. To dlatego, że wynikały z faktu, że z jednej strony Franciszek jest liderem religijnym, ale z drugiej jest także prezydentem Watykanu, rasowym politykiem.

Watykan jest państwem neutralnym i papież zachowywał się tak, jak wszyscy inni przywódcy państw neutralnych, skupiając się na dążeniu do dialogu, wzywając do rozpoczęcia rozmów pokojowych.

Z czasem ta postawa papieża ewoluowała w kierunku bardziej radykalnych stwierdzeń.

Szczególnie przejmujące były publiczne łzy papieża, które widzieliśmy 8 grudnia na Placu Hiszpańskim w Rzymie. To był moment, gdy mówił o tragedii narodu ukraińskiego.

Płakać ludzka rzecz, ale rzadko się zdarza, żeby wielcy liderzy religijni czy polityczni mieli odwagę do tak szczerej reakcji, jak uczynił to przed całym światem papież Franciszek.

Czego powinniśmy sobie życzyć na te święta?

W Polsce dwa życzenia są szczególnie aktualne.

Pierwsze dotyczy wojny w Ukrainie, żeby jak najszybciej się skończyła i nie przerodziła się w prawdziwą III wojnę światową, a takie ryzyko ciągle nad nami wisi.

Drugie to takie, żeby w naszym kraju było mniej nienawiści, a więcej wzajemnego szacunku. Niestety, jesteśmy narodem coraz bardziej podzielonym na dwa plemiona i dwie bańki medialno-polityczne. De facto są dwie Polski.

Nie ma innego tak głęboko podzielonego społeczeństwa w całej Europie. Przekopany przez Polskę głęboki rów nienawiści dzieli rodziny, krewnych, znajomych.

Wiele rodzin w Polsce boi się tegorocznych świąt Bożego Narodzenia z tego powodu, że spodziewają się spotkań, w których trakcie polityka doprowadzi do kłótni i sporów.

Spróbujmy nienawiść zastąpić szacunkiem.

Rozmawiał Arkadiusz Grochot, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie