Most na Krym trafiony. "To opóźni dostawy Rosjan na froncie"
W wyniku ataku rakietowego ukraińskiej armii uszkodzono most prowadzący na Krym. Uderzenie miało zakłócić dostawy zaopatrzenia dla rosyjskich jednostek na południu Ukrainy. - Jeśli będzie więcej takich uderzeń, Rosja będzie miała coraz większe problemy - mówi WP płk rez. Piotr Lewandowski.
O uszkodzeniu mostów poinformował szef okupacyjnych władz obwodu chersońskiego Wołodymyr Saldo. Rano na granicy obwodu chersońskiego i Krymu doszło do kilku głośnych eksplozji. Jak się później okazało, zniszczeniu uległ jeden z kluczowych mostów prowadzących na Krym - most Czonharski. Według BBC jest to najkrótsza droga z półwyspu do Melitopola i dalej na południowy odcinek frontu, gdzie trwa ukraińska kontrofensywa. Wskutek działań partyzanckich uszkodzony miał też zostać pobliski most kolejowy.
To kolejny atak na rosyjską logistykę w regionie. W zeszłym tygodniu Ukraina wysadziła w powietrze duży skład broni na linii kolejowej z Czonharu do Melitopola.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według płk rez. Piotra Lewandowskiego, byłego dowódcy bazy wojskowej w Redzikowie i wykładowcy w Centrum Szkolenia Wojsk Obrony Terytorialnej, im dłużej ukraińska ofensywa będzie trwała, tym częściej będziemy świadkami uderzeń na tyły rosyjskich wojsk w dostawy i logistykę.
"Chwilowe problemy, ale..."
- Takie uderzenia w mosty mogą oznaczać, że Ukraina po pierwszych trudnościach i mocnym spowolnieniu ofensywy na odcinku zaporoskim zobaczyła, że plan walk nie jest realizowany. Mogła go zmienić i dostosować do aktualnej sytuacji. Tym samym realizuje swoje cele strategiczne. Takie, które mają zmienić obraz całej wojny - mówi Wirtualnej Polsce wojskowy.
W jego ocenie uderzenie w most Czonharski sprawi Rosjanom chwilowe problemy. Jeśli jednak nastąpi powtarzalność takich ataków, znajdą się w znacznie większych tarapatach.
- Skutkiem będzie kilkudniowe upośledzenie dostaw. Osłabi Rosjan, ale nie będzie decydujące dla dalszego przebiegu walk. W rosyjskiej armii są specjalne jednostki do odbudowy infrastruktury kolejowej, mostowej i drogowej. Mają też specjalistyczny, ciężki sprzęt do odtwarzania wyrządzonych szkód. Uporają się więc z naprawą - przewiduje nasz rozmówca.
I jak dodaje, jeśli Ukraina będzie konsekwentnie przeprowadzała podobne ataki, to wówczas pojawi się poważne zagrożenie logistyczne dla Rosjan.
- Ich problemem jest brak głębi operacyjnej na Zaporożu. Nie mają jak tworzyć składów poziomu strategicznego, mają je bardzo rozproszone. W efekcie cały czas muszą być zaopatrywani. A to z Krymu, a to wzdłuż południa Ukrainy bezpośrednio z Rosji. Kolejne uderzenia w mosty w pobliżu półwyspu mogą spowodować załamanie w niektórych obszarach dostaw. A jak zrobi się wąska nitka transportowa, Rosjanie będą musieli wybierać: czy dostarczyć paliwo, czy żywność, a może wodę albo amunicję - komentuje płk rez. Piotr Lewandowski.
Z kolei gen. Waldemar Skrzypczak podkreśla wymiar propagandowy ataku rakietowego na most Czonharski.
Ukraina wykorzystała pociski Storm Shadow?
- Uderzenie w most ma propagandowo spektakularne znaczenie. Kijów pokazuje, że może sięgać celów blisko Krymu. Nie rozpatrujmy jednak tego w kategoriach wielkiego uderzenia i ukraińskiego zwycięstwa. Ukraina cały czas uderza w logistykę. Ten atak na most w jakimś stopniu zapewne opóźni zaopatrzenie, ale łańcucha dostaw nie sparaliżuje. Rosjanie na froncie nadal mają połączenie lądowe z dostawami ze swojego kraju na odcinku Rostów-Melitopol. Dostawami z Krymu będą musieli manewrować - uważa były dowódca Wojsk Lądowych RP.
Po porannym ukraińskim ataku pojawiły się informacje, że przeprowadzono go przy użyciu brytyjskich pocisków Storm Shadow. Maja one zasięg do 300 kilometrów. Tak twierdził m.in. szef okupacyjnych władz obwodu chersońskiego Wołodymyr Saldo. Z kolei zdaniem Siergieja Aksionowa, szefa administracji prorosyjskiej Krymu, na miejscu trwają oględziny, a stan drogi i rodzaj użytej do ataku broni wciąż nie jest znany.
- Ukraina wykorzystuje maksimum zdolności bojowych, które obecnie posiada. Żeby razić rosyjskie zaplecze, używają HIMARS-ów w walkach o Zaporoże, mają do dyspozycji bomby szybujące GLSDB o zasięgu 150 kilometrów i mogą użyć pocisków Storm Shadow na odległość 300 kilometrów. Widać, że rażenie jest warstwowe i odbywa się na trzech poziomach. Pomimo że na Krymie przebywa potężne zgrupowanie Rossgwardii, to nie są oni w stanie zabezpieczyć kluczowych obiektów terenowych. Jeśli uda się ukraińskiej armii poprowadzić skutecznie ofensywę, to może sięgnąć celów na odległość 250-300 kilometrów - uważa płk rez. Piotr Lewandowski.
Czy to oznacza, że kolejnym celem może być most Krymski łączący z drugiej strony półwysep z Federacją Rosyjską?
- W mojej ocenie głównym celem jest nadal Zaporoże. Ukraina zgromadziła tam ok. 50 tys. żołnierzy, a dodatkowe 50 tys. ich zabezpiecza. Krym jest traktowany zapewne jako dalsza część operacji. Możliwe, że będzie to w następnym roku. Jeśli miałoby to nastąpić w najbliższych miesiącach, to Ukraińcy musieliby całkowicie zniszczyć rosyjskie ugrupowanie na Zaporożu - mówi wojskowy.
Jego zdaniem warunkiem powodzenia ofensywy krymskiej jest zniszczenie mostu Krymskiego. - To niezbędne. Stanie się tak, jeśli ukraińska armia dotrze na południu Ukrainy na taką odległość, że będzie mogła rakietami uderzyć w most - ocenia płk rez. Piotr Lewandowski.
Bardziej sceptyczny w swoich ocenach jest gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. - Rosjanie nasycili Krym swoimi wojskami. W efekcie możliwości działań partyzanckich ukraińskich jednostek są tam bardzo ograniczone. Jeśli jednak udałoby im się uszkodzić most Krymski, co przy obecnej intensywnej ochronie rosyjskiej praktycznie jest niewykonalne, to na pewno w jakimś stopniu ograniczy dostawy, ale nie zlikwiduje całkowicie - mówi gen. Skrzypczak.
I jak przypomina, mostu Krymskiego podczas II wojny światowej nie było, a Rosjanie na Krymie walcząc z Niemcami nadal byli zaopatrywani.
- Problemy z zaopatrzeniem rozwiązywano wówczas drogą morską, przez Morze Azowskie. Teraz też tak będzie. Uszkodzą Rosjanom most, zaangażują barki desantowe z zaopatrzeniem dla wojsk. Putin Krymu nie wypuści z rąk. Co nie znaczy, że Ukraina nie będzie próbować go odbić - kończy rozmówca WP.
Czytaj też:
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski