Wpadli we własne sidła. Panicznie boją się nowej plagi

Rosyjscy żołnierze wierzyli, że będą witani w Ukrainie kwiatami. Zamiast tego w ich stronę leciały koktajle Mołotowa i zamykano ich w windach. Rosjanie w końcu zauważyli, że nie są wyzwolicielami, a cywile robią wszystko, aby pozbyć się okupanta. Teraz okupanci panicznie boją się otrucia.

Popłoch w rosyjskiej armii. Boją się, że zostaną otruci
Popłoch w rosyjskiej armii. Boją się, że zostaną otruci
Źródło zdjęć: © East News | Libkos

Atakując Ukrainę, Rosjanie byli przekonani, że będą przyjęci jak wyzwoliciele, którzy mają "oswobodzić" cywilów cierpiących "pod butem kijowskiego reżimu". Rosyjska propaganda znakomicie przygotowała grunt i opór zdziwił najeźdźców. Wkrótce zaczęły pojawiać się tłumaczenia, że Ukraińcy są "ofiarami rządowej propagandy, która wmówiła im, iż ruski mir jest dla nich zgubą".

W Buczy, Iziumie czy Swiatohirsku faktycznie ruski mir okazał się zgubą. Opór Ukraińców szybko krzepł, a cywile jawnie włączyli się w obronę kraju, stawiając nie tylko bierny, ale często także czynny opór. Władze okupacyjne przestały traktować cywilów jak "wyzwolonych braci", a zaczęły wprowadzać ograniczenia znane z innych wojen napastniczych.

Zaczęło się od odbierania ukraińskich dokumentów i wydawania rosyjskich. Potem wywózka dzieci i opornych Ukraińców do Federacji Rosyjskiej, a pozostali otrzymali ograniczania w poruszaniu się. Z czasem Rosjanie coraz bardziej zaostrzali zasady. W ostatnich tygodniach w związku ze spodziewaną ukraińską kontrofensywą rozpoczęli wysiedlenie mieszkańców Zaporoża i rekwizycje pojazdów. Ograniczenia przemieszczania się dotknęły także transport publiczny i handel.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zakazy dotknęły także samych Rosjan. Władze zabroniły im bratania się z Ukraińcami, a przede wszystkim - zabierania produktów spożywczych i korzystania z gościny oraz proponowanych posiłków. Rosyjskie władze boją się, że ukraińscy cywile będą próbować otruć swoich "wyzwolicieli". Propaganda wyjaśniła, że "pomiędzy spokojnych ruskich ludzi wdarli się faszyści" i to oni odpowiadają za "niechęć do wyzwolicieli". Problem w tym, że nie są w stanie rozpoznać, którzy są tymi dobrymi, więc działają na zasadzie "Bóg swoich rozpozna". Pokazuje to stan paranoi, w jakim znalazły się okupacyjne wojska.

Stare konserwy

Rosjanie od początku wojny mieli problemy z aprowizacją. Świat obiegły nagrania, na których kradli jedzenie ze sklepów i rekwirowali je u cywili. Już po niespełna trzech tygodniach wojny pojawiły się pierwsze doniesienia o zatruciach. W czasie rozmowy przechwyconej przez ukraińskie służby jeden z rosyjskich żołnierzy opowiedział swojej dziewczynie o śmierci ośmiu swoich kolegów, którzy zjedli zatrute paszteciki od miejscowej "babuszki".

Z dużym prawdopodobieństwem była to zagrywka ukraińskiej propagandy, która miała zniechęcić Rosjan do okradania cywili. Tak bardzo wryło się to w świadomość agresorów, że co jakiś czas powtarzały się mniej lub bardziej absurdalne doniesienia o przypadkach zatrucia rosyjskich żołnierzy.

Pod koniec lipca 2022 roku rosyjskie władze oskarżyły Ukraińców o masowe zatrucie żołnierzy jadem kiełbasianym. "Na fakt terroryzmu chemicznego usankcjonowanego przez reżim Zełenskiego Rosja przygotowuje dowody potwierdzające wyniki analiz" - poinformowało Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej.

"Rosyjskie ministerstwo obrony nie uściśla, czy zatrucie mogło być spowodowane spożyciem przeterminowanego mięsa z puszki, w którym często znajduje się toksyna botulinowa. Na racje żywnościowe nienadające się do spożycia wojska sił okupacyjnych narzekają od pierwszego dnia inwazji na Ukrainę" - odpowiedział Anton Heraszczenko z ukraińskiego MSW.

Wkrótce okazało się, że Rosjanie zatruli się mięsem, które było przechowywane w chłodniach, a te nie działały ze względu na rosyjski ostrzał. Jest to jedyny potwierdzony przypadek zatrucia. Rosjanie jednak panicznie boją się powtórki, zwłaszcza że mieszkańcy Zaporoża i okolic otwarcie okazują im wrogość i wspierają własne siły zbrojne - informują o ruchach rosyjskich wojsk, podają namiary na magazyny i punkty rozśrodkowania.

Jedzeniowa panika

Mieszkańcy, którzy pozostali w okupowanej części kraju, donoszą, że rosyjskim żołnierzom został wydany zakaz bratania się z ukraińskimi cywilami. Dodatkowo w rozkazie został uwzględniony zakaz rekwizycji żywności i korzystania z zaproszeń do wspólnych posiłków.

Rozkaz zapewne wydano ze względu na oczekiwaną ukraińską kontrofensywę. Rosyjskie dowództwo obawia się osłabienia potencjału obronnego i chaosu, jaki mogłyby wywołać zatrucia tuż przed ukraińskim uderzeniem.

Nie musiałaby to być śmiertelna trucizna. Nietrudno sobie wyobrazić żołnierza wymęczonego rozwolnieniem czy wymiotami, na którego pozycje nacierają oddziały zmechanizowane, a na głowę spadają pociski artyleryjskie. Raczej nie będzie w stanie podjąć walki. Tego właśnie obawiają się Rosjanie.

Spowodowanie zatrucia nie jest trudne. Kampylobakterioza jest wywoływana przez niedogotowane mięso drobiowe lub surowe mleko od zakażonych zwierząt. Choroba może rozłożyć silnego mężczyznę nawet na tydzień. Podobnie łatwo można zatruć się jadem kiełbasianym. Gdyby tylko Ukraińcy chcieli, nawet nie musieliby się specjalnie starać. Jednak jest wątpliwe, aby posunęli się do tego typu działań.

Co nie zmienia faktu, że odpowiedni PR zrobił już swoje. I właśnie dlatego żołnierze mają korzystać jedynie z pożywienia dostarczanego przez własną logistykę. To również nie wróży niczego dobrego, biorąc pod uwagę kiepskie rosyjskie zaopatrzenie.

Działania dowództwa pokazują również, że Rosjanie faktycznie obawiają się uderzenia i nie wierzą już w zapewnienia propagandy, że mieszkańcy "Noworosiji" są im wdzięczni za wyzwolenie.

Czytaj też:

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
armia rosyjskawojna w Ukrainiejedzenie
Wybrane dla Ciebie