Wstydliwy problem Putina. "Inaczej wojny nie da się wygrać"

Bunt wagnerowców to dopiero pierwszy problem Władimira Putina. Od ponad 100 lat łamanie dyscypliny jest niemal nieodłącznym elementem funkcjonowania radzieckiej i rosyjskiej armii. "Diedowszczyzna" prowadzi do buntów, masowych dezercji i morderstw. A tych przybywa wraz z ukraińską kontrofensywą.

Prezydent Rosji Władimir Putin
Prezydent Rosji Władimir Putin
Źródło zdjęć: © PAP

Niespełna 48 godzin trwał bunt Grupy Wagnera i ich szefa Jewgienija Prigożyna. Buntownicy zatrzymali się kilkaset kilometrów przed Moskwą. Sam Prigożyn oświadczył, że jego najemnicy nie chcą rozlewu krwi, dlatego do stolicy nie ruszą. Przez kilkaset kilometrów uzbrojone przejeżdżały przez Rosję. I nikt ich nie zatrzymywał.

I nie jest to nic dziwnego. Od lat rosyjska armia ma problemy z buntownikami, dezerterami i wszechobecną "falą", czyli znęcaniem się jednych żołnierzy nad drugimi.

Co ciekawe, sam Prigożyn od lat powtarza, że w wojsku powinna obowiązywać kara śmierci. Jego los nie jest przesądzony. Odwrót ma gwarantować bezpieczeństwo i jemu, i jego ludziom. Na froncie Grupa Wagnera i jej ludzie uciekających zwykle rozstrzeliwali.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W 2008 r. Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej poinformowało, że ponad 500 żołnierzy popełniło samobójstwo lub zostało zabitych w wyniku diedowszczyzny - której odpowiednikiem jest właśnie polska "fala".

Podczas wojny z Gruzją fala dezercji była wręcz przytłaczająca. W 2011 r. tylko w 587. Samarskiej Dywizji Zmechanizowanej zdezerterowało jednorazowo ponad 70 żołnierzy, a kilka miesięcy później młody poborowy zastrzelił czterech, którzy się nad nim znęcali.

Sytuacja niewiele się zmieniła również podczas wojny w Ukrainie. Skala dezercji nie jest podawana opinii publicznej, jednak można ją częściowo poznać dzięki dość częstym publikacjom w mediach. Te najczęściej ostrzegają przed uzbrojonymi bandami.

Ucieczki z bronią

W piątek 9 czerwca w obwodzie briańskim z jednostki wojskowej uciekł dwudziestoletni poborowy z Ałtaju, uzbrojony w karabinek Kałasznikowa. Nadal nie został pojmany. Wcześniej oddziały specjalne żandarmerii poszukiwały Dmitrija Perowa, który zdezerterował z linii frontu uzbrojony w karabinek z pięcioma magazynkami amunicji i granaty. Najpierw ukrywał się w Woroneżu, a potem w Lipiecku, gdzie zginął w strzelaninie z żandarmerią.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jak podaje portal Dzen.ru, w Nowosybirsku zmobilizowany Władimir Konstantinow został skazany na pięć lat więzienia za ucieczkę z obozu szkoleniowego. Przed sądem mówił, że uciekł ze względu na trudne warunki, jakie były w obozie, gdzie przy ujemnych temperaturach żołnierze byli zakwaterowani w nieogrzewanych namiotach. W cywilu pracował w fabryce lodów.

Nawet ucieczki za granicę Federacji nie gwarantują bezpieczeństwa. W Armenii za nielegalne przekroczenie granicy aresztowany został szer. Ewdokimow. Kreml wystąpił o ekstradycję, a władze w Erywaniu chętnie go odesłały. Sąd Południowego Okręgu Wojskowego skazał go na pięć lat kolonii karnej.

Uzbrojone bandy grasują w Rosji

Pojedyncze ucieczki są niemal normą. Jednak coraz częstsze stają się duże grupowe dezercje. W ostatnim dniu maja sąd wojskowy garnizonu Odincowo wydał wyrok w sprawie ośmiu zmobilizowanych mieszkańców obwodu królewieckiego, którzy uciekli po bitwie o Wuhłedar.

W pełni uzbrojeni przejechali niemal 500 km przez z Rosję i sami oddali się w ręce policji pod Moskwą. Dostali od 6 do 7 lat kolonii karnej. W sądzie podkreślali, że zdezerterowali, aby chronić swoje życie i zdrowie ze względu na niedopuszczalne warunki bytowe, brak przeszkolenia i brak podstawowych środków ochrony.

O ile dwudziestolatkowie z Kaliningradu oddali się dobrowolnie w ręce policji, tak zwolnieni z więzień najemnicy już niezbyt chętnie chcą współpracować z władzami. Na początku grudnia 2022 r. dezerter z tzw. Grupy Wagnera ostrzelał patrol policji. W tym samym czasie grupka dezerterów, w tym trzech obywateli Uzbekistanu i po jednym z Rosji, Białorusi i Kirgistanu, rozpoczęła przestępczy szlak, napadając z bronią na sklepy.

Pod koniec maja w pobliżu Swetowego dwudziestu "mobików" ukradło KamAZ-a (ciężarówkę - red.) i udało się w nieznanym kierunku. Rosyjskie media poinformowały, że uciekinierzy byli byłymi więźniami zwolnionymi z kolonii karnej. 2 czerwca w ich ślady poszła kolejna grupa ok. 40 zmobilizowanych. Do poszukiwań dezerterów Rosjanie użyli helikopterów oraz jednostki Rosgwardii. Nadal nie udało się złapać wszystkich.

Największe problemy sprawiają jednak żołnierze, którzy zostali zwolnieni z więzień. Zwłaszcza ci, którzy trafili do Grupy Wagnera.

Brutalna dyscyplina

Oddziały Grupy Wagnera zdobyły Sołedar i Bachmut dzięki żelaznej dyscyplinie. Płk Igor Girkin, jeden z czołowych rosyjskich propagandzistów, w jednym ze swoich wystąpień podkreślił, że wielu skazańców, którzy szukali na froncie ucieczki od brutalności łagrów, obecnie żałuje swojej decyzji. Sam jednak mówi, że rozumie decyzje o rozstrzeliwaniu odmawiających wykonania rozkazu.

- Bo jak inaczej zmusić skazańców do walki? Przysłano morderców, gwałcicieli, narkomanów, których głównym celem nie jest walka za ojczyznę, a przetrwanie sześciu miesięcy, które gwarantują amnestię - pyta retorycznie Girkin. - Za dezercję z bronią można obecnie dostać 12 lat więzienia, ale na polu bitwy dzieją się takie rzeczy, że wyrok za dezercję wydaje się rajem - podkreśla propagandzista.

Wagnerowcy nie podlegają pod prawo Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, która nie przewiduje kary śmierci. Tego "problemu" nie mają dowódcy Grupy. W listopadzie 2022 r. świat obiegły sceny wykonywania kary śmierci na dezerterze Jewgieniuju Nużynie przy pomocy młota kowalskiego. Sam Jewgienij Prigożin, szef firmy, podkreśla, że jego zdaniem kary za zbrodnie wojenne powinny zostać poważnie zaostrzone.

- Uważam, że kara śmierci powinna zostać przywrócona. Inaczej wojny nie da się wygrać. Towarzysz Stalin miał całkowitą rację. Być może w wielu przypadkach mylił się, strzelając do kogoś z powodów politycznych, ale kara śmierci na wojnie musi być - mówił na spotkaniu we Władywostoku.

Podobnie uważa Walerij Zorkin, szef Trybunału Konstytucyjnego. Podkreśla przy tym, że konieczna byłaby zmiana ustawy zasadniczej. Nie jest to niemożliwe, już tak robiono na skinienie Putina. Tym razem może być jednak inaczej. Prezydent powiedział wprost, że jego "zdanie o przywróceniu kary śmierci się nie zmieniło". Co innego myśli nt. kwestii rozbudowy sieci kolonii karnych.

Więzienia na tyłach frontu

Ukraiński wywiad donosi, że od rozpoczęcia kontrofensywy znacznie zwiększyła się ilość dezercji i odmów wypełnienia rozkazów. Plaga odmawiania pójścia w bój jest rozpowszechniona do tego stopnia, że rosyjscy dowódcy musieli adaptować niektóre z budynków na terenach okupowanych na areszty.

Sami Rosjanie przyznają, że nie widzą innego rozwiązania, choć aresztowanie na podstawie decyzji oficera jest niezgodne z prawem. O tym powinien decydować sąd, a aresztowania powinna dokonać żandarmeria. Dowódcy jednak sobie nie radzą.

Jak informuje portal KavkazRealii, żołnierze kontraktowi 136. Brygady Strzelców Zmotoryzowanych z Dagestanu odmówili wykonania rozkazów na froncie i wrócili do stałego punktu rozmieszczenia jednostki w Bujnaksku. Informacja o tym wyciekła do mediów przypadkiem, kiedy sprawa jednego z żołnierzy, Zaura Batyrchanowa, trafiła do sądu administracyjnego.

Nie wiadomo, jak wielka była skala odmów wykonania rozkazów w dagestańskiej brygadzie. Wygląda jednak na to, że problem jest systemowy - zwłaszcza w jednostkach, gdzie jest duży odsetek żołnierzy zmobilizowanych w ostatnich miesiącach. A to dopiero wierzchołek góry lodowej. Rosjanie musieli wprowadzić na okupowanych terenach m.in. całkowitą prohibicję. Rosyjskie wojsko ma ogromny problem z karnością. I nawet rosyjskie media przestają to ukrywać.

Czytaj też:

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainierosjaukraina
Wybrane dla Ciebie